Hanna Gronkiewicz-Waltz przy okazji nawałnicy kilkanaście dni temu trzeźwo przypomniała, że jesteśmy świadkami zmian klimatu. Szkoda, że rząd, kierowany przez partię, której jest wiceprzewodniczącą, zdaje się nie przejmować tym faktem.
Jeśli chodzi o polskie stanowisko w sprawie unijnej polityki energetyczno-klimatycznej, to Donald Tusk może liczyć na osobliwą zbieraninę sojuszników. W sprzeciwie wobec zwiększania efektywności polskiej energetyki czy wzrostu udziału energii ze źródeł odnawialnych – pod hasłami „obrony narodowego interesu” – może liczyć zarówno na Prawo i Sprawiedliwość, jak i na Leszka Balcerowicza. Ten ostatni uznał niedawno w wywiadzie dla Agencji Informacyjnej Newseria konieczność poluzowania stanowiska UE w tej materii za warunek poprawy konkurencyjności europejskiej gospodarki.
Co ciekawe, chwaląc niemiecką dyscyplinę fiskalną oraz reformy uelastyczniające tamtejszy rynek pracy, Balcerowicz zapomniał o innej reformie: stawianiu na odnawialne źródła energii, wytwarzanej przez samych jej konsumentów. Rozproszona energetyka słoneczna i wiatrowa z roku na rok ma coraz większy udział w miksie energetycznym tego kraju, pozwala na uniezależnienie się od prymatu kilku wielkich koncernów energetycznych, tworzących faktyczny oligopol na rynku, a także zapewnia ponad ćwierć miliona miejsc pracy.
Miejsca pracy, zdaniem zwolenników zielonej energii, mógłby zapewnić podobny zwrot również w Polsce. Wedle raportu Greenpeace „Pracując dla klimatu” wdrożenie ambitnego programu zazieleniania rodzimej energetyki mogłoby przyczynić się do powstania 187 tysięcy miejsc pracy netto (a więc po uwzględnieniu zmniejszenia zatrudnienia np. w górnictwie). Niedawny raport przygotowany przez Ernst & Young na potrzeby Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej szacuje, że sam projekt rozwoju morskiej energetyki wiatrowej na Bałtyku stworzyłby 30 tysięcy miejsc pracy.
Polski rząd wydaje się niewzruszony tymi przykładami i wyliczeniami. Mimo gróźb unijnych kar odwlekane jest przyjęcie ustawy o odnawialnych źródłach energii, która mogłaby dać większą pewność potencjalnym inwestorom. Ekipa Donalda Tuska wetuje na szczeblu europejskim wszelkie działania na rzecz bardziej ambitnej polityki klimatycznej UE, takie jak np. przyjęcie wiążącego poziomu udziałów energetyki odnawialnej w energetyce UE po roku 2020. Za swoją zasługę na rzecz ochrony klimatu uznaje przede wszystkim (nieudane) starania Warszawy o lokalizację siedziby Zielonego Funduszu Klimatycznego czy organizowanie w tym roku kolejnego szczytu klimatycznego, na którym organizacje ekologiczne z wielkim prawdopodobieństwem przyznają Polsce tytuł „skamieliny dnia” za hamowanie postępu w przyjmowaniu globalnych celów redukcji emisji gazów szklarniowych.
Ograniczanie ich emisji to – wbrew temu, co twierdzą politycy PO – wielka szansa na reindustrializację Polski. Większy popyt na nowoczesny transport publiczny, turbiny wiatrowe, panele fotowoltaiczne czy termorenowację budynków to większa przestrzeń dla nowych biznesów i miejsc pracy. Oczywiście wiąże się to również z wyzwaniami, takimi jak dostosowanie krajowej sieci energetycznej, zapobieganie rozprzestrzenianiu się ubóstwa energetycznego czy stabilność dostaw energii. Obecna strategia rządu wobec tych wyzwań – chowanie głowy w piasek – raczej nie sprawi, że problemy, przed którymi stoimy, znikną.
