Jeśli wierzyć sondażowym wynikom (a trudno im nie wierzyć, gdy dokonywane są w dzień wyborów) CDU straci możliwość samodzielnego rządzenia Hamburgiem. To wolne i hanzeatyckie miasto stanie się zaś kolejnym dowodem na to, że Niemki i Niemcy chcą skrętu w lewo - i dają to bardzo wyraźnie do zrozumienia. Chadecy nadal będą zapewne rządzić, ale z całą pewnością w koalicji. Opcje, które pojawiły się na stole jeszcze do niedawna wyglądały na zupełnie nieprawdopodobne, teraz zaś traktowane są ze śmiertelną powagą.
Partia kanclery Angeli Merkel zdobyła 42,6%, tj. aż 4,6 punktu procentowego mniej niż 4 lata temu. w liczącym 121 miejsc lokalnym parlamencie będą ich mieli 56 - 6 mniej niż do tej pory. SPD wzrosła o 3,6% do 34,1 i będzie miała 45 mandatów (+4). Pięcioprocentowy próg zdołali jeszcze przekroczyć tylko Zieloni otrzymując 9,6% (-2,7%) i Lewica - 6,4% da jej 8 rajców i obecność w kolejnym lokalnym Landtagu. Głosujący pokazali, że nie jest dla nich najważniejszy nominalny wzrost przy realnym zwiększaniu się odsetka osób żyjących w trudnych warunkach finansowych. To także kolejny prztyczek w nos dla samej Merkel, której to partia, wbrew ogólnoniemieckim sondażom zaczyna tracić grunt na rzecz wracającej do swych lewicowych korzeni SPD. Skręt w lewo potwierdza także klęska FDP, która na chwilę obecną, mimo wzrostu poparcia, po raz kolejny wylądowała pod progiem, uzyskując 4,7%
Widać wyraźnie że obywatelki i obywatele nie chcą już zaciskania pasa, które nie przekładało się na poprawę ich jakości życia. Nie przestraszyli się nawet wizji aliansu socjaldemokratów z dużo bardziej radykalną Lewicą - aliansu, który, choć nieformalny (poparcie w głosowaniach dla mniejszościowej koalicji czerwono-zielonej w lokalnym parlamencie w Hesji) doprowadził koalicjantów z CDU/CSU do furii. Przy tak rosnących animozjach po przyszłych wyborach powrót do "wielkiej koalicji" stanie się dużo trudniejszy, chyba że za wielkie koalicje uważać także będziemy alianse z udziałem więcej niż dwóch partii (CDU i CSU liczę tu jako jedną z powodu ich "siostrzeństwa").
W sytuacji pojawienia się w grze realnego, silnego, piątego podmiotu (Die Linke, wedle sondaży obecnie trzecia największa pod względem poparcia partia w Niemczech) dotychczasowy dwublokowy system rządów ulega zasadniczemu przemeblowaniu. Wielu lewicowych publicystów całkiem na serio myśli o powyborczym aliansie socjaldemokratów, socjalistów i Zielonych, co nie będzie proste, zważywszy na dość spory poziom animozji na linii SPD-Lewica. Jest wprawdzie już takowa koalicja w Berlinie, a Kurt Beck staje się coraz bardziej życzliwy dla tego projektu, ale przed nim jeszcze daleka droga. Również z powodu Zielonych.
Bardzo możliwe, że w Hamburgu, mimo sporych predyspozycji powyższy model nie powstanie, bo CDU może zechcieć uformować lokalne władze razem z Zielonymi właśnie. W ostatnich wyborach do Landtagu zanotowali jeden minimalny wzrost i dwa spektakularne spadki, w niedzielę spadając poniżej 10% w mieście, które już w latach 80. było im przychylne. W partii trwa rozprężenie, spowodowane obraniem bardziej liberalnego kursu gospodarczego i rezygnacji z polityki oddanej pacyfizmowi za czasów Joschki Fischera. Mimo ostatniego sprzeciwu wobec kontynuowania misji w Afganistanie Zieloni nie są tu już traktowani jako wiarygodni, przez co spora część ich elektoratu przepływa do Lewicy. Również brak wyraźnego umocowania się na scenie (uznanie, że jest się "z przodu", ponad podziałami na lewicę i prawicę) sprawia, że nie korzystają oni z przepływu elektoratu na lewo, i to w czasie, gdy kwestie związane ze środowiskiem mają bezprecedensowe medialne zainteresowanie.
Wejście w koalicję z CDU nie musi być traktowane jako zdrada ideałów - nie w tym rzecz. Problem polega na tym, że ten alians będzie korzystny tylko dla jednej ze stron - chadecy utrzymają władzę i być może będą mimo wszystko chcieli dokooptować Zielonych do sojuszu z FDP ("koalicja jamajska", która nie doszła do skutku ostatnim razem). O ile kierownictwo partii byłoby zapewne zadowolone z takiego obrotu spraw, o tyle elektorat już niekoniecznie, traktując to jako odejście od radykalnej polityki i sprzymierzenie się z partią, która mimo wszystko jest im ideowo dość odległa. Już teraz Zieloni potrafią spaść w sondażach opinii do poziomu 7%, podczas gdy niedawno zdobywali 10-12%. Koalicja z SPD i Lewicą, choć wymagająca dużo więcej odwagi, byłaby postrzegana mimo wszystko jako bardziej naturalna, aczkolwiek trudna.
Tym razem nie będzie łatwych wyborów - wraz z wejściem Die Linke do polityki w Niemczech Zachodnich kurczą się bastiony poparcia dla zielonej polityki. Trudno uwierzyć, że przejście na stronę prawicy miałoby zdobyć Zielonym zwolenników. Partyjne doły zdają sobie z tego sprawę i pchają partię w kierunku powrotu do pacyfizmu i bardziej socjalnego programu gospodarczego. W tym roku czekają nas także wybory w Bawarii - zobaczymy, czy będą oni w stanie powstrzymać swój trend spadkowy.
Partia kanclery Angeli Merkel zdobyła 42,6%, tj. aż 4,6 punktu procentowego mniej niż 4 lata temu. w liczącym 121 miejsc lokalnym parlamencie będą ich mieli 56 - 6 mniej niż do tej pory. SPD wzrosła o 3,6% do 34,1 i będzie miała 45 mandatów (+4). Pięcioprocentowy próg zdołali jeszcze przekroczyć tylko Zieloni otrzymując 9,6% (-2,7%) i Lewica - 6,4% da jej 8 rajców i obecność w kolejnym lokalnym Landtagu. Głosujący pokazali, że nie jest dla nich najważniejszy nominalny wzrost przy realnym zwiększaniu się odsetka osób żyjących w trudnych warunkach finansowych. To także kolejny prztyczek w nos dla samej Merkel, której to partia, wbrew ogólnoniemieckim sondażom zaczyna tracić grunt na rzecz wracającej do swych lewicowych korzeni SPD. Skręt w lewo potwierdza także klęska FDP, która na chwilę obecną, mimo wzrostu poparcia, po raz kolejny wylądowała pod progiem, uzyskując 4,7%
Widać wyraźnie że obywatelki i obywatele nie chcą już zaciskania pasa, które nie przekładało się na poprawę ich jakości życia. Nie przestraszyli się nawet wizji aliansu socjaldemokratów z dużo bardziej radykalną Lewicą - aliansu, który, choć nieformalny (poparcie w głosowaniach dla mniejszościowej koalicji czerwono-zielonej w lokalnym parlamencie w Hesji) doprowadził koalicjantów z CDU/CSU do furii. Przy tak rosnących animozjach po przyszłych wyborach powrót do "wielkiej koalicji" stanie się dużo trudniejszy, chyba że za wielkie koalicje uważać także będziemy alianse z udziałem więcej niż dwóch partii (CDU i CSU liczę tu jako jedną z powodu ich "siostrzeństwa").
W sytuacji pojawienia się w grze realnego, silnego, piątego podmiotu (Die Linke, wedle sondaży obecnie trzecia największa pod względem poparcia partia w Niemczech) dotychczasowy dwublokowy system rządów ulega zasadniczemu przemeblowaniu. Wielu lewicowych publicystów całkiem na serio myśli o powyborczym aliansie socjaldemokratów, socjalistów i Zielonych, co nie będzie proste, zważywszy na dość spory poziom animozji na linii SPD-Lewica. Jest wprawdzie już takowa koalicja w Berlinie, a Kurt Beck staje się coraz bardziej życzliwy dla tego projektu, ale przed nim jeszcze daleka droga. Również z powodu Zielonych.
Bardzo możliwe, że w Hamburgu, mimo sporych predyspozycji powyższy model nie powstanie, bo CDU może zechcieć uformować lokalne władze razem z Zielonymi właśnie. W ostatnich wyborach do Landtagu zanotowali jeden minimalny wzrost i dwa spektakularne spadki, w niedzielę spadając poniżej 10% w mieście, które już w latach 80. było im przychylne. W partii trwa rozprężenie, spowodowane obraniem bardziej liberalnego kursu gospodarczego i rezygnacji z polityki oddanej pacyfizmowi za czasów Joschki Fischera. Mimo ostatniego sprzeciwu wobec kontynuowania misji w Afganistanie Zieloni nie są tu już traktowani jako wiarygodni, przez co spora część ich elektoratu przepływa do Lewicy. Również brak wyraźnego umocowania się na scenie (uznanie, że jest się "z przodu", ponad podziałami na lewicę i prawicę) sprawia, że nie korzystają oni z przepływu elektoratu na lewo, i to w czasie, gdy kwestie związane ze środowiskiem mają bezprecedensowe medialne zainteresowanie.
Wejście w koalicję z CDU nie musi być traktowane jako zdrada ideałów - nie w tym rzecz. Problem polega na tym, że ten alians będzie korzystny tylko dla jednej ze stron - chadecy utrzymają władzę i być może będą mimo wszystko chcieli dokooptować Zielonych do sojuszu z FDP ("koalicja jamajska", która nie doszła do skutku ostatnim razem). O ile kierownictwo partii byłoby zapewne zadowolone z takiego obrotu spraw, o tyle elektorat już niekoniecznie, traktując to jako odejście od radykalnej polityki i sprzymierzenie się z partią, która mimo wszystko jest im ideowo dość odległa. Już teraz Zieloni potrafią spaść w sondażach opinii do poziomu 7%, podczas gdy niedawno zdobywali 10-12%. Koalicja z SPD i Lewicą, choć wymagająca dużo więcej odwagi, byłaby postrzegana mimo wszystko jako bardziej naturalna, aczkolwiek trudna.
Tym razem nie będzie łatwych wyborów - wraz z wejściem Die Linke do polityki w Niemczech Zachodnich kurczą się bastiony poparcia dla zielonej polityki. Trudno uwierzyć, że przejście na stronę prawicy miałoby zdobyć Zielonym zwolenników. Partyjne doły zdają sobie z tego sprawę i pchają partię w kierunku powrotu do pacyfizmu i bardziej socjalnego programu gospodarczego. W tym roku czekają nas także wybory w Bawarii - zobaczymy, czy będą oni w stanie powstrzymać swój trend spadkowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz