- obniżka deficytu z 2,5 do 1% na 2011: Trudno mi krytykować pomysł mniejszego zadłużania się kraju, widać przecież nawet w domowych budżetach, jakim ciężarem bywają kredyty. Pytanie jakimi środkami chce się sfinansować ową obniżkę? I tu pojawia się problem - przy planowanej obniżce podatków, likwidacji "podatku Belki" etc. trudno mi uwierzyć, że nietknięta pozostanie polityka społeczna, a wszystko skończy się na cięciach w administracji. Śmiem wątpić, nawet jeśli rolnicy wielkopowierzchniowi odkładać będą większe składki do KRUS.
- podatek liniowy w 2010-2011: W granicach 16 a 18%, z ulgą na dzieci i kwotą wolną od podatku. Trudno uznać podatek liniowy za propozycję która wpływa pozytywnie na sprawiedliwą redystrybucję dochodu narodowego. Ulgami wspierana będzie dzietność, rozumiana jako "trwanie narodu", a nie świadome macierzyństwo (brak refundacji leków antykoncepcyjnych, Rzeczniczki Równego Statusu czy też zapłodnień in vitro), a kwota wolna od podatku nadal będzie na śmiesznie niskim poziomie, daleko mniejszym niż jakiekolwiek biologiczne przetrwanie.
- polityka na rynku pracy: Życzę szczęścia (i to bez ironii) w aktywizacji osób powyżej 50 roku życia, co ma przynieść oszczędności w coraz bardziej dziurawym systemie emerytalnym, a także zmniejszania bezrobocia poniżej 10%. Wszelkie ułatwienia w celu skrócenia procesu zakładania firmy (jedno okienko i zmniejszenie długości formalności z 30 do 10 dni) są mile widziane. Brakuje jednak specjalnego programu aktywizującego kobiety, a 10 dni to nadal dużo - krok w dobrą stronę, ale mały. Być może rząd zdaje sobie sprawę, że by obywatelkom i obywatelom łatwiej zakładało się firmę potrzeba przede wszystkim sprawnej administracji, a tej planuje się cięcia w wydatkach.
- inwestycje infrastrukturalne: Jak zwykle szumnie obiecywane są kolejne kilometry płatnych autostrad - tym razem 1.200 do 2012. Niedawne badania wskazały, że płacimy najwięcej w Europie w stosunku do naszych dochodów i trend ten będzie się wzmagać. Zamiast zatem uczynić z nich bezpłatne drogi ekspresowe i zepchnąć TIRy na tory nadal snujemy plany godne stworzenia rodzimego podbijania kosmosu. Dobrze, że w końcu mówi się głośno o kolei - podróż z Warszawy do Gdyni w 2h 15 min byłaby doprawdy czymś wspaniałym, zobaczymy tylko, czy forsowanie rozwoju sieci drogowej kosztem kolejowej umożliwi tego typu inwestycje.
- edukacja: Boję się pomysłów Barbary Kudryckiej i Katarzyny Hall. Jedna pragnie tylnymi drzwiami wprowadzić płatności za studia (oczywiście z kredytami, preferencjami i tym podobnymi mirażami, którymi zawsze pragnie się łagodzić gniew społeczny), druga myśli o zrobieniu ze szkół średnich wylęgani wyalienowanych "fach-idioten" - tu dziękuję pewnemu osobnikowi za podrzucenie tego stwierdzenia:) - którzy będą chodzić tylko na zajęcia specjalizacyjne żeby broń Boże nie zawiązał się między nimi jakiś związek typu paczka tudzież przyjaźń/znajomość grupowa. W ten sposób - tworząc zatomizowane społeczeństwo - łatwiej będzie robić z nich posłuszne roboty niż kreatywne osobowości.
- reformy konstytucyjne: Mówię jedno wielkie "nie" dla pomysłu jednomandatowych okręgów i tym samym większościowej ordynacji wyborczej. Jest to pomysł niszczący demokrację. O ile jeszcze likwidacja Senatu nie jest niczym zdrożnym (ba, sam jako laureat olimpiady wiedzy m.in. o tymże organie byłbym z tego faktu nad wyraz ucieszony), bo jest to instytucja powstała po 1989 li tylko z powodów symbolicznych, o tyle Sejm wedle wariantu westminsterskiego, do tego zmniejszony (prawdopodobnie do połowy obecnego stanu, jeśli pamiętać niegdysiejsze deklaracje PO) to gwarantowane nieszczęście. W ten sposób jedna posłanka czy też jeden poseł przypadać będzie na ponad 165 tysięcy mieszkańców (jeśli będzie ich 230). Dowodzi to, że nie będzie tu mowy o jakichkolwiek sukcesach niezależnych kandydatek i kandydatów - bez namaszczenia PO, PiS, albo w niektórych okręgach LiD czy PSL nie będzie mowy o jakimkolwiek zwycięstwie. Społecznik znany w jednej dzielnicy nie będzie miał szans na sukces z wielkimi maszynami wyborczymi, nawet, jeśli odbierze się im pieniądze z budżetu.
Podsumowując - plany ambitne, przy czym większość z nich służyć ma rozmontowaniu jakichkolwiek pozostałości naszego skromnego welfare state. Reformy służyć będą wzrostowi wpływów już teraz wpływowych i dalszej marginalizacji już teraz zmarginalizowanych. Wybory staną się plebiscytem, w którym zdobycie większej ilości głosów wcale nie będzie gwarantować zwycięstwa w wyborach lub też doprowadzi do prawdziwego pogromu opozycji - starczy prześledzić historyczne wyniki wyborcze w krajach z takich systemem wyborczym. Ale o cóż innego może chodzić Donaldowi Tuskowi i jego ekipie, nie ukrywającej swoich poglądów?
3 komentarze:
no ładnie zostałem nazwany - "osobnik" ( to chyba ja pisałem o fach-idioten , już sam nie pamiętam )a już Cię pochwaliłem na portalu KP
Oj już nie przesadzajmy - mogę Cię nazwać z imienia tudzież nicka tylko nie wiem którą wersję preferujesz, to co będę opisywał jak później się okaże że to nie określenie, które byś chciał;)
Wyraz "osobnik" nie jest dla mnie skojarzony negatywnie, a że Ci podziękowałem za pomysł to tym bardziej nie mam zamiaru odmawiać Tobie zaszczytów:) Powiedz tylko jak Cię podpisać i od teraz będę wiedzieć:)
pozdrawiam, naprawdę ciepło, i nie gniewaj się - proszę
"Osobnik" w powszechnej świadomości źle się kojarzy, jako złe, podejrzane indywiduum, ale OK, nawet nie przyszło mi do głowy ( no może przyszło w 1,5 % ),ze to świadomie
a jak coś, to na blogach pisz "Sekstus"
pzdr
Prześlij komentarz