Platforma o dziwo zgotowała nam pomysł, którego nie można krytykować z góry na dół. Zapewne w ramach jego przygotowań i realizacji szanse na uczynienie z niego prawdziwego instrumentu działającego pozytywnie dla rozwoju, niezależności i misyjności mediów publicznych zmaleją do zera, ale taki już urok neoliberalnej postpolityki PO. Przy odpowiednich zmianach pomysłów partii Donalda Tuska moglibyśmy mieć prawdziwe radio i telewizję, służącą ludziom i jakości debaty publicznej, a nie rywalizowaniu z nadawcami prywatnymi o przychody z reklam. Jak wiemy jednak z dość znanej promocji piwa - "prawie" robi wielką różnicę...
Aktualnie daleko nam do ideału, jaki symbolizuje BBC - koncern, który w zamian za opłacenie sporego abonamentu udostępnia szeroką ofertę programową, spełniającą potrzeby praktycznie każdej Brytyjki i Brytyjczyka - i nie tylko. Poprzez ich strony internetowe ludzie z całego świata mogą zapoznać się z dogłębnymi analizami i szerokim spektrum informacji z każdej dziedziny życia. Co więcej, poprzez sieć można oglądać wiele ich produkcji własnych, szczególnie podcastów - miło jest podróżować po mieście ze słuchawkami w uszach, jednocześnie ucząc się angielskiego i słuchając wiadomości ze świata. Kto ogląda rodzime serwisy informacyjne wie, że półgodzinny serwis poświęcony wyłącznie sprawom globalnym to prawdziwy skarb w świecie zdominowanym przez kolejne przygody miałkich celebrytów.
Fundusz Misji Publicznej dla Platformy może stać się kolejnym etapem do osłabienia i prywatyzacji TVP i PR. W związku z tym należy zohydzić media publiczne, którym przez lata ufała większość Polek i Polaków. Nie da się ukryć, że każda kolejna ekipa nie mogła oprzeć się wykorzystywaniu publicznej własności jako propagandowej tuby dla swoich ugrupowań. Bardziej bolesne były jednak zmiany programowe, postępujący zanik dobrej publicystyki i misyjność zepchnięta na późne godziny nocne oraz do niszy TVP Kultura. Do tworzenia dobrego programu potrzebne są pieniądze - to truizm. Czy jednak koniecznie są one potrzebne dla tańczących na ludzie gwiazd czy też zgadywania, jaka to melodia? Nawet, jeśli pochodzą one z reklam zasadnym jest pytanie, czy na tym polega zadanie publicznego medium.
Zastąpienie abonamentu (a więc dotyczącego w praktyce każdej i każdego z nas) opłatami wnoszonymi przez komercyjne media byłoby olbrzymim krokiem naprzód. W kieszeniach Nowakowej czy Kowalskiego zostałoby więcej pieniędzy, zaś na misję publiczną składałyby się media komercyjne, które dzięki reklamom rozporządzają olbrzymimi pieniędzmi. Wydaje się, że wystarczałoby określenie procentu zysków z emisji ogłoszeń, jakie powinni przekazywać, np. 5-10%. W zamian publiczne radio i telewizja powinny mieć prawny zakaz emisji reklam. Widzowie, którzy podczas ich trwania najczęściej idą do łazienki albo do kuchni (zwyczajnie ich one nie interesują) byliby zadowoleni z możliwości oglądania kilku stacji bez konsumpcyjnych błyskotek.
