Zrobiło się nawet ciut ciekawiej niż zwykle - chociaż okoliczności mijającego miesiąca, takie jak incydent w Łodzi nie są specjalnie optymistyczne. Zaostrzenie w gruncie rzeczy dość pustej walki politycznej (bo przecież nie na merytoryczne argumenty) swoje robi, nie tylko zresztą w Polsce, we Włoszech dla przykładu pobity został jeden z polityków rządzącej prawicy. Wygląda na to, że na naszych oczach postpolityka zaczyna ewoluować do nowych, mało sympatycznych form. Jak jednak widać po obrazku obok, nie zawsze dajemy się na nią nabierać. Ruch Poparcia Palikota zaczął z hukiem, a jednak, jeśli zsumować sondażowe wyniki z minionego miesiąca, nie sforsował nawet 3-procentowego progu, którego przekroczenie dałoby szanse na publiczne finansowanie. Jeden jedyny sondaż, w którym udała się posłowi PO sztuka przekroczenia 5%, wiosny nie czyni.
Wygląda zatem na to, że medialny dyskurs, usiłujący stroić Palikota w szaty "mesjasza lewicy" zupełnie chybił - wizerunkowe pęknięcie między postacią bogatego biznesmena a maską ludowego trybuna okazało się zbyt duże, by ludzie mieli złapać się na lewicową zasłonę dla liberalno-liberalnego projektu politycznego. Co więcej - kiedy przyszło do sondażowego testu okazało się, że na chwilę obecną elektorat gotów oddać głos na tego typu formację jest znacząco mniejszy niż te 7-12% ludzi, mających tego typu poglądy. Patrząc się na dość spory spadek notowań Platformy Obywatelskiej wygląda na to, że misterny plan wykrojenia politycznej przestrzeni między PO a SLD znów nie za bardzo się udał. Co więcej, SLD nie tylko nie zostało przez Palikota zmiażdżone zgodnie z jego zapowiedziami, ale wręcz przeciwnie - poparcie dla formacji Grzegorza Napieralskiego rośnie.
Sojusz zdołał przekroczyć dość ważną barierę - jego popularność praktycznie zrównała się z poparciem Napieralskiego z wyborów prezydenckich, podczas gdy jeszcze do niedawna była dość znacząco niższa. Ponadto po raz pierwszy od dawna poparcie dla PiS jest poniżej dwukrotności tego, co dla SLD. Partia Kaczyńskiego doszła już prawie do poziomu poparcia z okresu przed 10 kwietnia, i wbrew opiniom części analityków nie sądzę, by incydent łódzki miał to znacząco zmienić. Przed nami wybory samorządowe, gdzie już widać, że w niektórych miastach, jak Warszawa czy Łódź, kandydaci SLD mogą wyprzedzić tych popieranych przez Prawo i Sprawiedliwość. Niemal zupełny brak przesłania samorządowego PiS wcale w odwróceniu tego trendu nie pomaga. Pojawiają się badania opinii publicznej, które mogą być jeszcze dość wczesną zapowiedzią możliwości zmiany na pozycji głównej partii opozycyjnej. Do ugruntowania tego stanu rzeczy jeszcze daleko, ale bardzo możliwe, że wybory 21 listopada będą katalizatorem tej zmiany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz