Po odsłuchaniu pierwszej debaty przed zbliżającymi się wyborami rośnie moje poczucie alienacji od osób, które sytuują się w samym środku debaty publicznej w Polsce. To, co zaprezentowali sobą podczas debaty Bronisław Komorowski i Jarosław Kaczyński, pozostaje niesamowicie daleko od tego, jak wyobrażam sobie kraj moich marzeń. Nie spodziewałem się cudów, ale odpowiedzi na pytania (mniejsza już o ich język, tradycyjnie daleki od neutralności ideologicznej, w stylu "przywilejów emerytalnych") zarówno w wersji PO, jak i PiS były głęboko rozczarowujące i zdumiewająco do siebie podobne - nawet tam, gdzie po każdej z opcji można by się spodziewać istnienia choćby symbolicznej różnicy ideowej i pozyskania sympatii elektoratu wrażliwego społecznie i postępowego obyczajowo. Rzekomych umizgów do lewicy ani widu, ani słychu, co tworzy chyba grunt pod to, by Grzegorz Napieralski nie poparł żadnego z pozostałych na placu boju kandydatów. W debacie liczyło się to, czy koniunktura za rządów Prawa i Sprawiedliwości była efektem zasług Jarosława Kaczyńskiego czy może globalnego kontekstu, kto jest lepszym katolikiem, lepiej zna radość rodzicielstwa i kto będzie inwestował w armię. Tu nie było "Polski Liberalnej" i "Polski Solidarnej" - co najwyżej wyliczanka, kto lepiej wyleczy prawicowe kompleksy.
Warto zwrócić uwagę na co ciekawsze "smaczki" (szkoda, że w słowniku języka polskiego nie ma jakiego negatywnego odpowiednika tego słowa, w rodzaju "obrzydzaków") tej debaty, w rodzaju zapewnień o tym, że rozdział kościoła od państwa ma się dobrze, po czym kwestia wpływu wiary na legislację pojawia się zaraz potem, gdy Komorowski i Kaczyński prześcigać się zaczęli w poszukiwaniu legendarnego "kompromisu z wiarą" ws. in vitro. Lider PiS wytykał marszałkowi z PO zwiększanie kontyngentu wojskowego w Afganistanie, wcześniej ciesząc się, że w wyniku tej ekspedycji wzrosły doświadczenia bojowe Wojska Polskiego. Komorowski opowiadał, jak to nie należy "polskiego oręża" automatycznie angażować w "kolonialne wojny", po czym deklaruje - jakże niekolonialnie - że należy cenić krew polskiego żołnierza (bo już zabitych Afgańczyków i Afganek - niekoniecznie). Przewodniczący Prawa i Sprawiedliwości powraca do motywu "zrównoważonego rozwoju", którego kompletnie nie rozumie - a właściwie wybiera z niej to, co mu pasuje, bo już redukcja emisji CO2 uznaje za barierę dla rozwoju Polski, zamiast szansę na modernizację z prawdziwego zdarzenia.
Narzekanie na to, że kandydaci nie reprezentują zielonych wartości politycznych, mogłoby się przeciągnąć w nieskończoność, zatem można zaproponować alternatywę - inną wizję odpowiedzi na postawione przez dziennikarki TVP, TVN i Polsatu pytania, na które mógłby odpowiedzieć potencjalny zielony kandydat - albo jeszcze lepiej, zielona kandydatka, na urząd prezydencki:
1. Polityka społeczna
Cieszę się, że Jarosław Kaczyński nie boi się mówić o zrównoważonym rozwoju, bowiem faktem jest, że jest to dziś najbardziej przekonująca alternatywa dla "modelu polaryzacyjno-dyfuzyjnego", a więc naiwnej wiary, że bogactwo ścieka w dół. Szkoda tylko, że pan premier zatrzymuje się w pół drogi - PiS-owska wersja rozwoju bowiem tak naprawdę skutkuje równym prawem do betonu i chorób cywilizacyjnych, podczas gdy zielona modernizacja to lepsza jakość życia, czystsze środowisko i bardziej równe społeczeństwo. Jedna Polska, o której mówi marszałek Komorowski, musi być krajem równych szans, który nie zostawia ludzi samym sobie z problemami i nie jest obojętne na ludzkie marzenia i aspiracje. W przeciwieństwie do obu kandydatów rozumiemy, że gdy dwójka dorosłych ludzi - świadomie i z miłości - pragnie prawnego uznania statusu ich związku, to niezależnie od płci ma do takiego uznania prawo. W sprawie in vitro nie ma miejsca na kolejny, zgniły kompromis - ludzie mają prawo do szczęścia, a dogmaty religijne nie mogą być podstawą tworzenia świeckiego prawa. Nie ma nowoczesnego państwa bez rzeczywistego rozdziału kościoła i państwa, a ten można osiągnąć tylko wtedy, gdy skończymy z kościelnymi przywilejami finansowymi oraz religią w publicznych szkołach.
2. Gospodarka
W Polsce realnym problemem nie jest w tym momencie niski wiek emerytalny - choć zgadzam się, że potrzeba nam jego zrównania dla kobiet i mężczyzn - ale przede wszystkim niska stopa aktywności zawodowej Polek i Polaków. Jej zwiększenie poprzez tworzenie nowych miejsc pracy, możliwości łączenia ról zawodowych i rodzinnych, a także legislację, gwarantującą równy status kobiet i mężczyzn, powinno być absolutnym priorytetem każdego rządu. Dogmatyczne obniżanie podatków spowodowało zmniejszenie dochodów budżetowych, co w kluczowym momencie niedawnego kryzysu uniemożliwiło przygotowanie ekonomicznego pakietu stymulacyjnego z prawdziwego zdarzenia. Podobne odpowiedzi panów Komorowskiego i Kaczyńskiego pokazują, że tak misternie przez nich tkane narracje o rzekomych, nieprzekraczalnych różnicach pokazują, jak niewiele dzieli ich pod względem kontynuowania dotychczasowej, neoliberalnej polityki ekonomicznej. Niedaleko pada Boni od Gilowskiej, panowie.
Polskie miraże o potędze bywają niesłychanie irytujące dla zwykłego człowieka. Ledwo pojawiły się doniesienia o potencjalnych złożach gazu łupkowego, a już chcemy zmieniać stosowne umowy z Rosją. Mamy opcję, która na stole jest już od dawna - to efektywność energetyczna, zwiększająca konkurencyjność gospodarki, 2,5 raza bardziej energochłonnej od unijnej średniej, i zmniejszająca koszty życia bez obniżania jego komfortu, a także inwestycje w odnawialne źródła energii, z których już dziś - technologicznie i opłacalnie ekonomicznie - jesteśmy w stanie pokryć ponad 40% zapotrzebowania naszego kraju na energię. Dałoby nam to nie tylko większą niezależność energetyczną, ale też dałoby szansę samym konsumentkom i konsumentom na większą niezależność od energetycznych monopoli.
3. Polityka zagraniczna
Tragedia w Smoleńsku musi zostać wyjaśniona, ale nie może na niej kończyć się lista naszych priorytetów w polityce zagranicznej. Miło słyszeć to, o co apelowaliśmy od lat - o wycofanie wojsk z Afganistanu. Kraj ten zasługuje na pokój, a nie da się go osiągnąć bez międzynarodowej współpracy i zmiany podejścia z militarnego na cywilne. Afganistan niczym w soczewce odbija problemy anachronicznego, polskiego podejścia do polityki międzynarodowej. Prezes Kaczyński chce Polski w G20, ale nie mówi już, co właściwie mielibyśmy światu do zaproponowania z tego tytułu. Nie słyszę nic o podatku Tobina, o zwiększaniu żenująco niskiego wskaźnika pomocy rozwojowej, który wedle międzynarodowych ustaleń powinien wynosić 0,7% PKB. Słyszymy o modernizacji armii, a nie słyszymy o wsparciu dla zielonej modernizacji europejskiej gospodarki - o Zielonym Nowym Ładzie, chroniącym środowisko i dającym nowe miejsca pracy. Polska za rządów partii marszałka Komorowskiego wolała blokować pakiet klimatyczny, zamiast wykorzystać to wielkie, cywilizacyjne wyzwanie do żabiego skoku w XXI wiek. Pokazuje to, że wizje modernizacji obu kandydatów odpowiadają wyzwaniom nie wieku XXI, ale XIX, i o tej smutnej prawdzie należy powiedzieć.
Warto zwrócić uwagę na co ciekawsze "smaczki" (szkoda, że w słowniku języka polskiego nie ma jakiego negatywnego odpowiednika tego słowa, w rodzaju "obrzydzaków") tej debaty, w rodzaju zapewnień o tym, że rozdział kościoła od państwa ma się dobrze, po czym kwestia wpływu wiary na legislację pojawia się zaraz potem, gdy Komorowski i Kaczyński prześcigać się zaczęli w poszukiwaniu legendarnego "kompromisu z wiarą" ws. in vitro. Lider PiS wytykał marszałkowi z PO zwiększanie kontyngentu wojskowego w Afganistanie, wcześniej ciesząc się, że w wyniku tej ekspedycji wzrosły doświadczenia bojowe Wojska Polskiego. Komorowski opowiadał, jak to nie należy "polskiego oręża" automatycznie angażować w "kolonialne wojny", po czym deklaruje - jakże niekolonialnie - że należy cenić krew polskiego żołnierza (bo już zabitych Afgańczyków i Afganek - niekoniecznie). Przewodniczący Prawa i Sprawiedliwości powraca do motywu "zrównoważonego rozwoju", którego kompletnie nie rozumie - a właściwie wybiera z niej to, co mu pasuje, bo już redukcja emisji CO2 uznaje za barierę dla rozwoju Polski, zamiast szansę na modernizację z prawdziwego zdarzenia.
Narzekanie na to, że kandydaci nie reprezentują zielonych wartości politycznych, mogłoby się przeciągnąć w nieskończoność, zatem można zaproponować alternatywę - inną wizję odpowiedzi na postawione przez dziennikarki TVP, TVN i Polsatu pytania, na które mógłby odpowiedzieć potencjalny zielony kandydat - albo jeszcze lepiej, zielona kandydatka, na urząd prezydencki:
1. Polityka społeczna
Cieszę się, że Jarosław Kaczyński nie boi się mówić o zrównoważonym rozwoju, bowiem faktem jest, że jest to dziś najbardziej przekonująca alternatywa dla "modelu polaryzacyjno-dyfuzyjnego", a więc naiwnej wiary, że bogactwo ścieka w dół. Szkoda tylko, że pan premier zatrzymuje się w pół drogi - PiS-owska wersja rozwoju bowiem tak naprawdę skutkuje równym prawem do betonu i chorób cywilizacyjnych, podczas gdy zielona modernizacja to lepsza jakość życia, czystsze środowisko i bardziej równe społeczeństwo. Jedna Polska, o której mówi marszałek Komorowski, musi być krajem równych szans, który nie zostawia ludzi samym sobie z problemami i nie jest obojętne na ludzkie marzenia i aspiracje. W przeciwieństwie do obu kandydatów rozumiemy, że gdy dwójka dorosłych ludzi - świadomie i z miłości - pragnie prawnego uznania statusu ich związku, to niezależnie od płci ma do takiego uznania prawo. W sprawie in vitro nie ma miejsca na kolejny, zgniły kompromis - ludzie mają prawo do szczęścia, a dogmaty religijne nie mogą być podstawą tworzenia świeckiego prawa. Nie ma nowoczesnego państwa bez rzeczywistego rozdziału kościoła i państwa, a ten można osiągnąć tylko wtedy, gdy skończymy z kościelnymi przywilejami finansowymi oraz religią w publicznych szkołach.
2. Gospodarka
W Polsce realnym problemem nie jest w tym momencie niski wiek emerytalny - choć zgadzam się, że potrzeba nam jego zrównania dla kobiet i mężczyzn - ale przede wszystkim niska stopa aktywności zawodowej Polek i Polaków. Jej zwiększenie poprzez tworzenie nowych miejsc pracy, możliwości łączenia ról zawodowych i rodzinnych, a także legislację, gwarantującą równy status kobiet i mężczyzn, powinno być absolutnym priorytetem każdego rządu. Dogmatyczne obniżanie podatków spowodowało zmniejszenie dochodów budżetowych, co w kluczowym momencie niedawnego kryzysu uniemożliwiło przygotowanie ekonomicznego pakietu stymulacyjnego z prawdziwego zdarzenia. Podobne odpowiedzi panów Komorowskiego i Kaczyńskiego pokazują, że tak misternie przez nich tkane narracje o rzekomych, nieprzekraczalnych różnicach pokazują, jak niewiele dzieli ich pod względem kontynuowania dotychczasowej, neoliberalnej polityki ekonomicznej. Niedaleko pada Boni od Gilowskiej, panowie.
Polskie miraże o potędze bywają niesłychanie irytujące dla zwykłego człowieka. Ledwo pojawiły się doniesienia o potencjalnych złożach gazu łupkowego, a już chcemy zmieniać stosowne umowy z Rosją. Mamy opcję, która na stole jest już od dawna - to efektywność energetyczna, zwiększająca konkurencyjność gospodarki, 2,5 raza bardziej energochłonnej od unijnej średniej, i zmniejszająca koszty życia bez obniżania jego komfortu, a także inwestycje w odnawialne źródła energii, z których już dziś - technologicznie i opłacalnie ekonomicznie - jesteśmy w stanie pokryć ponad 40% zapotrzebowania naszego kraju na energię. Dałoby nam to nie tylko większą niezależność energetyczną, ale też dałoby szansę samym konsumentkom i konsumentom na większą niezależność od energetycznych monopoli.
3. Polityka zagraniczna
Tragedia w Smoleńsku musi zostać wyjaśniona, ale nie może na niej kończyć się lista naszych priorytetów w polityce zagranicznej. Miło słyszeć to, o co apelowaliśmy od lat - o wycofanie wojsk z Afganistanu. Kraj ten zasługuje na pokój, a nie da się go osiągnąć bez międzynarodowej współpracy i zmiany podejścia z militarnego na cywilne. Afganistan niczym w soczewce odbija problemy anachronicznego, polskiego podejścia do polityki międzynarodowej. Prezes Kaczyński chce Polski w G20, ale nie mówi już, co właściwie mielibyśmy światu do zaproponowania z tego tytułu. Nie słyszę nic o podatku Tobina, o zwiększaniu żenująco niskiego wskaźnika pomocy rozwojowej, który wedle międzynarodowych ustaleń powinien wynosić 0,7% PKB. Słyszymy o modernizacji armii, a nie słyszymy o wsparciu dla zielonej modernizacji europejskiej gospodarki - o Zielonym Nowym Ładzie, chroniącym środowisko i dającym nowe miejsca pracy. Polska za rządów partii marszałka Komorowskiego wolała blokować pakiet klimatyczny, zamiast wykorzystać to wielkie, cywilizacyjne wyzwanie do żabiego skoku w XXI wiek. Pokazuje to, że wizje modernizacji obu kandydatów odpowiadają wyzwaniom nie wieku XXI, ale XIX, i o tej smutnej prawdzie należy powiedzieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz