Gerard Heffner, jeden z założycieli niemieckich Zielonych: Zielonych nie założyło dwóch czy trzech facetów, ale żywe ruchy społeczne. Pamiętajmy o fakcie, że w latach 70. XX wieku inicjatywy pozarządowe miały znacznie więcej członkiń i członków niż partie polityczne. Pamiętajmy także, że Zieloni byli pierwszą po II Wojnie Światową nową partią, która weszła do Bundestagu. Nie byłoby tego, gdyby nie olbrzymia zmiana społeczna, jaka stała za sukcesem tak ruchów społecznych, jak i partii Zielonych. Nie mam problemu w tym, że inne partie przejmują nasz program i prawicowy rząd wygasza elektrownie atomowe – naszym zadaniem jest być ciągle w awangardzie w porównaniu z innymi partiami.
Czekać nasz może bardzo niegościnne stulecie – wiele wskazuje na to, że nie stoimy już przed wyborem, czy ekonomia ulegnie zazielenieniu czy nie, ale czy procesy te zostaną zrealizowane w demokratycznym procesie, czy zostaną narzucone w autorytarny sposób, czego bym sobie nie życzył. Bywają noce, kiedy nie mogę spać po nocach z powodu sytuacji naszego kontynentu. Problemem nie jest fakt, że Grecja nie ma pieniędzy – problemem jest fakt, że pieniądze oderwały się od produkcji. 85% krążących w gospodarce pieniędzy krąży w sektorze finansowym, spora ich część to po prostu kapitał spekulacyjny. Amerykański kryzys mieszkaniowy pokazał, że wiele nieruchomości nie ma takiej wartości, jak deklarowano. Pożyczanie pieniędzy na ratowanie Europy przez Niemcy to de facto pożyczanie pieniędzy od banków i generowanie dalszej ilości długów – długów, które mogą powstawać dzięki temu, że wydaliśmy pieniądze na ratowanie tych samych banków, w których teraz się zadłużamy.
Nie stać nas jako na dotychczasowe partie klasowe, szczujące jedne grupy przeciwko innym, nie mieścimy się w ciasnych ramach idei liberalnych, konserwatywnych czy socjalistycznych – bardzo mocno wierzę w to, że Zieloni są partią, które przywracają godność wszystkim ludziom i znaczenie dobru wspólnemu. Stąd nasza koncepcja reform podatkowych – zmniejszania opodatkowania zjawisk, które przyczyniają się do dobra wspólnego, takich jak praca, na rzecz zwiększania opodatkowania tego, co uszczupla wspólne zasoby, jak zanieczyszczenie środowiska. Tymczasem dziś bardziej uregulowana jest działalność związana z uprawą żywności niż krótka sprzedaż akcji, służąca spekulacji. Nie da się podtrzymać takiego stanu rzeczy, nie da się podtrzymać status quo, w którym prywatyzuje się wszystkie zyski, a uspołecznia wszystkie koszty, co prowadzi do społecznej zapaści. Zadaniem Zielonych jest podnoszenie tych kwestii i poszukiwanie rozwiązań zapewniających zarówno równowagę ekologiczną, jak i społeczną. Zielona ekonomia musi uwzględniać zarówno indywidualną wolność, jak i społeczną równość.
Oczywiście, jeśli patrzymy się na wartości rewolucji francuskiej: wolność, równość i solidarność, i jako lewicę uznamy wówczas ich zwolenników, a prawicę – przeciwników, wtedy oczywiste jest, że jestem lewicowcem, tak jak cały ruch Zielonych. Jednocześnie jednak, patrząc przez pryzmat liberalnych wartości, takich jak indywidualna wolność czy jakość demokracji, nie ulega dla mnie wątpliwości, że Zieloni są dziś większymi liberalnymi demokratami niż tradycyjne partie liberalne. Poszerzamy już promowane wartości, na przykład solidarność nie kończy się dla nas na solidarności wewnątrz państw, ale rozszerzamy ją także na inne kraje, przyszłe pokolenia i inne gatunki. Mieliśmy wielką debatę na początku naszej obecności w Bundestagu na temat tego, w którym miejscu ław poselskich powinniśmy siedzieć. Chciano usadowić nas na skrajnej lewicy, ale ostatecznie udało nam się – z czego jestem dumny – zdobył ławy w środku Bundestagu. Tłumaczę to tak, że nie jesteśmy jedynie jakimś skrzydłem dotychczasowej, lewicowej myśli – chociaż niewątpliwie jesteśmy lewicowym projektem, o lewicowych korzeniach – lecz niezależną siłą, pragnącą być w centrum społeczeństwa, która nie jest skazana na byciem mniejszym koalicjantem socjaldemokratów.
Odróżniam kwestię politycznej filozofii, która w partiach reprezentowanych w panelu jest mniej więcej taka sama, od samookreślenia się na scenie partyjnej danego kraju. Szanuję i rozumiem zarówno strategię LMP, która wykorzystując fakt, że węgierska partia socjalistyczna daleka jest od realizowania lewicowych ideałów pragnie stać się nowoczesną, ekologiczną, lewicową alternatywą dla nich, jak i saksońskich Zielonych, bardziej dystansujących się od dychotomii lewica-prawica na obszarze, w którym funkcjonują już 2 silne partie po lewej stronie – SPD i Die Linke.
Antje Hermene, współprzewodnicząca saksońskiego oddziału Związku'90/Zielonych: W 2004 roku po 10 latach udało nam się jako pierwszemu oddziałowi Zielonych w Niemczech Wschodnich wejść do Landtagu – dziś jest bardzo spora szansa, że po tegorocznych wyborach w regionach będziemy obecni we wszystkich 16 regionalnych parlamentów. Naszą strategią jest nie tyle podpinać się pod już istniejącą, lewicową etykietę, ta bowiem została skompromitowana przez komunistów, ale pokazywanie się jako partia nowych, lewicowych pomysłów na redystrybucję społeczną i sprawiedliwość ekologiczną, prezentowanie nowych wizji życia w przyszłości. Poszukiwanie nowych odpowiedzi na problemy społeczne jest naszą siłą – odpowiedzi udzielają nam już dziś Chiny i Stany Zjednoczone, ale umówmy się, że nie prezentują one zielonej wizji świata. Połączenie wizji obywatelskich ruchów opozycyjnych byłej NRD – Związku'90 z bardziej lewicującymi Zielonymi nie zawsze było proste, ale uważam, że nie ma innego, lepszego wyjścia, jak łączyć tego typu elementy w partyjnym przekazie.
Pamiętam, jak 20 lat temu, po upadku muru berlińskiego, pojawiały się hasła na murach w rodzaju „Kapitalizm nie wygrał – jedynie się przepoczwarzył”. Rozumiem także, jak muszą czuć się dziś Grecy i jakie są koszty bycia niekonkurencyjnym we współczesnym świecie – pochodzę z państwa, którego majątek został sprzedany w kilka dni dosłownie za bezcen.Dziś system finansowy oderwał się od polityki i realnej gospodarki, co stanowi największy problem dla globalnego świata. Dwukrotnie w ciągu ostatniego stulecia kryzysy ekonomiczne prowadziły do wybuchu wojen światowych. Kryzys, który zaczął się w roku 2008 roku od banków i przetoczył się przez rynek mieszkaniowy, przedsiębiorstwa i budżety władz publicznych, chyba się nie skończy. Albo system stanie się bardziej trwały i zrównoważony, albo upadnie. Świat staje się coraz bardziej skomplikowany, a jego problemów nie rozwiąże już go jakaś wybitna jednostka, dysponująca dużą władzą. Doświadczać będziemy problemów, związanych z brakiem pieniędzy. Chiny mogą nas pobić pod względem kosztów pracy, ale nie pobiją nas pod względem wolności i demokracji, bez których nie ma niezbędnych dla rozwoju innowacji. Przez pierwszą ćwierć życia żyłam w komunizmie, w którym pieniędzy chronicznie brakowało, drugą – w kapitalizmie, który jedynie udawał, że dysponuje dużymi pieniędzmi i teraz ponosimy koszty tego udawania. Mam nadzieję, że trzecia ćwiartka mojego życia upłynie w mniej skrajnym systemie społeczno-ekonomicznym. Mam nadzieję, że powróci podział na dwa rodzaje systemu bankowego – jeden zajmujący się działalnością kredytową dla zwykłych ludzi i drugi, zajmujący się swobodnym inwestowaniem, który nie będzie już nigdy mógł zostać uratowany przez państwa członkowskie.
Zieloni dla osiągnięcia sukcesu potrzebują znaleźć 2-3 tematy, o których ludzie dyskutują wieczorami przy piwie i stać się główną siłą opozycyjną, która zna odpowiedź na bolączki w tych dziedzinach. Wśród nich na pewno jest miejsce na 1 temat społeczny i 1 ekonomiczny. Budowanie kompetencji przynosi rezultaty – dla przykładu gdy wszystkie inne partie w Saksonii mówiły o konieczności cięć budżetowych w celu zahamowania rosnącego zadłużenia prowincji, Zieloni przyjęli odmienną taktykę, przygotowując alternatywny budżet, skupiający się na poprawie efektywności wydatkowania publicznych pieniędzy. Wzbudził on zainteresowanie nawet w partyjnych dołach CDU.
Anni Sinnemaki, była przewodnicząca fińskich Zielonych: To prawda, że żyjemy w kraju, który wiele osiągnął i z którego można być dumnym, na przykład w kwestii równości płci. Nadal pozostaje tu wiele do zrobienia, uważam bowiem, że nadal jesteśmy dość konserwatywnym krajem i mamy skąd czerpać pomysły na zmianę społeczną – chociażby z sąsiadującej z nami Szwecji. Obecny, sześciopartyjny rząd jest czwartym, w którym uczestniczymy od 1995 roku. Z perspektywy czasu uważam, że ludzie szanowali nasze decyzje i udział w rządach, w których nie zawsze było różowo. Trudno było nam wytłumaczyć się z kwestii fiaska w przekonaniu innych partii do rezygnacji z rozwoju energetyki jądrowej, która dla wielu naszych wyborczyń i wyborców nie jest jedynie kwestią energetyki, ale także demokracji i koncentracji władzy. Mimo to nadal funkcjonujemy na krajowej scenie politycznej.
Nasza sytuacja jako zielonych polityków i polityczek jest trudna, co pokazuje obecny kryzys – koniec końców trudno nam przecież zdecydować się odmówić finansowania bankom, bez których grozi nam załamanie ekonomiczne. To, że pompują one bańkę finansową nie oznacza, że jej pęknięcie nie ma wpływu na realną gospodarkę. Potrzeba nam więcej środków na inwestycję – poprawę efektywności naszych domów, stworzenia nowych źródeł energii – bez których nie ma mowy o ograniczeniu emisji gazów szklarniowych. Potrzebne do tego regulacje konieczne są do opracowania i wdrożenia na szczeblu europejskim, próby na szczeblu poszczególnych państw członkowskich będą znacznie mniej skuteczne.
Andras Schiffer, lider frakcji parlamentarnej węgierskiej LMP: XXI wiek, jak zauważył Ralph Dahrendorf, może być wiekiem Zielonych, tak jak wiek XX był wiekiem socjaldemokracji. Siła przekonań politycznych polega jednak nie tyle na wynikach wyborczych poszczególnych partii, ale zdolności do przekonywania, że są one konieczne do wdrożenia. Węgry są krajem półperyferyjnym, i w jak innych krajach regionu towarzyszy nam marzenie o byciu równie skutecznym w doszlusowaniu do globalnego centrum za pomocą skierowanej na konsumpcję modernizacji. W latach 90. XX wieku, podczas szczytu wpływów neoliberalizmu w regionie tłumaczono brak partii Zielonych faktem, że ludzie są na nie jeszcze zbyt biedni. Dziś, kiedy partie Zielonych są w parlamencie Vanuatu i innych krajów Globalnego Południa, jest niemożliwością obrona tezy wiążącej rozwój ekopolityki z poziomem PKB.
Dużo bardziej realną przeszkodą w rozwoju zielonej myśli politycznej była pozycja dawnych partii postkomunistycznych, z neoficką gorliwością wdrażających program wiążący modernizację z neoliberalną globalizacją. Progresywne tradycje z czasów przed II Wojną Światową zostały zniszczone przez reżim komunistyczny – ich przywrócenie może być szansą na dalszy rozwój ekopolityki w regionie. Słaba recepcja zachodniego roku 1968 na Wschodzie sprawiła, że spora część ruchów ekologicznych miała konserwatywne zabarwienie, co w latach 90. skutkowało praktycznym brakiem krytyki kapitalizmu. Gdy ktoś uprawiał ją w 1990 roku, traktowany był jako komunista, gdy czynił tak 5-10 lat temu uważany był za faszystę lub – w lepszym wypadku – jako głupca. Mamy dziś do czynienia nie z lewicą czy prawicą, nie z politykami, ale z technokratami i populistami. Mamy także słabo rozwinięte społeczeństwo obywatelskie. Mówiliśmy o ruchu miliona osób, sprzeciwiających się reformie medialnej rządu Viktora Orbana – ja byłbym bardzo szczęśliwy, gdyby choć 200 tysięcy wyszło na ulicę w proteście przeciwko ograniczaniu praw pracowniczych. Musimy zdemaskować kłamstwo, jakoby liberalizm ekonomiczny był w stanie rozwiązać wszystkie problemy społeczne!
Nie tylko sektor finansowy działa wadliwie – podobne problemy możemy zaobserwować w systemie medialnym, spłycającym debatę medialnym. Kiedy mówimy o globalnych źródłach lokalnych problemów, zarzuca się nam, że nie mówimy o temacie, o który jesteśmy pytani – a przecież nie da się wytłumaczyć skomplikowania świata prostymi hasłami! Gdy pewnego razu konserwatywno-liberalny dziennikarz zaatakował mnie za to, że LMP walczy o wzmocnienie prawa do strajku, argumentując, że osłabi to gospodarkę, odparłem, że nie interesuje mnie ekonomia sama dla siebie – jest jedynie narzędziem służącym zaspokajaniu ludzkich potrzeb. Taki tryb funkcjonowania „IV władzy” dolewa oliwy do ognia populizmu i pozwala Viktorowi Orbanowi na prezentowanie sukcesów węgierskiej prezydencji, która moim zdaniem była zmarnowaną szansą naszego kraju na zaprezentowanie pozytywnych rozwiązań globalnych problemów. Przez 20 lat serwowano nam neoliberalne kłamstwa, takie jak twierdzenie o swobodnym przepływie towarów i kapitału. Jakim prawem chcemy zabraniać krajom i kontynentom zakazywania importowania nafaszerowanej antybiotykami żywności?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz