System emerytalny oparty na indywidualnym oszczędzaniu skrojony jest pod tradycyjny model kariery zawodowej mężczyzny.
W ferworze debaty o OFE zwyciężył dogmatyzm. O sens reformy, która solidarność międzypokoleniową zastąpiła indywidualną maksymalizacją zysku, nikt nie pyta. Mało kto ma odwagę przyznać, że wyklucza ona wiele osób i funduje im ubóstwo na starość. Przede wszystkim kobietom.
Jej twórcy tłumaczą, że nie wszystkie założenia zostały spełnione przez kolejne rządy. Nie zreformowano KRUS, nie zrównano wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn, zastopowano prywatyzację, która miała być głównym źródłem finansowania reformy. Jednym słowem, to politycy skrewili.
Na bok odsuwa się pytanie, czy obowiązujący od 1999 r. system zapewni przyszłym emerytkom i emerytom godną starość. Czy będą w stanie opłacić czynsz, jedzenie, lekarstwa, podstawowe usługi? Czy oszczędzanie w II filarze się opłaci? Czy po długim i wytężonym życiu zawodowym stać nas będzie na wakacje pod palmami? A przecież takimi właśnie obrazkami zachęcano ludzi (tych, którzy mogli wybierać) do przekazywania części składek do prywatnych funduszy. Mieliśmy uwierzyć w magię rynku.
Tymczasem ruszyły pierwsze wypłaty z OFE. Pierwsza emerytka otrzymała z II filara emeryturę w wysokości 23,65 zł miesięcznie. To dlatego, że miała najniższe wynagrodzenie i za krótko oszczędzała na prywatną emeryturę. Bo w nowym systemie o wysokości świadczeń decyduje staż pracy i wysokość zarobków. Szansę mają młodzi, przedsiębiorczy i świetnie uposażeni. System premiuje indywidualną rzutkość, wyabstrahowaną z realiów rynku pracy. Kto zarabia mniej, ma więcej przerw w pracy czy to z powodu bezrobocia czy trudności w znalezieniu zatrudnienia, albo dlatego, że zajmuje się dziećmi, pracuje krócej albo w niepełnym wymiarze godzin, na umowy zlecenia i o dzieło, nie ma co liczyć na kokosy. Tak się składa, że tym kimś są głównie kobiety.
Odejście od systemu ubezpieczeń społecznych opartego na solidarności międzypokoleniowej najboleśniej uderzyło w kobiety. Dawniej okresy opieki nad małym dzieckiem traktowano jak okresy pracy. Dlatego różnica w wieku emerytalnym kobiet i mężczyzn nie wpływała radykalnie na wysokość świadczeń: różnica wynosiła 4 punkty procentowe. Dziś są to okresy nieskładkowe. Emerytury kobiet są niższe od emerytur mężczyzn średnio o ok. 30%, a w przyszłości będą jeszcze niższe. Z przeprowadzonych symulacji wynika, że w 2020 r. stopa zastąpienia (czyli relacja emerytury do ostatniego wynagrodzenia) w przypadku emerytur kobiet będzie wynosiła 31%, a mężczyzn – 59%. Policzmy zatem: przy wynagrodzeniu 2000 zł brutto będzie to odpowiednio 620 zł i 1180 zł.
Mimo tych alarmujących wieści, które od czasu do czasu chyłkiem przemkną przez media, pomysł, aby zrównać wiek emerytalny kobiet i mężczyzn, nie cieszy się akceptacją. W badaniach CBOS z kwietnia 2010 r. poparło go 25% ankietowanych ubezpieczonych w nowym systemie, przeciw było 71%, w tym aż 82% kobiet. Wcześniejsze przechodzenie kobiet na emeryturę traktuje się jako swoistą rekompensatę za podwójny etat – w pracy płatnej i w domu. Mówi się też, że kobiety potrzebne są rodzinie: mają zająć się wnukami, schorowanymi rodzicami. Trudno się zresztą temu dziwić, skoro brakuje publicznych żłobków i przedszkoli czy usług związanych z opieką nad osobami starszymi. W takim układzie babcia staje się prawdziwą wyręką dla wielu rodziców, których nie stać na prywatną opiekunkę do dziecka. A nieodpłatna praca kobiet podporą wielu gospodarstw domowych, na które państwo przerzuciło koszty związane z reprodukcją i opieką.
Kwestia emerytur jest ściśle powiązana z rynkiem pracy i całościową polityką społeczną państwa. System emerytalny oparty na indywidualnym oszczędzaniu skrojony jest pod tradycyjny model kariery zawodowej mężczyzny, pracującego nieprzerwanie przez 40 lat. Tymczasem w Europie coraz częstsze jest nietypowe zatrudnienie. W ramach cięć kosztów pracy ludzi zmusza się do akceptacji umów cywilnoprawnych. Mają coraz dłuższe przerwy w zatrudnieniu. Ok. 30% kobiet w Unii Europejskiej w wieku produkcyjnym jest nieaktywna zawodowo lub zmuszona pracować w niepełnym wymiarze, bo nie mają z kim zostawić dzieci. Wiele kobiet pracuje w zawodach nisko opłacanych, bo tak się składa, że te związane z opieką są najniższej wyceniane. Choćby chciały, nie mają jak oszczędzać. Prywatne fundusze emerytalne karzą kobiety za płeć. Ponieważ statystycznie żyją one dłużej, muszą płacić wyższe składki na ubezpieczenie, choć przecież o długości życia nie decyduje tylko płeć, lecz styl życia, warunki pracy, ubóstwo, zdrowie i stres.
Modernizując system emerytalny, warto powrócić nie tylko do modelu opartego na solidarności międzypokoleniowej, lecz także budować go w oparciu o solidarność między płciami. Ta solidarność będzie wymagała nie tylko zrekompensowania kobietom okresów opieki nad dzieckiem i uznania ich za normalny okres pracy, lecz przede wszystkim naprawdę równego podziału obowiązków, większego zaangażowania mężczyzn (np. poprzez wydłużenie urlopów ojcowskich), bardziej sprawiedliwej wyceny prac związanych z opieką i zniesienia nierówności płacowych. Samo zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn problemu nie rozwiąże.
Agnieszka Grzybek – feministka, tłumaczka i redaktorka, członkini Rady Krajowej Zielonych 2004, współzałożycielka Porozumienia Kobiet 8 Marca, organizującego od 2000 r. warszawskie Manify, działaczka Kongresu Kobiet. Artykuł jest elementem najnowszego, przygotowanego na Dzień Kobiet, wydania Zielonych Wiadomości, dostępnego do pobrania na nowej stronie internetowej gazety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz