W powietrzu czuć już wiosnę, poczułem więc, że to dobry moment, by z nową energią przystąpić
do zbierania podpisów przeciw podwyżkom cen biletów. Zbieranie na
mrozie było może bardziej romantyczne, ale teraz, gdy mrozy
ustąpiły, można stać na dworze dłużej bez narażania się na
przeziębienie. Fakt, że większość potrzebnych podpisów już
mamy, działa jak dodatkowa mobilizacja.
Dziś wybrałem się zbierać od metro
Centrum razem z Eweliną Borowską i Patrykiem Kislingiem. W
niespełna dwie godziny zebraliśmy ponad 150 podpisów. Bez względu na pogodę ludzie
podpisują się bardzo chętnie, czasem ustawiają się kolejki przed
stolikiem. To absolutnie niesamowite uczucie. Od początku lat 90.,
kiedy jeszcze jako dzieciak biegałem z petycją przeciw budowie tamy w
Czorsztynie, zdarzało mi się zbierać podpisy w przeróżnych
sprawach i formułach – od rozmaitych petycji przez wnioski
referendalne po podpisy niezbędne do zarejestrowania list
wyborczych. Zawsze jednak trzeba było ludziom tłumaczyć, o co
chodzi, przekonywać, przełamywać nieufność i brak wiary, że to
ma jakiś sens. Tym razem jest zupełnie inaczej. Przeciwnicy
zdarzają się rzadko, cel jest jasny i niekontrowersyjny. Po raz
pierwszy w życiu spotykam się z sytuacją, gdy muszę raczej
zniechęcać ludzi do podpisywania się niż ich do tego zachęcać.
Dlaczego musimy zniechęcać? Bo pod
inicjatywą uchwałodawczą mogą podpisać się tylko osoby będące
wyborcami w Warszawie. Wyklucza to niepełnoletnich, niezameldowanych
w stolicy studentów i studentki czy osoby zamieszkałe pod Warszawą,
w II strefie. Mimo że wszystkie te grupy współtworzą dobrobyt
tego miasta i wszystkie korzystają z transportu. Szczególnie
niesprawiedliwe jest to w przypadku mieszkańców i mieszkanek II
strefy, dla których podwyżki są szczególnie dotkliwe, a którzy
nie mają zbyt wielu narzędzi, by skutecznie wyrazić swój
sprzeciw.
Warto zastanowić się, jak to się ma
do ideału demokracji. Moim zdaniem demokracja polega na tym, że
ludzie powinni mieć wpływ na decyzje, które dotyczą ich życia –
proporcjonalnie do tego, jak bardzo ich dotyczą. Jeśli na poziom
życia mieszkańców strefy podmiejskiej znacząco wpływają
decyzje, podejmowane przez ludzi, na których wybór nie mają
wpływu, to coś tu jest nie fair.
Zbieranie podpisów daje zresztą
niejedną okazję do tego, by zadumać się nad stanem demokracji.
Ludzie często pytają: „Czy to coś da?”, „Jakie są szanse,
że się uda?”. Szanse są, jeśli uda się zawstydzić chociaż
kilku radnych Platformy Obywatelskiej. Czasem słyszę, że dopiero zbierając
podpisy pod inicjatywą referendalną, gralibyśmy o wyższą stawkę.
Ale jak pokazał przykład inicjatywy referendum w sprawie
prywatyzacji SPEC, zebranie stu kilkudziesięciu tysięcy podpisów
to wysiłek wręcz tytaniczny. A nawet gdy to się powiedzie, Ratusz
i tak zrobi wszystko, by taki pomysł utrącić. Żyjemy w systemie,
który na wszelkie możliwe sposoby broni się przed umożliwieniem
ludziom jakiegoś wpływu na to, co się dzieje w ich mieście (a
także, skoro już przy tym jesteśmy, ich państwie czy ich
Europie).
Stojąc przy stoliku i zbierając
podpisy można jednak cieszyć się w pełni uzasadnionym poczuciem,
że robi się coś ważnego, coś, co ma sens. Nie tylko dlatego, że
chodzi o dostępny transport publiczny – i o miejską demokrację.
Najcenniejsze jest w tym wszystkim doświadczenie zaangażowania w
sprawę, która budzi w ludziach szeroki i jednoznacznie pozytywny
oddźwięk.Takie doświadczenie nie tylko pozwala żywić nadzieję na sukces w tej konkretnej sprawie, lecz także dodaje sił i energii do innych działań.
Adam Ostolski
Autor posta na Twitterze: @AdamOstolski. Więcej informacji i formularze na
podpisy: Stop Podwyżkom Cen Biletów ZTM
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz