Załączone obok uśrednienie nie uwzględnia najnowszych wydarzeń ostatnich dni, w szczególności rządowych planów podniesienia podatku VAT. To dość smutna decyzja i chyba jeden z gorszych podatków, które można było ruszyć, ze swej natury ma on bowiem charakter regresywny i w największym stopniu dotyka on osób najmniej zamożnych, które zresztą będą zapewne najbardziej obciążone ewentualnymi cięciami wydatków budżetowych. Pytanie, na ile rozwinięta jest świadomość społeczna tego typu posunięcia (analogiczne do pomysłu PO kwoty można było pozyskać np. przywracając zniesioną, 40-procentową stawkę VAT, ale też poprzez chociażby wprowadzenie jakichś nowych opłat ekologicznych) i jego recepcja, wszak Donald Tusk podczas konferencji prasowej robił wiele, by stworzyć wrażenie, że ruch ten wpłynie pozytywnie na rozwój kraju poprzez zwiększenie zdolności absorpcji unijnych funduszy. Obserwując internetowe serwisy informacyjne w dzień ogłoszenia tego pomysłu miałem wrażenie, że robi się wiele, by przykryć tę wiadomość, bardzo zatem możliwe, że i tym razem "polityka miłości" zdoła ujść Platformie Obywatelskiej na sucho.
Uśrednione wyniki badań opinii publicznej odnotowały za to koniec "polityki miłości" w Prawie i Sprawiedliwości. Marginalizacja bardziej centrowej frakcji Joanny Kluzik-Rostkowskiej i Pawła Poncyliusza, powrót politycznej konfrontacji w sferze symbolicznej, symbolizowanej przez spór o krzyż przez Pałacem Prezydenckim i "ruską trumnę" Brudzińskiego w połączeniu z powyborczą demobilizacją elektoratu Jarosława Kaczyńskiego robią swoje - PiS spada. Choć nadal, w porównaniu do sytuacji z lipca zeszłego roku, partia ta utrzymuje niezwykle duże poparcie, podczas gdy PO przestała już orbitować w okolicach 50%, to zaczyna pojawiać się niekorzystny, spadkowy trend i tendencja do ponownego rozwarcia się nożyc poparcia dla dwóch czołowych ugrupowań prawicowych. Albo będzie to sygnał do tego, by po wakacjach skończyć z odreagowywaniem 10 kwietnia, albo też wracamy do okopywania się Prawa i Sprawiedliwości w powoli kurczącym się elektoracie. Problem polega na tym, że w momencie wysławiania swej traumy partia ta zaczęła uzupełniać posmoleńskie ubytki kadrowe ludźmi, którzy nie kojarzą się z dialogiem, jak kandydat na nowego wicemarszałka Sejmu, Marek Kuchciński.
W tym samym czasie na coraz bardziej wyraźnej, wznoszącej fali znalazł się Sojusz Lewicy Demokratycznej. Znów przekracza on magiczną barierę 10%, a jego potencjalna reprezentacja sejmowa, jak wskazują kalkulacje, miałaby zbliżoną do obecnej wielkość. Obecny wynik partii Napieralskiego jest najlepszym od półtora roku, a pamiętajmy, że bardzo często bywa on w sondażach niedoszacowany. Rok temu, w czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego, partia ta zdobyła około 12% głosów, podczas gdy sondażowe uśrednienie dawało jej nieco ponad 9%. Dalszy wzrost poparcia zdaje się zależeć od tego, na ile wyczuwalne społecznie będą konflikty wewnątrz Sojuszu i na ile sam Napieralski będzie w stanie zbudować wokół siebie szerszy, lewicowy projekt polityczny z wyrazistymi postulatami zarówno ekonomicznymi, jak i światopoglądowymi. Na razie SLD zaliczył kiksa, chwaląc "modernistyczne" obniżki podatków za czasów Leszka Millera, co nie brzmi za bardzo jak nowy kurs polityczny - zobaczymy, jak będzie dalej.
Dramatycznie za to wygląda sytuacja PSL - o innych partiach nie ma już co wspominać, żadna bowiem nie jest już w stanie przekroczyć nawet 1 procenta poparcia, co świadczy o przybierającym totalną formę zabetonowaniu politycznej sceny. Trudno zazdrościć Waldemarowi Pawlakowi - gdyby wyniki tego uśrednienia potwierdziły się w przyszłym roku, ludowcy nie tylko straciliby swoją reprezentację parlamentarną, ale także i budżetowe dotacje. To byłby faktyczny koniec niezależności tej formacji. Tegoroczne wybory samorządowe - szczególnie te dotyczące sejmików wojewódzkich - będą dla Polskiego Stronnictwa Ludowego poważnym sprawdzianem. Owszem, zdarzało się tej partii niedoszacowanie w politycznych sondażach, rzadko kiedy (a w ostatnim czasie, aż do słabego wyniku Waldemara Pawlaka w boju o prezydenturę), nie sięgały one poziomu 1-2% jak w niektórych badaniach. Pojawiają się tu zatem nowe pytania - czy PO będzie skłonna do tego, by zaproponować w przyszłości ludowcom stworzenie wspólnych list wyborczych, analogicznie do aliansu SLD i UP? Czy partie te - należące do tej samej frakcji w Europarlamencie - stworzą tandem podobny do niemieckiej CDU i CSU, w którym PSL będzie stanowić "wiejską odnogę" PO? Czy Platforma dopuszcza w ogóle wizję "koncesjonowanych sojuszników" w rodzaju PSL czy też PD (albo ewentualna formacja Janusza Palikota, której powstanie, z powodu zaostrzenia retoryki PiS, zdaje się oddalać w czasie) dla bardziej liberalnego, wielkomiejskiego elektoratu, czy też jedyną opcją jest dla niej rozpłynięcie się tych organizacji wewnątrz PO? Jak widać, na rubieżach społecznego poparcia również dzieje się wiele ciekawych procesów, które warto śledzić.
Uśrednione wyniki badań opinii publicznej odnotowały za to koniec "polityki miłości" w Prawie i Sprawiedliwości. Marginalizacja bardziej centrowej frakcji Joanny Kluzik-Rostkowskiej i Pawła Poncyliusza, powrót politycznej konfrontacji w sferze symbolicznej, symbolizowanej przez spór o krzyż przez Pałacem Prezydenckim i "ruską trumnę" Brudzińskiego w połączeniu z powyborczą demobilizacją elektoratu Jarosława Kaczyńskiego robią swoje - PiS spada. Choć nadal, w porównaniu do sytuacji z lipca zeszłego roku, partia ta utrzymuje niezwykle duże poparcie, podczas gdy PO przestała już orbitować w okolicach 50%, to zaczyna pojawiać się niekorzystny, spadkowy trend i tendencja do ponownego rozwarcia się nożyc poparcia dla dwóch czołowych ugrupowań prawicowych. Albo będzie to sygnał do tego, by po wakacjach skończyć z odreagowywaniem 10 kwietnia, albo też wracamy do okopywania się Prawa i Sprawiedliwości w powoli kurczącym się elektoracie. Problem polega na tym, że w momencie wysławiania swej traumy partia ta zaczęła uzupełniać posmoleńskie ubytki kadrowe ludźmi, którzy nie kojarzą się z dialogiem, jak kandydat na nowego wicemarszałka Sejmu, Marek Kuchciński.
W tym samym czasie na coraz bardziej wyraźnej, wznoszącej fali znalazł się Sojusz Lewicy Demokratycznej. Znów przekracza on magiczną barierę 10%, a jego potencjalna reprezentacja sejmowa, jak wskazują kalkulacje, miałaby zbliżoną do obecnej wielkość. Obecny wynik partii Napieralskiego jest najlepszym od półtora roku, a pamiętajmy, że bardzo często bywa on w sondażach niedoszacowany. Rok temu, w czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego, partia ta zdobyła około 12% głosów, podczas gdy sondażowe uśrednienie dawało jej nieco ponad 9%. Dalszy wzrost poparcia zdaje się zależeć od tego, na ile wyczuwalne społecznie będą konflikty wewnątrz Sojuszu i na ile sam Napieralski będzie w stanie zbudować wokół siebie szerszy, lewicowy projekt polityczny z wyrazistymi postulatami zarówno ekonomicznymi, jak i światopoglądowymi. Na razie SLD zaliczył kiksa, chwaląc "modernistyczne" obniżki podatków za czasów Leszka Millera, co nie brzmi za bardzo jak nowy kurs polityczny - zobaczymy, jak będzie dalej.
Dramatycznie za to wygląda sytuacja PSL - o innych partiach nie ma już co wspominać, żadna bowiem nie jest już w stanie przekroczyć nawet 1 procenta poparcia, co świadczy o przybierającym totalną formę zabetonowaniu politycznej sceny. Trudno zazdrościć Waldemarowi Pawlakowi - gdyby wyniki tego uśrednienia potwierdziły się w przyszłym roku, ludowcy nie tylko straciliby swoją reprezentację parlamentarną, ale także i budżetowe dotacje. To byłby faktyczny koniec niezależności tej formacji. Tegoroczne wybory samorządowe - szczególnie te dotyczące sejmików wojewódzkich - będą dla Polskiego Stronnictwa Ludowego poważnym sprawdzianem. Owszem, zdarzało się tej partii niedoszacowanie w politycznych sondażach, rzadko kiedy (a w ostatnim czasie, aż do słabego wyniku Waldemara Pawlaka w boju o prezydenturę), nie sięgały one poziomu 1-2% jak w niektórych badaniach. Pojawiają się tu zatem nowe pytania - czy PO będzie skłonna do tego, by zaproponować w przyszłości ludowcom stworzenie wspólnych list wyborczych, analogicznie do aliansu SLD i UP? Czy partie te - należące do tej samej frakcji w Europarlamencie - stworzą tandem podobny do niemieckiej CDU i CSU, w którym PSL będzie stanowić "wiejską odnogę" PO? Czy Platforma dopuszcza w ogóle wizję "koncesjonowanych sojuszników" w rodzaju PSL czy też PD (albo ewentualna formacja Janusza Palikota, której powstanie, z powodu zaostrzenia retoryki PiS, zdaje się oddalać w czasie) dla bardziej liberalnego, wielkomiejskiego elektoratu, czy też jedyną opcją jest dla niej rozpłynięcie się tych organizacji wewnątrz PO? Jak widać, na rubieżach społecznego poparcia również dzieje się wiele ciekawych procesów, które warto śledzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz