Bycie polityczką czy politykiem nie jest łatwym kawałkiem chleba. Oczekuje się od takowej osoby, by znała odpowiedzi na wszystkie możliwe pytania, włącznie z tymi, które jeszcze nie padły. Należy dobrze wyglądać, zadbać o to, by mieć coś do powiedzenia i nie wyjść na durnia. Jeśli to się uda wpada się w nastrój niemal euforyczny - oto kamera i mikrofon nie wygrały z nami, nie powaliły na kolana i nie sprawiły, że nie będziemy mogli spać po nocach. Przełączamy na inny kanał, a tu robi się z nas wariatów i bałwanów, na przykład w programach satyrycznych. Idealna recepta na depresję jeśli nie ma się dystansu do własnej osoby.
Standardy karykaturowania rządzących przez rządzonych zależą w dużej mierze od poziomu otwartości na dyskusję i tradycji demokratycznych. W Wielkiej Brytanii tabloidy niemal ferują wyrokami śmierci a i tak, pomimo utyskiwań na dewastację jakości publicznej debaty nadal robią to, w czym są najlepsi - jątrzeniu i odwracaniu uwagi na istotne z punktu widzenia wpływu na społeczeństwo kwestie. Za oceanem prowadzący "A Daily Show" potrafi skierować do nielubianego polityka gromkie "pier..l się", wprawdzie ocenzurowane, ale każdy i tak wie, o co chodzi.
Toczą się debaty na temat tego, jak daleko sięga wolność słowa i czy jest ona wolnością absolutną. Bodaj największa przetoczyła się przy publikacji karykatur Mahometa, przedrukowanych w europejskiej prasie, w tym także w "Rzeczpospolitej". Zamieszki, jakie wybuchły w krajach arabskich z tego tytułu nie powstrzymały gazet przed tym, by także i w tym roku zamieścić podobne rysunki - tym razem wielkich bojkotów, klątw i gróźb nie było. Wszystko rozbija się w gruncie rzeczy o herbertowską "kwestię smaku" i tego, w jakim stanie jest wrażliwość strony (pośrednio lub bezpośrednio) będącej obiektem danego dowcipu.
Patrząc się na nasze swojskie, rodzime podwórko, mieliśmy Danutę Hojarską, której nie podobała się odgrywająca ją aktorka w "Szymon Majewski Show". Aktorka miała dość bujne sztuczne owłosienie na klatce piersiowej, zatem była już posłanka Samoobrony raczej nie była zachwycona. Pan Majewski na szczęście przynosi TVN-owi na tyle dużo pieniędzy, że stacja nie miała zamiaru go upominać, ale już przy dawnym, kultowym programie "Ale plama" tak sporej dobroduszności nie było. Rzecz jasna mówiono przy rozstaniu o kwestiach finansowych, ale w kuluarach uznawano, że nie jest to jedyny powód - w końcu naśmiewanie się z rodziny Kwaśniewskich nie było już tak mile widziane.
Tutaj właśnie pojawia się zasadniczy problem - każdy dowcip, nawet śmieszny, opiera się na pewnych stereotypowych uprzedzeniach. Programy satyryczne "masowego rażenia" emitowane są w określonych kanałach, mających swoje preferencje światopoglądowe. Służą one nierzadko legitymizacji uznawania danej polityczki czy polityka za osoby niepoważne, które albo się nie lubi (wersja znana z serwisów informacyjnych), albo też zbywa się pobłażliwym uśmiechem, jak właśnie w programach typu "Kuba Wojewódzki". Nie odmawiam im śmieszności - wręcz przeciwnie, spora część z nich pozwala na odpoczynek od codziennego liczenia każdego grosza.
Mimo wszystko jednak należy zwrócić uwagę na tę pomijaną przez sporą część komentatorek i komentatorów kwestię. Casus Andrzeja Leppera jest tu symptomatyczny - niezależnie od tego, co ten polityk powiedział i w jaki sposób się zachowywał, traktowany był przez elity jako typowy "burak" albo, w najlepszym razie, "wiejski głupek". Aż do czasów tryumfu Jarosława Kaczyńskiego nikt nie zwracał uwagi na to, dlaczego ludzie na niego głosują i że jest to ich sprzeciw wobec szalejącego neoliberalizmu, popieranego mniej lub bardziej przez każdą liczącą się wówczas siłę polityczną. Zakwestionowanie uznania Leppera za trędowatego skutkowało zdystansowaniem się elity od osoby, która w ten sposób pośrednio przyznawała, że coś w tym systemie może być nie tak.
Jak widać śmiech jest śmiertelnie poważnym zagadnieniem. To właśnie kpiną udało się przekonać sporą grupę wyborczyń i wyborców, że bracia Kaczyńscy to czyste zło. Nie tylko z powodu ich politycznych decyzji (nierzadko wręcz szkodliwych dla kraju), ale też właśnie dlatego, że okazali się nieestetyczni - przegrali. Jeśli ktoś ma pretensje do Jarosława K., że jest tak cięty na media warto na to zagadnienie zwrócić uwagę.
Standardy karykaturowania rządzących przez rządzonych zależą w dużej mierze od poziomu otwartości na dyskusję i tradycji demokratycznych. W Wielkiej Brytanii tabloidy niemal ferują wyrokami śmierci a i tak, pomimo utyskiwań na dewastację jakości publicznej debaty nadal robią to, w czym są najlepsi - jątrzeniu i odwracaniu uwagi na istotne z punktu widzenia wpływu na społeczeństwo kwestie. Za oceanem prowadzący "A Daily Show" potrafi skierować do nielubianego polityka gromkie "pier..l się", wprawdzie ocenzurowane, ale każdy i tak wie, o co chodzi.
Toczą się debaty na temat tego, jak daleko sięga wolność słowa i czy jest ona wolnością absolutną. Bodaj największa przetoczyła się przy publikacji karykatur Mahometa, przedrukowanych w europejskiej prasie, w tym także w "Rzeczpospolitej". Zamieszki, jakie wybuchły w krajach arabskich z tego tytułu nie powstrzymały gazet przed tym, by także i w tym roku zamieścić podobne rysunki - tym razem wielkich bojkotów, klątw i gróźb nie było. Wszystko rozbija się w gruncie rzeczy o herbertowską "kwestię smaku" i tego, w jakim stanie jest wrażliwość strony (pośrednio lub bezpośrednio) będącej obiektem danego dowcipu.
Patrząc się na nasze swojskie, rodzime podwórko, mieliśmy Danutę Hojarską, której nie podobała się odgrywająca ją aktorka w "Szymon Majewski Show". Aktorka miała dość bujne sztuczne owłosienie na klatce piersiowej, zatem była już posłanka Samoobrony raczej nie była zachwycona. Pan Majewski na szczęście przynosi TVN-owi na tyle dużo pieniędzy, że stacja nie miała zamiaru go upominać, ale już przy dawnym, kultowym programie "Ale plama" tak sporej dobroduszności nie było. Rzecz jasna mówiono przy rozstaniu o kwestiach finansowych, ale w kuluarach uznawano, że nie jest to jedyny powód - w końcu naśmiewanie się z rodziny Kwaśniewskich nie było już tak mile widziane.
Tutaj właśnie pojawia się zasadniczy problem - każdy dowcip, nawet śmieszny, opiera się na pewnych stereotypowych uprzedzeniach. Programy satyryczne "masowego rażenia" emitowane są w określonych kanałach, mających swoje preferencje światopoglądowe. Służą one nierzadko legitymizacji uznawania danej polityczki czy polityka za osoby niepoważne, które albo się nie lubi (wersja znana z serwisów informacyjnych), albo też zbywa się pobłażliwym uśmiechem, jak właśnie w programach typu "Kuba Wojewódzki". Nie odmawiam im śmieszności - wręcz przeciwnie, spora część z nich pozwala na odpoczynek od codziennego liczenia każdego grosza.
Mimo wszystko jednak należy zwrócić uwagę na tę pomijaną przez sporą część komentatorek i komentatorów kwestię. Casus Andrzeja Leppera jest tu symptomatyczny - niezależnie od tego, co ten polityk powiedział i w jaki sposób się zachowywał, traktowany był przez elity jako typowy "burak" albo, w najlepszym razie, "wiejski głupek". Aż do czasów tryumfu Jarosława Kaczyńskiego nikt nie zwracał uwagi na to, dlaczego ludzie na niego głosują i że jest to ich sprzeciw wobec szalejącego neoliberalizmu, popieranego mniej lub bardziej przez każdą liczącą się wówczas siłę polityczną. Zakwestionowanie uznania Leppera za trędowatego skutkowało zdystansowaniem się elity od osoby, która w ten sposób pośrednio przyznawała, że coś w tym systemie może być nie tak.
Jak widać śmiech jest śmiertelnie poważnym zagadnieniem. To właśnie kpiną udało się przekonać sporą grupę wyborczyń i wyborców, że bracia Kaczyńscy to czyste zło. Nie tylko z powodu ich politycznych decyzji (nierzadko wręcz szkodliwych dla kraju), ale też właśnie dlatego, że okazali się nieestetyczni - przegrali. Jeśli ktoś ma pretensje do Jarosława K., że jest tak cięty na media warto na to zagadnienie zwrócić uwagę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz