9 kwietnia 2010

"Piguły" walczą o godność

Solidne badania na temat opieki zdrowotnej w Polsce z krytycznej perspektywy są w naszym kraju niezwykle potrzebne. O medycynie mówi się tu w kontekście wprowadzenia w jej obręb jeszcze większej ilości mechanizmów rynkowych, języka "racjonalizacji kosztów", a nie prawa człowieka do opieki medycznej na wysokim poziomie. Poprawa efektywności w kontekście chronicznego niedofinansowania, skutkującego obcinaniem etatów i sporymi dysproporcjami płacowymi wydaje się dość ponurym żartem, a jednak pozostaje obowiązującą mantrą kolejnych ekip rządzących. Julia Kubisa, która napisała raport "Think Tanku Feministycznego", oraz Ewa Charkiewicz, która opatrzyła go wstępem, zajmują się kwestią trwających już 20 lat przekształceń w systemie zdrowotnym przede wszystkim z perspektywy grup zajmujących się opieką i jakością życia osób przebywających w zakładach opieki zdrowotnej - pielęgniarek i położnych. W tle kolejnych małych rewolucji w tym sektorze toczyła się i nadal toczy ich walka nie tylko o własne zarobki, ale także o jakość opieki i jej wizję, w której dobro osób leczących się jest ważniejsze niż dążenie do komercjalizacji działalności jednostek opieki zdrowotnej.

Protesty pielęgniarek nie są wyłącznie polską specyfiką - zdarzają się na całym świecie i wpisują się bądź to w walkę o godną płacę i sprawiedliwe wycenienie opieki, bądź też w proces dyskusji na temat przyszłości systemów medycznych, które przystosować się muszą do procesów stopniowego starzenia się społeczeństw. Wszystko to w czasie, kiedy usługi publiczne często znajdują się pod ostrzałem neoliberalnie nastawionych polityków, dla których nie są one ważne jako instytucje podtrzymujące jakość życia i reprodukcję rynków oraz społeczeństw, lecz kolejnymi maszynkami do zarabiania pieniędzy. Na szpitale czy przychodnie całego świata padać zaczyna cień cięć, zaburzających ich dotychczasowe funkcjonowanie i chwiejący założenie na temat zaspokajania potrzeb społecznych, związanych ze zdrowiem. Nie da się inaczej wytłumaczyć sytuacji, gdy zamiast sugerowanego współczynnika 2 pielęgniarek na 1,2 pacjenta dochodzić zaczyna do sytuacji, gdy 1 pielęgniarka bądź pielęgniarz przypada na... 40 osób chorych. Dodajmy do tego sytuację, kiedy dyrektorzy placówek nie finansują narzędzi ułatwiających pracę pielęgniarkom i położnym (zmuszonym tym samym do wykonywania dodatkowej pracy fizycznej, np. ręcznego podnoszenia pacjentek/pacjentów), by zasadnym stały się obawy o zapewnienie zdrowia. Pogorszenie warunków pracy pielęgniarek i położnych tożsame jest z pogarszaniem warunków powrotu do zdrowia osób chorych -warto przytoczyć tu odpowiednie statystyki cytowane w raporcie:

„Raport Agencji Badań dla Ochrony Zdrowia i Jakości przy Departamencie Zdrowia i Usług Społecznych w USA (Agency for Healthcare Research and Quality, U.S. Department of Health and Human Services, www.ahrq.gov), sporządzony w marcu 2007 r. wskazuje, iż każdy dodatkowy pacjent na jedną pielęgniarkę w przypadku, gdy sprawuje ona opiekę nad czterema pacjentami w oddziale chirurgicznym to: 1) 7% wzrost prawdopodobieństwa zgonu w okresie 30 dni od chwili przyjęcia, 2) 7% wzrost zakończonej niepowodzeniem akcji reanimacyjnej, 3) w przypadku pacjentów z AIDS pozyskanie dodatkowej pielęgniarki na osobodzień powodowało 50% spadek śmiertelności w ciągu 30 dni ich pobytu. Natomiast wyższa proporcja godzin i wyższa liczba pielęgniarek, a tym samym zwiększenie stopnia opieki na osobodzień, to niższe współczynniki: zakażeń dróg moczowych, krwawień z górnego odcinka przewodu pokarmowego, zapaleń płuc, wstrząsów i zatrzymań akcji serca. Badania, które objęły ponad 700 szpitali i ponad 43 tys. pielęgniarek pokazały, że tam, gdzie przypada większa liczba pacjentów na jedną pielęgniarkę, tam też istnieje większa śmiertelność i zachorowalność, więcej błędów w sztuce i niekorzystnych zdarzeń, włączając w to infekcje dróg moczowych, stanowiących 40% wszystkich zakażeń szpitalnych. Od 11%do 13% hospitalizowanych pacjentów cierpiało z powodu odleżyn, których leczenie kosztowało od 40 do 70 tys. dolarów za każdego pacjenta. Wysoka liczba personelu pielęgniarskiego związana była ze zmniejszeniem od 2% do 25 % zdarzeń niepożądanych, wynikających z procesu leczenia. W innym badaniu wykazano zależność między liczbą pacjentów przypadających na jedną pielęgniarkę a czasem pobytu w szpitalu. W przypadku oddziału Intensywnej Opieki badania wykazały zależność między małą liczbą pielęgniarek opiekujących się pacjentami a zdarzeniami niepożądanymi. W przypadku, gdy na oddziale na jedną pielęgniarkę przypadał jeden lub dwóch pacjentów, w tym oddziale występowało znacznie mniej komplikacji niż w oddziałach, gdzie na jedną pielęgniarkę przypadało trzech lub czterech pacjentów. Badania te wskazują jednoznacznie kierunek, w jakim powinny być podejmowane działania przez zarządzających ochroną zdrowia”.

Nils Böhlke. „The impact of hospital privatization on industrial relations and employees. The case of the Hamburg hospitals” Work Organization, Labour and Globalization. Vol. 2 No 2, Autumn 2008, str. 119-130; Specjalne wydanie: The new goldrush: the new multinationals and commodification of public sector work”. Analytica Publications/Merlin Press

Jaki zatem jest współczynnik pielęgniarek na 1.000 osób w naszym kraju w porównaniu do innych państw europejskich? Dane są dla nas bezlitosne: Czechy: 8.1, Francja: 7,5, Niemcy 9,6, Węgry 8,6, Wielka Brytania 9.2, Polska 5,0. Dodatkowym problemem w naszym kraju jest fakt, że istniej stale rosnąca luka między osobami wchodzącymi do zawodu a przechodzącymi na emeryturę, co oznacza dalsze pogarszanie tego wskaźnika. Obecnie edukacja pielęgniarska i położnicza odbywa się w ramach studiów wyższych, odczuwa się brak liceów pielęgniarskich, dzięki którym dopływ kadrowy był znacznie szerszy. Dodać do tego należy sporą emigrację zarobkową, zupełnie zrozumiałą w obliczu niskich płac i sporych różnic między zarobkami środowiska lekarskiego a pielęgniarskiego, a także brak szerszego otwarcia innych opcji zarobkowych (np. niski poziom edukacji seksualnej utrudnia położnym rodzinnym zajęcie się nauczaniem tego przedmiotu).

Wygląda niewesoło? Tak niestety jest, do czego doprowadziło ciągłe majstrowanie przy systemie opieki zdrowotnej. Nastąpiło odejście od jej finansowania bezpośrednio z budżetu w stronę systemu składkowego, której niski poziom doprowadził do niedoborów finansowych w systemie. Decentralizacja zarządzania placówkami, będąca elementem reformy zdrowotnej rządów AWS-UW znacząco utrudniła negocjacje płacowe na szczeblu centralnych czy też możliwość umów zbiorowych - obok państwa i reprezentacji pracowniczej pojawiła się zróżnicowana grupa zarządzająca, w obrębie której w różny sposób decydowano o podziale dostępnych funduszy. Inwestycje w sprzęt często uznawano za ważniejsze od inwestycji w ludzi, zaś podnoszeniu płac lekarkom i lekarzom (których związek zawodowy, co stanowi sytuację kuriozalną w skali światowej, popiera prywatyzację szpitali) nie szły w parze podwyżki dla pielęgniarek. Środowisko to, by uniknąć wplątania się w partyjne spory, w 1991 powołało do życia Ogólnopolski Związek Pielęgniarek i Położnych, niezależny zarówno od OPZZ, jak i "Solidarności".

Związek ten, za pomocą "Białego Miasteczka", po raz pierwszy po 1989 zdołał zaskarbić sobie sympatię mediów i środowisk opiniotwórczych. Jak w końcowych fragmentach raportu zauważa Kubisa, pomogło w tym granie z rolami płciowymi - podkreślanie "kobiecej" opieki, zderzonej z męskimi policjantami, spychającymi "Białe Miasteczko" z pasa drogi. Kwestie genderowe, jak zauważa autorka, odgrywają bardzo ważną rolę - lekarzy uważa się za osoby reprezentujące wiedzę, zaś pielęgniarki (zawód wysoce sfeminizowany) jedynie za wykonawczynie ich poleceń, nie zaś za samodzielne jednostki, zajmujące się opieką i posiadające również mającą legitymizację wiedzę. Jeśli przychodzi do protestów w służbie zdrowia, stroną zapraszaną do rozmów w programach publicystycznych są lekarze, a nie pielęgniarki. Walka o uznanie swoich kompetencji jest kolejnym obok walki płacowej frontem działalności związkowej.

Dzieje już prawie 20 lat pielęgniarskich strajków to dzieje nierzadko dramatyczne, w których nie brakowało głodówek, okupacji, zajmowania torów czy blokad przejść granicznych. Nic dziwnego, skoro bywały czasy i placówki, w których dostawały za swoją pracę ok. 600 złotych. Nadal wiele pielęgniarek i położnych niskie pensje zmuszają do pracy po godzinach - albo w innych zawodach, takich jak sprzątanie, albo na innych niż etatowe umowach, np. o zlecenie. Wiele jeszcze pozostaje do zrobienie, o czym przypominają końcowe wnioski. Przestrzeganie praw pracowniczych i systemowe rozwiązania potrzebne są do tego, by uczciwie zacząć wynagradzać ciężką, społecznie użyteczną pracę, w przeciwnym wypadku o żadnej sprawiedliwości społecznej nie będzie w naszym kraju mowy.

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...