Zakaz reklam w mediach publicznych miałby bardzo dobry wpływ na jakość rynku medialnego w Polsce. Z dwóch przyczyn - po pierwsze, mając zakręcony kurek od strony reklamodawców publiczne radio i, w szczególności (ponad 65% wpływów pochodzi u niej z reklam) telewizja byłyby uniezależnione od dyktatu słupków słuchalności i tego, czy lepiej jest o 20.00 puścić kolejne tańczące gwiazdy, czy też np. ambitne kino polskie lub iberoamerykańskie. Z drugiej strony TVP aktualnie poprzez swoją siłę rynkową i politykę cenową zaniża ceny reklam w telewizji. Wraz z brakiem reklamodawców tamże doszłoby do urealnienia cennika reklamowego i wzrostu przychodów mediów komercyjnych, co z nawiązką wynagrodziłoby im konieczność dotowania mediów publicznych. To gra, w której niewiele jest do stracenia.
Mówi się, że TVP i Polskie Radio musiałyby zrezygnować z części kanałów by utrzymać się na rynku przy takim scenariuszu. Nie budzi to we mnie żadnego problemu - dla realizowania misji publicznej wystarczy zmienić strategię. W wypadku radia można by pomyśleć o zwolnieniu częstotliwości Radia Bis, zniszczonego przez PiS-owskiego komisarza Jacka Sobalę, który w nagrodę za zniszczenie dzieła Pawła Sity i obniżenie słuchalności o połowę został szefem radiowej Jedynki. W wypadku telewizji wystarczy flagowa Jedynka, która przejęłaby wszelkie zasoby programowe Dwójki i stała się anteną krajową. TVP Info mogłoby z kolei połączyć się z TVP Polonia, która emitowałaby własne produkcje dla zagranicy w paśmie lokalnym tej stacji. Zwolnione częstotliwości telewizyjnej Dwójki mogłyby od razu stać się cyfrowym multipleksem TVP - w ciągu kilku lat musimy zakończyć nadawanie analogowe i ogólnopolski projekt z kanałami tematycznymi mógłby zachęcić do szybkiego przechodzenia na cyfrę.
By tego typu pomysły się spełniły, potrzeba olbrzymiej odwagi. Po pierwsze, przyznania, że media publiczne są potrzebne i zapewnienia mechanizmów zapewniających im niezależność od nacisków politycznych i finansowych. Po drugie, przekonania graczy na rynku medialnym, że wprowadzone na nich zobowiązania mogą doprowadzić do likwidacji patologii związanych z prowadzeniem komercyjnej polityki przez podmiot publiczny. Zyskać możemy wszyscy - sztuką jest tylko wykonać kilka odpowiednich kroków. Znając jednak PO mam co do tego spore obawy.
Aktualnie daleko nam do ideału, jaki symbolizuje BBC - koncern, który w zamian za opłacenie sporego abonamentu udostępnia szeroką ofertę programową, spełniającą potrzeby praktycznie każdej Brytyjki i Brytyjczyka - i nie tylko. Poprzez ich strony internetowe ludzie z całego świata mogą zapoznać się z dogłębnymi analizami i szerokim spektrum informacji z każdej dziedziny życia. Co więcej, poprzez sieć można oglądać wiele ich produkcji własnych, szczególnie podcastów - miło jest podróżować po mieście ze słuchawkami w uszach, jednocześnie ucząc się angielskiego i słuchając wiadomości ze świata. Kto ogląda rodzime serwisy informacyjne wie, że półgodzinny serwis poświęcony wyłącznie sprawom globalnym to prawdziwy skarb w świecie zdominowanym przez kolejne przygody miałkich celebrytów.
Fundusz Misji Publicznej dla Platformy może stać się kolejnym etapem do osłabienia i prywatyzacji TVP i PR. W związku z tym należy zohydzić media publiczne, którym przez lata ufała większość Polek i Polaków. Nie da się ukryć, że każda kolejna ekipa nie mogła oprzeć się wykorzystywaniu publicznej własności jako propagandowej tuby dla swoich ugrupowań. Bardziej bolesne były jednak zmiany programowe, postępujący zanik dobrej publicystyki i misyjność zepchnięta na późne godziny nocne oraz do niszy TVP Kultura. Do tworzenia dobrego programu potrzebne są pieniądze - to truizm. Czy jednak koniecznie są one potrzebne dla tańczących na ludzie gwiazd czy też zgadywania, jaka to melodia? Nawet, jeśli pochodzą one z reklam zasadnym jest pytanie, czy na tym polega zadanie publicznego medium.
Zastąpienie abonamentu (a więc dotyczącego w praktyce każdej i każdego z nas) opłatami wnoszonymi przez komercyjne media byłoby olbrzymim krokiem naprzód. W kieszeniach Nowakowej czy Kowalskiego zostałoby więcej pieniędzy, zaś na misję publiczną składałyby się media komercyjne, które dzięki reklamom rozporządzają olbrzymimi pieniędzmi. Wydaje się, że wystarczałoby określenie procentu zysków z emisji ogłoszeń, jakie powinni przekazywać, np. 5-10%. W zamian publiczne radio i telewizja powinny mieć prawny zakaz emisji reklam. Widzowie, którzy podczas ich trwania najczęściej idą do łazienki albo do kuchni (zwyczajnie ich one nie interesują) byliby zadowoleni z możliwości oglądania kilku stacji bez konsumpcyjnych błyskotek.
Zakaz reklam w mediach publicznych miałby bardzo dobry wpływ na jakość rynku medialnego w Polsce. Z dwóch przyczyn - po pierwsze, mając zakręcony kurek od strony reklamodawców publiczne radio i, w szczególności (ponad 65% wpływów pochodzi u niej z reklam) telewizja byłyby uniezależnione od dyktatu słupków słuchalności i tego, czy lepiej jest o 20.00 puścić kolejne tańczące gwiazdy, czy też np. ambitne kino polskie lub iberoamerykańskie. Z drugiej strony TVP aktualnie poprzez swoją siłę rynkową i politykę cenową zaniża ceny reklam w telewizji. Wraz z brakiem reklamodawców tamże doszłoby do urealnienia cennika reklamowego i wzrostu przychodów mediów komercyjnych, co z nawiązką wynagrodziłoby im konieczność dotowania mediów publicznych. To gra, w której niewiele jest do stracenia.
Mówi się, że TVP i Polskie Radio musiałyby zrezygnować z części kanałów by utrzymać się na rynku przy takim scenariuszu. Nie budzi to we mnie żadnego problemu - dla realizowania misji publicznej wystarczy zmienić strategię. W wypadku radia można by pomyśleć o zwolnieniu częstotliwości Radia Bis, zniszczonego przez PiS-owskiego komisarza Jacka Sobalę, który w nagrodę za zniszczenie dzieła Pawła Sity i obniżenie słuchalności o połowę został szefem radiowej Jedynki. W wypadku telewizji wystarczy flagowa Jedynka, która przejęłaby wszelkie zasoby programowe Dwójki i stała się anteną krajową. TVP Info mogłoby z kolei połączyć się z TVP Polonia, która emitowałaby własne produkcje dla zagranicy w paśmie lokalnym tej stacji. Zwolnione częstotliwości telewizyjnej Dwójki mogłyby od razu stać się cyfrowym multipleksem TVP - w ciągu kilku lat musimy zakończyć nadawanie analogowe i ogólnopolski projekt z kanałami tematycznymi mógłby zachęcić do szybkiego przechodzenia na cyfrę.
By tego typu pomysły się spełniły, potrzeba olbrzymiej odwagi. Po pierwsze, przyznania, że media publiczne są potrzebne i zapewnienia mechanizmów zapewniających im niezależność od nacisków politycznych i finansowych. Po drugie, przekonania graczy na rynku medialnym, że wprowadzone na nich zobowiązania mogą doprowadzić do likwidacji patologii związanych z prowadzeniem komercyjnej polityki przez podmiot publiczny. Zyskać możemy wszyscy - sztuką jest tylko wykonać kilka odpowiednich kroków. Znając jednak PO mam co do tego spore obawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz