100 dni rządów Donalda Tuska minęło z bicza strzelił. Nadal jeszcze nowy premier, spoglądający z sejmowego zdjęcia pochwalił się niedawno ciekawą koncepcją swojej pracy, uznając, że im mniej ustaw jego rząd będzie produkować, tym lepiej. Idealnie pasuje to do postpolitycznego oblicza Platformy Obywatelskiej, która nie rządzi, tylko administruje, dbając raczej o słupki poparcia niż o zmiany systemowe czy też poprawę losu wyborców. Nagle jednak coś się zmieniło - ostatniej niedzieli sypnięto nam w oczy propozycjami na dalsze lata. By wszystkim żyło się lepiej, rzecz jasna. Ponieważ jest ich sporo, pokrótce streszczę, co o nich sądzę:
- obniżka deficytu z 2,5 do 1% na 2011: Trudno mi krytykować pomysł mniejszego zadłużania się kraju, widać przecież nawet w domowych budżetach, jakim ciężarem bywają kredyty. Pytanie jakimi środkami chce się sfinansować ową obniżkę? I tu pojawia się problem - przy planowanej obniżce podatków, likwidacji "podatku Belki" etc. trudno mi uwierzyć, że nietknięta pozostanie polityka społeczna, a wszystko skończy się na cięciach w administracji. Śmiem wątpić, nawet jeśli rolnicy wielkopowierzchniowi odkładać będą większe składki do KRUS.
- podatek liniowy w 2010-2011: W granicach 16 a 18%, z ulgą na dzieci i kwotą wolną od podatku. Trudno uznać podatek liniowy za propozycję która wpływa pozytywnie na sprawiedliwą redystrybucję dochodu narodowego. Ulgami wspierana będzie dzietność, rozumiana jako "trwanie narodu", a nie świadome macierzyństwo (brak refundacji leków antykoncepcyjnych, Rzeczniczki Równego Statusu czy też zapłodnień in vitro), a kwota wolna od podatku nadal będzie na śmiesznie niskim poziomie, daleko mniejszym niż jakiekolwiek biologiczne przetrwanie.
- polityka na rynku pracy: Życzę szczęścia (i to bez ironii) w aktywizacji osób powyżej 50 roku życia, co ma przynieść oszczędności w coraz bardziej dziurawym systemie emerytalnym, a także zmniejszania bezrobocia poniżej 10%. Wszelkie ułatwienia w celu skrócenia procesu zakładania firmy (jedno okienko i zmniejszenie długości formalności z 30 do 10 dni) są mile widziane. Brakuje jednak specjalnego programu aktywizującego kobiety, a 10 dni to nadal dużo - krok w dobrą stronę, ale mały. Być może rząd zdaje sobie sprawę, że by obywatelkom i obywatelom łatwiej zakładało się firmę potrzeba przede wszystkim sprawnej administracji, a tej planuje się cięcia w wydatkach.
- inwestycje infrastrukturalne: Jak zwykle szumnie obiecywane są kolejne kilometry płatnych autostrad - tym razem 1.200 do 2012. Niedawne badania wskazały, że płacimy najwięcej w Europie w stosunku do naszych dochodów i trend ten będzie się wzmagać. Zamiast zatem uczynić z nich bezpłatne drogi ekspresowe i zepchnąć TIRy na tory nadal snujemy plany godne stworzenia rodzimego podbijania kosmosu. Dobrze, że w końcu mówi się głośno o kolei - podróż z Warszawy do Gdyni w 2h 15 min byłaby doprawdy czymś wspaniałym, zobaczymy tylko, czy forsowanie rozwoju sieci drogowej kosztem kolejowej umożliwi tego typu inwestycje.
- edukacja: Boję się pomysłów Barbary Kudryckiej i Katarzyny Hall. Jedna pragnie tylnymi drzwiami wprowadzić płatności za studia (oczywiście z kredytami, preferencjami i tym podobnymi mirażami, którymi zawsze pragnie się łagodzić gniew społeczny), druga myśli o zrobieniu ze szkół średnich wylęgani wyalienowanych "fach-idioten" - tu dziękuję pewnemu osobnikowi za podrzucenie tego stwierdzenia:) - którzy będą chodzić tylko na zajęcia specjalizacyjne żeby broń Boże nie zawiązał się między nimi jakiś związek typu paczka tudzież przyjaźń/znajomość grupowa. W ten sposób - tworząc zatomizowane społeczeństwo - łatwiej będzie robić z nich posłuszne roboty niż kreatywne osobowości.
- reformy konstytucyjne: Mówię jedno wielkie "nie" dla pomysłu jednomandatowych okręgów i tym samym większościowej ordynacji wyborczej. Jest to pomysł niszczący demokrację. O ile jeszcze likwidacja Senatu nie jest niczym zdrożnym (ba, sam jako laureat olimpiady wiedzy m.in. o tymże organie byłbym z tego faktu nad wyraz ucieszony), bo jest to instytucja powstała po 1989 li tylko z powodów symbolicznych, o tyle Sejm wedle wariantu westminsterskiego, do tego zmniejszony (prawdopodobnie do połowy obecnego stanu, jeśli pamiętać niegdysiejsze deklaracje PO) to gwarantowane nieszczęście. W ten sposób jedna posłanka czy też jeden poseł przypadać będzie na ponad 165 tysięcy mieszkańców (jeśli będzie ich 230). Dowodzi to, że nie będzie tu mowy o jakichkolwiek sukcesach niezależnych kandydatek i kandydatów - bez namaszczenia PO, PiS, albo w niektórych okręgach LiD czy PSL nie będzie mowy o jakimkolwiek zwycięstwie. Społecznik znany w jednej dzielnicy nie będzie miał szans na sukces z wielkimi maszynami wyborczymi, nawet, jeśli odbierze się im pieniądze z budżetu.
Podsumowując - plany ambitne, przy czym większość z nich służyć ma rozmontowaniu jakichkolwiek pozostałości naszego skromnego welfare state. Reformy służyć będą wzrostowi wpływów już teraz wpływowych i dalszej marginalizacji już teraz zmarginalizowanych. Wybory staną się plebiscytem, w którym zdobycie większej ilości głosów wcale nie będzie gwarantować zwycięstwa w wyborach lub też doprowadzi do prawdziwego pogromu opozycji - starczy prześledzić historyczne wyniki wyborcze w krajach z takich systemem wyborczym. Ale o cóż innego może chodzić Donaldowi Tuskowi i jego ekipie, nie ukrywającej swoich poglądów?
- obniżka deficytu z 2,5 do 1% na 2011: Trudno mi krytykować pomysł mniejszego zadłużania się kraju, widać przecież nawet w domowych budżetach, jakim ciężarem bywają kredyty. Pytanie jakimi środkami chce się sfinansować ową obniżkę? I tu pojawia się problem - przy planowanej obniżce podatków, likwidacji "podatku Belki" etc. trudno mi uwierzyć, że nietknięta pozostanie polityka społeczna, a wszystko skończy się na cięciach w administracji. Śmiem wątpić, nawet jeśli rolnicy wielkopowierzchniowi odkładać będą większe składki do KRUS.
- podatek liniowy w 2010-2011: W granicach 16 a 18%, z ulgą na dzieci i kwotą wolną od podatku. Trudno uznać podatek liniowy za propozycję która wpływa pozytywnie na sprawiedliwą redystrybucję dochodu narodowego. Ulgami wspierana będzie dzietność, rozumiana jako "trwanie narodu", a nie świadome macierzyństwo (brak refundacji leków antykoncepcyjnych, Rzeczniczki Równego Statusu czy też zapłodnień in vitro), a kwota wolna od podatku nadal będzie na śmiesznie niskim poziomie, daleko mniejszym niż jakiekolwiek biologiczne przetrwanie.
- polityka na rynku pracy: Życzę szczęścia (i to bez ironii) w aktywizacji osób powyżej 50 roku życia, co ma przynieść oszczędności w coraz bardziej dziurawym systemie emerytalnym, a także zmniejszania bezrobocia poniżej 10%. Wszelkie ułatwienia w celu skrócenia procesu zakładania firmy (jedno okienko i zmniejszenie długości formalności z 30 do 10 dni) są mile widziane. Brakuje jednak specjalnego programu aktywizującego kobiety, a 10 dni to nadal dużo - krok w dobrą stronę, ale mały. Być może rząd zdaje sobie sprawę, że by obywatelkom i obywatelom łatwiej zakładało się firmę potrzeba przede wszystkim sprawnej administracji, a tej planuje się cięcia w wydatkach.
- inwestycje infrastrukturalne: Jak zwykle szumnie obiecywane są kolejne kilometry płatnych autostrad - tym razem 1.200 do 2012. Niedawne badania wskazały, że płacimy najwięcej w Europie w stosunku do naszych dochodów i trend ten będzie się wzmagać. Zamiast zatem uczynić z nich bezpłatne drogi ekspresowe i zepchnąć TIRy na tory nadal snujemy plany godne stworzenia rodzimego podbijania kosmosu. Dobrze, że w końcu mówi się głośno o kolei - podróż z Warszawy do Gdyni w 2h 15 min byłaby doprawdy czymś wspaniałym, zobaczymy tylko, czy forsowanie rozwoju sieci drogowej kosztem kolejowej umożliwi tego typu inwestycje.
- edukacja: Boję się pomysłów Barbary Kudryckiej i Katarzyny Hall. Jedna pragnie tylnymi drzwiami wprowadzić płatności za studia (oczywiście z kredytami, preferencjami i tym podobnymi mirażami, którymi zawsze pragnie się łagodzić gniew społeczny), druga myśli o zrobieniu ze szkół średnich wylęgani wyalienowanych "fach-idioten" - tu dziękuję pewnemu osobnikowi za podrzucenie tego stwierdzenia:) - którzy będą chodzić tylko na zajęcia specjalizacyjne żeby broń Boże nie zawiązał się między nimi jakiś związek typu paczka tudzież przyjaźń/znajomość grupowa. W ten sposób - tworząc zatomizowane społeczeństwo - łatwiej będzie robić z nich posłuszne roboty niż kreatywne osobowości.
- reformy konstytucyjne: Mówię jedno wielkie "nie" dla pomysłu jednomandatowych okręgów i tym samym większościowej ordynacji wyborczej. Jest to pomysł niszczący demokrację. O ile jeszcze likwidacja Senatu nie jest niczym zdrożnym (ba, sam jako laureat olimpiady wiedzy m.in. o tymże organie byłbym z tego faktu nad wyraz ucieszony), bo jest to instytucja powstała po 1989 li tylko z powodów symbolicznych, o tyle Sejm wedle wariantu westminsterskiego, do tego zmniejszony (prawdopodobnie do połowy obecnego stanu, jeśli pamiętać niegdysiejsze deklaracje PO) to gwarantowane nieszczęście. W ten sposób jedna posłanka czy też jeden poseł przypadać będzie na ponad 165 tysięcy mieszkańców (jeśli będzie ich 230). Dowodzi to, że nie będzie tu mowy o jakichkolwiek sukcesach niezależnych kandydatek i kandydatów - bez namaszczenia PO, PiS, albo w niektórych okręgach LiD czy PSL nie będzie mowy o jakimkolwiek zwycięstwie. Społecznik znany w jednej dzielnicy nie będzie miał szans na sukces z wielkimi maszynami wyborczymi, nawet, jeśli odbierze się im pieniądze z budżetu.
Podsumowując - plany ambitne, przy czym większość z nich służyć ma rozmontowaniu jakichkolwiek pozostałości naszego skromnego welfare state. Reformy służyć będą wzrostowi wpływów już teraz wpływowych i dalszej marginalizacji już teraz zmarginalizowanych. Wybory staną się plebiscytem, w którym zdobycie większej ilości głosów wcale nie będzie gwarantować zwycięstwa w wyborach lub też doprowadzi do prawdziwego pogromu opozycji - starczy prześledzić historyczne wyniki wyborcze w krajach z takich systemem wyborczym. Ale o cóż innego może chodzić Donaldowi Tuskowi i jego ekipie, nie ukrywającej swoich poglądów?
3 komentarze:
no ładnie zostałem nazwany - "osobnik" ( to chyba ja pisałem o fach-idioten , już sam nie pamiętam )a już Cię pochwaliłem na portalu KP
Oj już nie przesadzajmy - mogę Cię nazwać z imienia tudzież nicka tylko nie wiem którą wersję preferujesz, to co będę opisywał jak później się okaże że to nie określenie, które byś chciał;)
Wyraz "osobnik" nie jest dla mnie skojarzony negatywnie, a że Ci podziękowałem za pomysł to tym bardziej nie mam zamiaru odmawiać Tobie zaszczytów:) Powiedz tylko jak Cię podpisać i od teraz będę wiedzieć:)
pozdrawiam, naprawdę ciepło, i nie gniewaj się - proszę
"Osobnik" w powszechnej świadomości źle się kojarzy, jako złe, podejrzane indywiduum, ale OK, nawet nie przyszło mi do głowy ( no może przyszło w 1,5 % ),ze to świadomie
a jak coś, to na blogach pisz "Sekstus"
pzdr
Prześlij komentarz