Czy ruchy nacjonalistyczne rosną w siłę? Czy w listopadzie 2014 roku grozi nam powtórka z wydarzeń z lat poprzednich? Jeżeli tak, to jaką strategię należy przyjąć, aby przeciwdziałać tym i podobnym zjawiskom? Na te i na inne pytania starali się znaleźć odpowiedź uczestnicy panelu dyskusyjnego prowadzonego przez przewodniczącą warszawskiego koła Zielonych, Marcelinę Zawiszę, organizowanego w poniedziałkowy wieczór w Zielonym Centrum M1.
Socjolog Maciej Gdula zwrócił uwagę, że nie istnieją dokładne badania dotyczące wzrostu znaczenia ideologii nacjonalistycznych w Polsce. Wyraził jednak przekonanie, że takie badania będą prowadzone w kolejnych latach. Nie wiadomo również, jakie jest ugruntowanie nacjonalizmu we współczesnej Polsce. Gdula skonstatował (co było zresztą przedmiotem gorącej dyskusji podczas debaty), że mówienie o działających dziś w Polsce ruchach nacjonalistycznych w oderwaniu od aspektów faszystowskich, które mogą towarzyszyć temu zjawisku, jest oddawaniem pola faszystom. Ten zaś budzi się z uśpienia. Ruchy faszystowskie wzmocniły swoją pozycję m.in. poprzez organizowanie blokad antyfaszystowskich. Strategia budowania antyfaszystowskiego kordonu w przekonaniu Gduli zawiodła i zachęciła jedynie do pójścia na Marsz Niepodległości, czyniąc go w opinii publicznej niejako plebiscytem, kto popiera, a kto nie popiera „Gazety Wyborczej”.
Krzysztof Telejko, członek zaatakowanego podczas ostatniego Marszu Niepodległości skłotu „Syrena”, podkreślał z kolei fakt, że to nie anarchiści są najbardziej zagrożeni wzrostem znaczenia ruchów faszystowskich w Polsce. W pierwszej kolejności zagrożone są społeczności romskie, czeczeńskie i mniejszości seksualne. Problemem ruchów faszystowskich jest bowiem przede wszystkim to, że są one nastawione przeciwko tym społecznościom i jedyną receptę na poprawienie stanu rzeczy w Polsce, widzą w eliminacji poszczególnych grup. Telejko nie uważa również, aby można było sensownie mówić o członkach ruchów narodowych jako o „wykluczonych”, choć z pewnością oni sami uważają się za wykluczonych. Mimo że „antysystemowe” postulaty nacjonalistów mogą mieć pewną atrakcyjność, ruchy nacjonalistyczne służą pogłębianiu zjawisk, z którymi rzekomo walczą.
Co zatem możemy zrobić? Czy powinniśmy zdelegalizować Ruch Narodowy i uniemożliwić im występowanie w mediach publicznych? Sprzeciwiał się temu filozof i członek Zielonych Piotr Kozak. Sama delegalizacja i cenzura nie spowodują, że nacjonalizm zniknie z przestrzeni publicznej – przekonywał. Kozak zwracał również uwagę, że nie możemy stawiać znaku równości pomiędzy nacjonalizmem a faszyzmem. Zdarzają się wprawdzie przypadki, które należy piętnować i z którymi należy walczyć, że część ruchów nacjonalistycznych stanowią organizacje faszystowskie, ale nieuprawnione generalizowanie prowadzi do tego, że pozbawiamy słowa faszyzm jego znaczenia, co czyni je niegroźnym. Kozak podkreślał też, że sprzeciwianie się faszyzmowi i szowinizmowi nie musi oznaczać, że odżegnujemy się w ten sposób od pojęcia narodu i patriotyzmu. Można sprzeciwiać się szowinizmowi i wciąż kochać kraj i naród. Ostatnią sprawą, była kwestia przemocy. Według Kozaka, niesłusznym jest redukowanie krytyki ruchów nacjonalistycznych do krytyki stosowanej przez jej członków przemocy. Jeżeli problem byłaby tylko przemoc, to jedynym skutecznym lekarstwem byłoby zwiększanie uprawnień policji, a nie o to nam wszystkim chodzi. To nie sama przemoc jest problemem, ale to, że motywowana jest ona nienawiścią przeciwko ludziom.
Emilia Palczak-Madagaskarska, członkini skłotu „Przychodnia”, podkreślała niebezpieczeństwo, jakie niesie ze sobą obecność ruchów narodowych w przestrzeni publicznej. Przede wszystkim zwracała uwagę na fakt, że czołowi przedstawiciele Marszu Niepodległości jawnie pochwalają przemoc oraz próbują przerzucić odpowiedzialność na innych. Z drugiej strony, występując w mediach, Ruch Narodowy pragnie zachować pozory i stwarza wrażenie przestrzegania reguł demokratycznej debaty. Niebezpieczeństwo polega na tym, że dzięki temu Ruch Narodowy może posługiwać się bojówkami i zarazem od tych bojówek się oficjalnie odcinać. Jednakże bez względu na to, czy RN odżegnuje się od działań chuliganów, to ci ostatni mają swoją ważną rolę w samym ruchu i są mniej lub bardziej oficjalnie wykorzystywani przez RN.
Redaktora Nowych Peryferii Marcelego Sommera zmartwiły z kolei reakcje na wydarzenia z 11 listopada – przede wszystkim tendencja do zaostrzania prawa. W jego przekonaniu, nie rozwiąże to problemu popularności ruchów narodowych. Według Sommera lewica nie powinna postulować zaostrzenia prawa, ponieważ dzięki temu legitymizuje ona status quo i występuje w obronie klasy rządzącej. Jeżeli lewica ma mieć sens – mówi Sommer – to tylko wtedy, gdy sprzeciwia się status quo, a nie go wspiera. Istotne jest to, aby przenieść temat dyskusji na poziom debaty o wizjach Polski, a nie o tym, czy III RP jest warta obrony, czy nie. Z drugiej strony, niepokój budzi fakt, że nie wiemy, kim są członkowie RN. Z pewnością jednak nie możemy pozwalać sobie na uproszczenia. Trzeba więc oddzielić trzy poziomy: poziom „twarzy” ruchu w mediach, poziom członków i sympatyków RN oraz poziom uczestników Marszu Niepodległości.
Uczestnicy debaty zgodzili się co do tego, że w obliczu wzrostu znaczenia ruchów nacjonalistycznych konieczne jest budowanie alternatywy politycznej i ideowej. Skuteczna walka z ruchami nacjonalistycznymi nie polega na walce przeciw tym ruchom, ale na budowaniu alternatywnej wizji Polski. Jak zauważył przewodniczący Zielonych Adam Ostolski, zamiast domagać się tego, by wyeliminować z debaty publicznej nacjonalistów, powinniśmy raczej żądać poszerzenia debaty publicznej – tak, aby znalazło się w niej miejsce dla anarchistów, działaczy ruchów ekologicznych, związkowców, skłotersów czy radykalnych feministek. Zamiast koncentrować się na obecności nacjonalistów w mediach, lepiej zająć się problemem, jakim jest nieobecność przedstawicieli antysystemowych ruchów z lewej strony.
Socjolog Maciej Gdula zwrócił uwagę, że nie istnieją dokładne badania dotyczące wzrostu znaczenia ideologii nacjonalistycznych w Polsce. Wyraził jednak przekonanie, że takie badania będą prowadzone w kolejnych latach. Nie wiadomo również, jakie jest ugruntowanie nacjonalizmu we współczesnej Polsce. Gdula skonstatował (co było zresztą przedmiotem gorącej dyskusji podczas debaty), że mówienie o działających dziś w Polsce ruchach nacjonalistycznych w oderwaniu od aspektów faszystowskich, które mogą towarzyszyć temu zjawisku, jest oddawaniem pola faszystom. Ten zaś budzi się z uśpienia. Ruchy faszystowskie wzmocniły swoją pozycję m.in. poprzez organizowanie blokad antyfaszystowskich. Strategia budowania antyfaszystowskiego kordonu w przekonaniu Gduli zawiodła i zachęciła jedynie do pójścia na Marsz Niepodległości, czyniąc go w opinii publicznej niejako plebiscytem, kto popiera, a kto nie popiera „Gazety Wyborczej”.
Krzysztof Telejko, członek zaatakowanego podczas ostatniego Marszu Niepodległości skłotu „Syrena”, podkreślał z kolei fakt, że to nie anarchiści są najbardziej zagrożeni wzrostem znaczenia ruchów faszystowskich w Polsce. W pierwszej kolejności zagrożone są społeczności romskie, czeczeńskie i mniejszości seksualne. Problemem ruchów faszystowskich jest bowiem przede wszystkim to, że są one nastawione przeciwko tym społecznościom i jedyną receptę na poprawienie stanu rzeczy w Polsce, widzą w eliminacji poszczególnych grup. Telejko nie uważa również, aby można było sensownie mówić o członkach ruchów narodowych jako o „wykluczonych”, choć z pewnością oni sami uważają się za wykluczonych. Mimo że „antysystemowe” postulaty nacjonalistów mogą mieć pewną atrakcyjność, ruchy nacjonalistyczne służą pogłębianiu zjawisk, z którymi rzekomo walczą.
Co zatem możemy zrobić? Czy powinniśmy zdelegalizować Ruch Narodowy i uniemożliwić im występowanie w mediach publicznych? Sprzeciwiał się temu filozof i członek Zielonych Piotr Kozak. Sama delegalizacja i cenzura nie spowodują, że nacjonalizm zniknie z przestrzeni publicznej – przekonywał. Kozak zwracał również uwagę, że nie możemy stawiać znaku równości pomiędzy nacjonalizmem a faszyzmem. Zdarzają się wprawdzie przypadki, które należy piętnować i z którymi należy walczyć, że część ruchów nacjonalistycznych stanowią organizacje faszystowskie, ale nieuprawnione generalizowanie prowadzi do tego, że pozbawiamy słowa faszyzm jego znaczenia, co czyni je niegroźnym. Kozak podkreślał też, że sprzeciwianie się faszyzmowi i szowinizmowi nie musi oznaczać, że odżegnujemy się w ten sposób od pojęcia narodu i patriotyzmu. Można sprzeciwiać się szowinizmowi i wciąż kochać kraj i naród. Ostatnią sprawą, była kwestia przemocy. Według Kozaka, niesłusznym jest redukowanie krytyki ruchów nacjonalistycznych do krytyki stosowanej przez jej członków przemocy. Jeżeli problem byłaby tylko przemoc, to jedynym skutecznym lekarstwem byłoby zwiększanie uprawnień policji, a nie o to nam wszystkim chodzi. To nie sama przemoc jest problemem, ale to, że motywowana jest ona nienawiścią przeciwko ludziom.
Emilia Palczak-Madagaskarska, członkini skłotu „Przychodnia”, podkreślała niebezpieczeństwo, jakie niesie ze sobą obecność ruchów narodowych w przestrzeni publicznej. Przede wszystkim zwracała uwagę na fakt, że czołowi przedstawiciele Marszu Niepodległości jawnie pochwalają przemoc oraz próbują przerzucić odpowiedzialność na innych. Z drugiej strony, występując w mediach, Ruch Narodowy pragnie zachować pozory i stwarza wrażenie przestrzegania reguł demokratycznej debaty. Niebezpieczeństwo polega na tym, że dzięki temu Ruch Narodowy może posługiwać się bojówkami i zarazem od tych bojówek się oficjalnie odcinać. Jednakże bez względu na to, czy RN odżegnuje się od działań chuliganów, to ci ostatni mają swoją ważną rolę w samym ruchu i są mniej lub bardziej oficjalnie wykorzystywani przez RN.
Redaktora Nowych Peryferii Marcelego Sommera zmartwiły z kolei reakcje na wydarzenia z 11 listopada – przede wszystkim tendencja do zaostrzania prawa. W jego przekonaniu, nie rozwiąże to problemu popularności ruchów narodowych. Według Sommera lewica nie powinna postulować zaostrzenia prawa, ponieważ dzięki temu legitymizuje ona status quo i występuje w obronie klasy rządzącej. Jeżeli lewica ma mieć sens – mówi Sommer – to tylko wtedy, gdy sprzeciwia się status quo, a nie go wspiera. Istotne jest to, aby przenieść temat dyskusji na poziom debaty o wizjach Polski, a nie o tym, czy III RP jest warta obrony, czy nie. Z drugiej strony, niepokój budzi fakt, że nie wiemy, kim są członkowie RN. Z pewnością jednak nie możemy pozwalać sobie na uproszczenia. Trzeba więc oddzielić trzy poziomy: poziom „twarzy” ruchu w mediach, poziom członków i sympatyków RN oraz poziom uczestników Marszu Niepodległości.
Uczestnicy debaty zgodzili się co do tego, że w obliczu wzrostu znaczenia ruchów nacjonalistycznych konieczne jest budowanie alternatywy politycznej i ideowej. Skuteczna walka z ruchami nacjonalistycznymi nie polega na walce przeciw tym ruchom, ale na budowaniu alternatywnej wizji Polski. Jak zauważył przewodniczący Zielonych Adam Ostolski, zamiast domagać się tego, by wyeliminować z debaty publicznej nacjonalistów, powinniśmy raczej żądać poszerzenia debaty publicznej – tak, aby znalazło się w niej miejsce dla anarchistów, działaczy ruchów ekologicznych, związkowców, skłotersów czy radykalnych feministek. Zamiast koncentrować się na obecności nacjonalistów w mediach, lepiej zająć się problemem, jakim jest nieobecność przedstawicieli antysystemowych ruchów z lewej strony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz