O obecnym modelu pracy, cenionych uzdolnieniach pracowników, sposobach jej organizacji czy też wpływie na rzeczywistość napisano już całkiem sporo. Kto zatem czytał już lektury na ten temat, może podejść ze sceptycyzmem do pomysłu przeczytania jeszcze czegoś na ten temat. Mimo to polecam "Kulturę nowego kapitalizmu" Richarda Sennetta jako ciekawą dokładkę, zaś osobom, które dopiero rozpoczynają swoje przygody z analizą tych kwestii - jako niezły podręcznik, ukazujący rozmiary i skutki nowych metod zarządzania.
Co ciekawego możemy wyczytać u tego amerykańskiego socjologa? Kreśli on najpierw obraz dotychczasowego, społecznego kapitalizmu spod znaku Bismarcka. Jego zadaniem było zapobieżenie rewolucji społecznej poprzez wykorzystanie wojskowego modelu hierarchii w zarządzaniu firmami. W ową piramidalną strukturę mieli być wciągnięci wszyscy mężczyźni, którzy znajdowali w niej stabilizację, umożliwiającą utrzymywanie własnych rodzin, a także poczucie sensu i przynależności. Struktura ta powodować jednak miała poczucie bycia zamkniętym w klatce, rozładowywane za pomocą obietnicy odroczonych korzyści w rodzaju awansu czy wyższych zarobków. Miała ona jeszcze jedną zaletę - umożliwiała w pewnych określonych granicach modyfikowanie i dostosowywanie do potrzeb i realiów rozkazów, płynących z górnych szczebli hierarchii.
Późny kapitalizm zasadniczo zmienił sytuację. Sennett pozostaje raczej sceptyczny co do zapewnień, że odbyło się to dzięki emancypacyjnym hasłom Nowej Lewicy. Zwrała ona uwagę na oczywiste luki w systemie, który zaczął się rozpadać pod wpływem ich nadmiaru - sztywność, brak poszanowania dla innowacyjności, system opiekuńczy, dający coraz mniej satysfakcjonujące usługi publiczne. Nowy model - jak podkreśla autor - nadal nie jest jeszcze modelem dominującym, jeśli chodzi o liczbę osób i firm podążających jego śladem, ma jednak tendencję do rozprzestrzeniania się, wszelkie zaś reformy w instytucjach publicznych przyspieszają zaś ten proces. Nowy model, jego zdaniem, wcale nie zapewnia jednak wejścia do królestwa wiecznej szczęśliwości, niosąc za sobą zagrożenia innego typu - braku stabilności i słabych więzi społecznych.
Przyspieszenie zmian cywilizacyjnych sprawiło, że dużo bardziej premiowana staje się zdolność do adaptacji niż regularnie dezaktualizująca się wiedza. Ponieważ struktury takiego przedsiębiorstwa są bardzo płynne, a fluktuacja pracownic i pracowników, szczególnie na niższych szczeblach, jest bardzo duża. Tymczasem to właśnie tam, gdzie dotychczas poziom elastyczności był względnie duży, dziś obserwujemy dość sporą sztywność, będącą efektem standaryzacji. Sztuczne dążenie do zmian organizacyjnych w instytucjach, w szczególności publicznych, może doprowadzać do zrywania więzi w ich obrębie, które wpływały pozytywnie na jakość świadczonych usług. Brak stabilności przenosi się na inne dziedziny życia, będąc bardziej podatnymi na strach zdarza się nam kończyć - niczym klasie robotniczej w Stanach Zjednoczonych - w objęciach prawicowych populistów.
Uwagi Sennetta dotyczące wpływu takiego modelu kapitalizmu na politykę są ciekawe, chociaż zapewne doskonale znane chociażby osobom czytującym "Krytykę Polityczną". Model ten stępia różnice między formacjami (wszak coraz mniejsze znaczenie ma program, a większe - wizerunek), ograniczając je do "egoizmu drobnych różnic", skutkującego tym, że dyskusja o polowaniu na lisy zajęła brytyjskiemu parlamentowi kilkunastokrotnie więcej czasu niż ta o powołaniu Sądu Najwyższego. Partie stają się produktami, oddziela się własność od zarządzania nią - wszystkie te procesy generują napięcia społeczne, które przestały już być paliwem dla progresywnej polityki. W procesie ich rozwikływania należy uwzględniać nie powrót do starych metod, ale poszukiwać nowych, takich jak ochrona pracy tymczasowej, dzielenie etatu czy minimalny dochód gwarantowany - takie są przynajmniej sugestie autora "Kultury późnego kapitalizmu". Sugestie, z którymi warto się zapoznać.
Co ciekawego możemy wyczytać u tego amerykańskiego socjologa? Kreśli on najpierw obraz dotychczasowego, społecznego kapitalizmu spod znaku Bismarcka. Jego zadaniem było zapobieżenie rewolucji społecznej poprzez wykorzystanie wojskowego modelu hierarchii w zarządzaniu firmami. W ową piramidalną strukturę mieli być wciągnięci wszyscy mężczyźni, którzy znajdowali w niej stabilizację, umożliwiającą utrzymywanie własnych rodzin, a także poczucie sensu i przynależności. Struktura ta powodować jednak miała poczucie bycia zamkniętym w klatce, rozładowywane za pomocą obietnicy odroczonych korzyści w rodzaju awansu czy wyższych zarobków. Miała ona jeszcze jedną zaletę - umożliwiała w pewnych określonych granicach modyfikowanie i dostosowywanie do potrzeb i realiów rozkazów, płynących z górnych szczebli hierarchii.
Późny kapitalizm zasadniczo zmienił sytuację. Sennett pozostaje raczej sceptyczny co do zapewnień, że odbyło się to dzięki emancypacyjnym hasłom Nowej Lewicy. Zwrała ona uwagę na oczywiste luki w systemie, który zaczął się rozpadać pod wpływem ich nadmiaru - sztywność, brak poszanowania dla innowacyjności, system opiekuńczy, dający coraz mniej satysfakcjonujące usługi publiczne. Nowy model - jak podkreśla autor - nadal nie jest jeszcze modelem dominującym, jeśli chodzi o liczbę osób i firm podążających jego śladem, ma jednak tendencję do rozprzestrzeniania się, wszelkie zaś reformy w instytucjach publicznych przyspieszają zaś ten proces. Nowy model, jego zdaniem, wcale nie zapewnia jednak wejścia do królestwa wiecznej szczęśliwości, niosąc za sobą zagrożenia innego typu - braku stabilności i słabych więzi społecznych.
Przyspieszenie zmian cywilizacyjnych sprawiło, że dużo bardziej premiowana staje się zdolność do adaptacji niż regularnie dezaktualizująca się wiedza. Ponieważ struktury takiego przedsiębiorstwa są bardzo płynne, a fluktuacja pracownic i pracowników, szczególnie na niższych szczeblach, jest bardzo duża. Tymczasem to właśnie tam, gdzie dotychczas poziom elastyczności był względnie duży, dziś obserwujemy dość sporą sztywność, będącą efektem standaryzacji. Sztuczne dążenie do zmian organizacyjnych w instytucjach, w szczególności publicznych, może doprowadzać do zrywania więzi w ich obrębie, które wpływały pozytywnie na jakość świadczonych usług. Brak stabilności przenosi się na inne dziedziny życia, będąc bardziej podatnymi na strach zdarza się nam kończyć - niczym klasie robotniczej w Stanach Zjednoczonych - w objęciach prawicowych populistów.
Uwagi Sennetta dotyczące wpływu takiego modelu kapitalizmu na politykę są ciekawe, chociaż zapewne doskonale znane chociażby osobom czytującym "Krytykę Polityczną". Model ten stępia różnice między formacjami (wszak coraz mniejsze znaczenie ma program, a większe - wizerunek), ograniczając je do "egoizmu drobnych różnic", skutkującego tym, że dyskusja o polowaniu na lisy zajęła brytyjskiemu parlamentowi kilkunastokrotnie więcej czasu niż ta o powołaniu Sądu Najwyższego. Partie stają się produktami, oddziela się własność od zarządzania nią - wszystkie te procesy generują napięcia społeczne, które przestały już być paliwem dla progresywnej polityki. W procesie ich rozwikływania należy uwzględniać nie powrót do starych metod, ale poszukiwać nowych, takich jak ochrona pracy tymczasowej, dzielenie etatu czy minimalny dochód gwarantowany - takie są przynajmniej sugestie autora "Kultury późnego kapitalizmu". Sugestie, z którymi warto się zapoznać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz