Narzekania duchownych na świeckie standardy europejskie ruszyły pełną parą. W ustach polskich księży brzmią one szczególnie kuriozalnie - oto kasta (bo trudno nazwać duchownych Kościoła katolickiego w Polsce inaczej) wybitnie uprzywilejowana zwolnieniami podatkowymi, przyspieszonym zwrotem majątku - nawet takiego, który nigdy doń nie należał - prawem do lekcji religii w szkołach i pobierania za nie wynagrodzenia, w końcu instytucja, mająca poważny wpływ na życie polityczne kraju - narzeka, że oto kończy się cywilizacja. To, że wiara katolicka jest holistyczna jest rzeczą wiadomą, problem polega na tym, gdy swoją opinię stara się narzucić całości społeczeństwa. Sądowy sukces we Włoszech daje nadzieję na to, że koncepcje świeckiego państwa nie będą jedynie pobożnymi życzeniami, lecz staną się rzeczywistością.
Krzyż w szkole nie jest symbolem tradycji kulturowych - a przynajmniej nie w tym momencie. W tym momencie jest on symbolem jednej z wielu wiar, które - owszem - mogą pomagać człowiekowi w życiu, nie mają jednak statusy religii panującej. Różnorodność światopoglądowa i prawo do niej wymaga tworzenia przestrzeni neutralnej ideowo, którą powinno zapewnić sprawnie działające państwo. Mało kto z nas wyobraża dziś sobie placówki publiczne z czerwonymi sztandarami czy symbolami rodzimowierczymi - i nic w tym dziwnego. Jednocześnie jednak udajemy, że nie ma nic złego w tym, że w tej samej placówce znajdujemy krzyż. Dominacja symboliczna, choć niepozorna, przyczynia się tymczasem do równolegle dominującej dominacji w strukturach władzy i w stanowionym prawie. Tego typu dominacja stoi za obowiązywaniem w Polsce jednego z najbardziej restrykcyjnych w Europie prawa aborcyjnego, a także umożliwia debaty na temat delegalizacji zapłodnienia in vitro. Moralne opinie jednej grupy usiłuje się zatem za wszelką cenę rozciągnąć na ogół obywatelek i obywateli.
Jeśli katoliccy duchowni mówią o szacunku dla wiary, to ja - wierzący luteranin - tym bardziej chciałbym dla niego szacunku. Boli mnie, że krzyż znajduje się w pomieszczeniach, w których panuje zgoła niechrześcijańskie zachowanie, jak w polskim Sejmie. Boli mnie, kiedy znak miłości używany jest jako broń do przymusowej indoktrynacji ideowej młodych ludzi w szkołach. Aktualna postawa wobec symboli religijnych w miejscach publicznych dezawuuje ich znaczenie, sprawiając, że stają się kolejną dekoracją ściany. Wiele osób, w imieniu jej obecności, gotowa jest do poniżania politycznych i ideowych oponentek i oponentów. Zupełnie tak, jakby nadal w przestrzeni publicznej mało było krzyży, pomników Jana Pawła II i nazwanych po chrześcijańskich świętych - albo i niekoniecznie świętych - ulic.
Walka o świeckość nie musi być walką z wiarą - to tak naprawdę emancypacyjne uznanie wolności drugiego człowieka i jego prawa do podążania własnymi ścieżkami duchowymi i ideowymi. Bez stworzenia neutralnej przestrzeni dużo trudniej będzie o rzeczywisty dialog zamiast irytujących, wygłaszanych z pozycji ambony monologów. Oznacza to na przykład odejście od lekcji religii w kierunku szerszego religioznawstwa z elementami etyki i filozofii, tak samo, jak na wiedzy o społeczeństwie poznaje się dziś różne ideologie, ich historię i założenia. Obiektem refleksji powinien stać się także status podatkowy kościołów - skoro bowiem dążymy do reformy KRUS, uzasadniając ja sytuacją budżetową i nieproporcjonalnymi zyskami, czerpanymi z obecnego systemu przez bogatszą część środowiska rolniczego, to tym bardziej jakaś forma opodatkowania kościołów powinna mieć miejsce.
Wszystkie te działania służą stworzeniu przestrzeni autentycznej równości między ludźmi. Kto nie chce, do aborcji zmuszany nie będzie. Kto zechce, będzie mógł spokojnie pójść i pomodlić się do świątyni swego wyznania. Istotne zabytki architektoniczne, a więć świadectwa dziedzictwa kulturowego, nadal będą finansowo wspierane w wypadku ich renowacji z powodu ich znaczenia dla potrzymywania historycznej ciągłości. Gdzie tu prześladowania jakiegokolwiek wyznania, wiary bądź niewiary? Niech swój krzyż niosą ci, co chcą, innym zaś dajmy spokój i skończmy z fikcją Polaka-katolika: szkodliwego stereotypu, wspieranego zawyżonymi danymi statystycznymi. Gdyby w Polsce - wzorem Niemiec - wprowadzić obowiązkowy podatek kościelny, daję głowę, że wskaźniki te poleciałyby na łeb, na szyję...
Krzyż w szkole nie jest symbolem tradycji kulturowych - a przynajmniej nie w tym momencie. W tym momencie jest on symbolem jednej z wielu wiar, które - owszem - mogą pomagać człowiekowi w życiu, nie mają jednak statusy religii panującej. Różnorodność światopoglądowa i prawo do niej wymaga tworzenia przestrzeni neutralnej ideowo, którą powinno zapewnić sprawnie działające państwo. Mało kto z nas wyobraża dziś sobie placówki publiczne z czerwonymi sztandarami czy symbolami rodzimowierczymi - i nic w tym dziwnego. Jednocześnie jednak udajemy, że nie ma nic złego w tym, że w tej samej placówce znajdujemy krzyż. Dominacja symboliczna, choć niepozorna, przyczynia się tymczasem do równolegle dominującej dominacji w strukturach władzy i w stanowionym prawie. Tego typu dominacja stoi za obowiązywaniem w Polsce jednego z najbardziej restrykcyjnych w Europie prawa aborcyjnego, a także umożliwia debaty na temat delegalizacji zapłodnienia in vitro. Moralne opinie jednej grupy usiłuje się zatem za wszelką cenę rozciągnąć na ogół obywatelek i obywateli.
Jeśli katoliccy duchowni mówią o szacunku dla wiary, to ja - wierzący luteranin - tym bardziej chciałbym dla niego szacunku. Boli mnie, że krzyż znajduje się w pomieszczeniach, w których panuje zgoła niechrześcijańskie zachowanie, jak w polskim Sejmie. Boli mnie, kiedy znak miłości używany jest jako broń do przymusowej indoktrynacji ideowej młodych ludzi w szkołach. Aktualna postawa wobec symboli religijnych w miejscach publicznych dezawuuje ich znaczenie, sprawiając, że stają się kolejną dekoracją ściany. Wiele osób, w imieniu jej obecności, gotowa jest do poniżania politycznych i ideowych oponentek i oponentów. Zupełnie tak, jakby nadal w przestrzeni publicznej mało było krzyży, pomników Jana Pawła II i nazwanych po chrześcijańskich świętych - albo i niekoniecznie świętych - ulic.
Walka o świeckość nie musi być walką z wiarą - to tak naprawdę emancypacyjne uznanie wolności drugiego człowieka i jego prawa do podążania własnymi ścieżkami duchowymi i ideowymi. Bez stworzenia neutralnej przestrzeni dużo trudniej będzie o rzeczywisty dialog zamiast irytujących, wygłaszanych z pozycji ambony monologów. Oznacza to na przykład odejście od lekcji religii w kierunku szerszego religioznawstwa z elementami etyki i filozofii, tak samo, jak na wiedzy o społeczeństwie poznaje się dziś różne ideologie, ich historię i założenia. Obiektem refleksji powinien stać się także status podatkowy kościołów - skoro bowiem dążymy do reformy KRUS, uzasadniając ja sytuacją budżetową i nieproporcjonalnymi zyskami, czerpanymi z obecnego systemu przez bogatszą część środowiska rolniczego, to tym bardziej jakaś forma opodatkowania kościołów powinna mieć miejsce.
Wszystkie te działania służą stworzeniu przestrzeni autentycznej równości między ludźmi. Kto nie chce, do aborcji zmuszany nie będzie. Kto zechce, będzie mógł spokojnie pójść i pomodlić się do świątyni swego wyznania. Istotne zabytki architektoniczne, a więć świadectwa dziedzictwa kulturowego, nadal będą finansowo wspierane w wypadku ich renowacji z powodu ich znaczenia dla potrzymywania historycznej ciągłości. Gdzie tu prześladowania jakiegokolwiek wyznania, wiary bądź niewiary? Niech swój krzyż niosą ci, co chcą, innym zaś dajmy spokój i skończmy z fikcją Polaka-katolika: szkodliwego stereotypu, wspieranego zawyżonymi danymi statystycznymi. Gdyby w Polsce - wzorem Niemiec - wprowadzić obowiązkowy podatek kościelny, daję głowę, że wskaźniki te poleciałyby na łeb, na szyję...
4 komentarze:
No to jak to jest w końcu z tym krzyżem, Państwo Zieloni? Czy jest on "bronią do przymusowej indoktrynacji ideowej" (swoją drogą, cóż za groteskowe sformułowanie) czy tylko "dekoracją"?
Neutralność światopoglądowa państwa nie oznacza, że nie można umieszczać symboli religijnych w miejscach publicznych. Rozumiem, że następnym krokiem ateistów będzie likwidacja kościołów - które przecież także znajdują się w miejscach publicznych, niewątpliwie gorsząc i raniąc uczucia religijne ludzi, którzy ich nie mają...?
Dekoracja również może indoktrynować. Dekoracją staje się dlatego, że w żaden sposób nie wpływa realnie na wiarę, narzędziem indoktrynacji - bowiem pokazuje domminującą ideologię, która nie ma nic wspólnego z tworzeniem nowoczesnej, wkluczającej wspólnoty politycznej. Nie zamierzam likwidować kościołów, tym bardziej, że do jednego z nich chodzę. Nierozróżnianie przestrzeni kościoła i szkoły wyraźnie pokazuje, że problem w rozgraniczeniu własnej wiary od instytucji publicznych w tym kraju jest - i to spory.
Do "Kubolski"
Co innego miejsce publiczne w sensie społecznym, co innego w sensie materialnym. Tu chodzi głównie o kwestię materialną. Szkoły są państwowe a promując jedno wyznanie nadają państwu wyznaniowy charakter.
Kościołów nie trzeba likwidować - leżą na gruntach należących lub dzierżawionych przez Kościół. Są prywatną sprawą właściciela - Kościoła.
Do "Beniex" - krzyż w szkole nie może być porównany do dekoracji. Zajmuje on miejsce centralne na przedniej ścianie jak tablica szkolna. On nie ma ozdabiać, na niego trzeba niejako się patrzeć.
ateistaa.blog.onet.pl
Ateisto, nie chodzi mi o pomniejszanie znaczenia umiejscowienia krzyża. Chodzi mi o to, że jego znaczenie religijne (dla wielu ludzi również ważne, dla mnie też) zmniejsza się, bowiem nie znajduje się on w miejscu odpowiednim i adekwatnym, stając się narzędziem nie wiary, ale opresji. W żaden sposób nie lekceważę wpływu krzyża na sytuację mentalną w placówkach publicznych.
Pozdrawiam
Prześlij komentarz