Jeśli chodzi o polskie stanowisko w sprawie unijnej polityki energetyczno-klimatycznej, to Donald Tusk może liczyć na osobliwą zbieraninę sojuszników. W sprzeciwie wobec zwiększania efektywności polskiej energetyki czy wzrostu udziału energii ze źródeł odnawialnych – pod hasłami „obrony narodowego interesu” – może liczyć zarówno na Prawo i Sprawiedliwość, jak i na Leszka Balcerowicza. Ten ostatni uznał niedawno w wywiadzie dla Agencji Informacyjnej Newseria konieczność poluzowania stanowiska UE w tej materii za warunek poprawy konkurencyjności europejskiej gospodarki.
Co ciekawe, chwaląc niemiecką dyscyplinę fiskalną oraz reformy uelastyczniające tamtejszy rynek pracy, Balcerowicz zapomniał o innej reformie: stawianiu na odnawialne źródła energii, wytwarzanej przez samych jej konsumentów. Rozproszona energetyka słoneczna i wiatrowa z roku na rok ma coraz większy udział w miksie energetycznym tego kraju, pozwala na uniezależnienie się od prymatu kilku wielkich koncernów energetycznych, tworzących faktyczny oligopol na rynku, a także zapewnia ponad ćwierć miliona miejsc pracy.
Miejsca pracy, zdaniem zwolenników zielonej energii, mógłby zapewnić podobny zwrot również w Polsce. Wedle raportu Greenpeace „Pracując dla klimatu” wdrożenie ambitnego programu zazieleniania rodzimej energetyki mogłoby przyczynić się do powstania 187 tysięcy miejsc pracy netto (a więc po uwzględnieniu zmniejszenia zatrudnienia np. w górnictwie). Niedawny raport przygotowany przez Ernst & Young na potrzeby Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej szacuje, że sam projekt rozwoju morskiej energetyki wiatrowej na Bałtyku stworzyłby 30 tysięcy miejsc pracy.
Polski rząd wydaje się niewzruszony tymi przykładami i wyliczeniami. Mimo gróźb unijnych kar odwlekane jest przyjęcie ustawy o odnawialnych źródłach energii, która mogłaby dać większą pewność potencjalnym inwestorom. Ekipa Donalda Tuska wetuje na szczeblu europejskim wszelkie działania na rzecz bardziej ambitnej polityki klimatycznej UE, takie jak np. przyjęcie wiążącego poziomu udziałów energetyki odnawialnej w energetyce UE po roku 2020. Za swoją zasługę na rzecz ochrony klimatu uznaje przede wszystkim (nieudane) starania Warszawy o lokalizację siedziby Zielonego Funduszu Klimatycznego czy organizowanie w tym roku kolejnego szczytu klimatycznego, na którym organizacje ekologiczne z wielkim prawdopodobieństwem przyznają Polsce tytuł „skamieliny dnia” za hamowanie postępu w przyjmowaniu globalnych celów redukcji emisji gazów szklarniowych.
Ograniczanie ich emisji to – wbrew temu, co twierdzą politycy PO – wielka szansa na reindustrializację Polski. Większy popyt na nowoczesny transport publiczny, turbiny wiatrowe, panele fotowoltaiczne czy termorenowację budynków to większa przestrzeń dla nowych biznesów i miejsc pracy. Oczywiście wiąże się to również z wyzwaniami, takimi jak dostosowanie krajowej sieci energetycznej, zapobieganie rozprzestrzenianiu się ubóstwa energetycznego czy stabilność dostaw energii. Obecna strategia rządu wobec tych wyzwań – chowanie głowy w piasek – raczej nie sprawi, że problemy, przed którymi stoimy, znikną.
Bartłomiej Kozek
Autor posta na Twitterze: @BartlomiejKozek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz