15 stycznia 2010

Zielony Nowy Ład - inwestować, nie ścinać

Pomstowanie na deficyt w czasie kryzysu zdaje się niekiedy przyjmować dogmatyczne rozmiary. Nie chodzi o to, by zadłużać się ponad miarę, ale trudno jest zakładać, że w erze spowolnienia gospodarczego łatwo będzie zachować budżetową równowagę. Coraz więcej w przestrzeni publicznej dyskusji (całe szczęście) pojawia się takich głosów, jak ten Jerzego Osiatyńskiego, byłego ministra finansów, który nawołuje do tego, by rząd podniósł składkę rentową i przywrócił 40-procentową stawkę podatkową, by zapobiec cięciu wydatków w budżecie państwa. Zwracając uwagę na konieczność przeprowadzenia ważnych reform (m.in. KRUS) mówi jasno - założenie, że im mniej państwa w gospodarce, tym lepiej, to demagogia. Również jego większa obecność nie gwarantuje sama z siebie cudów. Dopiero przemyślana polityka ekonomiczna daje szanse na zmiany na lepsze.

Jedną z propozycji nowej architektury ekonomicznej jest Zielony Nowy Ład, o którym pisałem tu już wielokrotne. Tym razem wspominał o nim przy okazji kolejnej publikacji New Economics Foundation, analizującej pod zielonym kątem coraz głośniej artykułowane na brytyjskiej scenie politycznej postulaty ścinania wydatków publicznych - jak zatem widać, trwa tam debata dość podobna do naszej. Zespół redakcyjny "The Cuts Won't Work", w którym znajduje się m.in. szef działu ekonomicznego dziennika "Guardian", były szef Friends of the Earth i szefowa Partii Zielonych Anglii i Walii uważa te pomysły za nie tylko nietrafione, ale potencjalnie niebezpieczne dla procesu wychodzenia z recesji. Ich zdaniem dotychczasowe działania stymulujące przyczyniają się do powrotu koniunktury, jednak dalekie są od doskonałości. Potrzeba nam nie pomysłów w stylu podnoszących konsumpcję i poziom emisji gazów szklarniowych premii za złomowanie, ale działań stymulujących zarówno zatrudnienie, jak i zazielenianie gospodarki.

W kontekście historycznym i porównań do sytuacji w Stanach Zjednoczonych okresu New Dealu nie da się zlekceważyć przestróg zespołu przygotowującego publikację. W 1936 roku, kiedy USA powoli podnosiły się z okresu Wielkiego Kryzysu dzięki rozpoczętemu w 1933 roku Nowemu Ładowi (jego rezultatem było powstanie m.in. ponad 122 tysięcy mostów, niemal 39 tys. szkół i 8 tys. basenów), w wyniku kłopotów politycznych i prawnych związanych z częścią legislacji i towarzyszącego uszczuplenia przychodów budżetowych zdecydowano się na cięcia w programach socjalnych i infrastrukturalnych. Efekty można było zaobserwować rok później - wskaźnik Dow Jones spadł o 40%, najwięcej od 1929 roku, między kwietniem a październikiem, w ostatnich 4 miesiącach 1937 2 miliony ludzi straciło pracę, a w pierwszych 3 miesiącach kolejnego roku - dalsze 3 miliony. Procesy te powstrzymał dopiero kolejny pakiet stymulacyjny, dzięki któremu spadło bezrobocie i wzrosła produkcja przemysłowa. Tego doświadczenia historycznego, zdaniem autorek i autorów NEF, nie powinniśmy powtarzać.

Co ciekawe, w publikacji przytoczone są dane, że największy spadek poziomu długu publicznego przypadał nie na czasy "odpowiedzialnych fiskalnie" rządów prawicy w USA i Wielkiej Brytanii, ale podczas okresów określanych jako "interwencjonistyczne" i skore do wydawania pieniędzy z budżetu. Niedawny przypadek przejedzenia nadwyżki budżetowej z epoki Clintona przez ekipę George'a W. Busha jest tu najlepszym przykładem. Politycy straszący wielkim deficytem zapominają, że dziś na Wyspach jego wartość odpowiada 70% PKB, podczas gdy w w okolicach roku 1950 wynosił 250%. Deficyt - to prawda - zaciągany jest na poczet przyszłych pokoleń, ale nie oznacza to, że przyszłe pokolenia docenią stan równowagi budżetowej, jeśli, jak mówi z wywiadzie dla "Pulsu Biznesu" Osiatyński "będziemy mieli policję bez radiowozów i policjantów, szpitale bez krwi, a szkoły bez kredy". W sytuacji, gdy olbrzymie zadłużenie gospodarstw domowych na Zachodzie (coraz częściej zresztą podobnie bywa i nad Wisłą) utrudnia rozbudzanie przez nie popytu, to rządy mają szanse na to, by poprawić sytuacje gospodarczą - oczywiście sukces możliwy jest wtedy, kiedy inwestycje okażą się trafne...

Ekipa NEF proponuje zatem - czas zainwestować publiczne pieniądze w walkę ze zmianami klimatu, która może dawać zatrudnienie i przynosić dość szybko zwrot pieniędzy. Duża w tym rola efektu mnożnikowego - dla przykładu budowa elektrowni wiatrowej zmniejsza emisje gazów szklarniowych, daje prace, przez co budżet, zamiast wypłacać zasiłek, otrzymuje pieniądze z podatków, poza zaś samą elektrownią pojawia się popyt na rynku, generujący kolejne miejsca pracy - np. u podwykonawców albo w usługach, z których korzystają po godzinach pracy osoby zatrudnione. Jak to zwykle bywa w publikacjach New Economics Foundation, wszystko jest dokładnie policzone i oszacowane - tylko pozazdrościć takiego think-tanku...

Jakie działania stymulacyjne proponuje się nam w "The Cuts Won't Work"? Jest ich całkiem sporo i uwzględniają np. zróżnicowanie emitowanych obligacji o np. "obligacje klimatyczne", w których obok zysku inwestorzy mieliby zapewnione, że ich pieniądze pójdą na inwestycje służące przeciwdziałaniu zmianom klimatu, uszczelnienie systemu podatkowego, dające szanse na odzyskanie chociaż części z 25 miliardów funtów, jakie brytyjski skarb państwa traci na unikaniu opodatkowaniu (zmniejszyłby się tym samym nacisk na zwiększanie deficytu), wprowadzenie podatku Tobina, z którego pieniądze szły by na finansowanie Zielonych Nowych ładów w krajach rozwijających się i utworzenie zielonego banku inwestycyjnego, którego kapitał mógłby pomagać prywatnym inwestorom w rozruszaniu działań np. w sektorze efektywności energetycznej i energetyki odnawialnej. To tego typu inwestycje powinny otrzymywać ulgi podatkowe, podczas gdy w ramach zapewniania odpowiedniego poziomu redystrybucji dla osób zarabiających określone, duże kwoty pieniężne, powinny zostać uchwalone minimalne poziomy opodatkowania, zapobiegające wykorzystywaniu ulg do uszczuplania budżetu państwa.

Pomysłów jest rzecz jasna więcej - wymagają one m.in. podziału banków "zbyt dużych, by upaść" i polityki niskich stóp procentowych, bez której gospodarstwa domowe nie będą w stanie zmniejszyć poziomu swojego zadłużenia. Bardzo ciekawym pomysłem na zapobieganie "kreatywnej księgowości" przez duże korporacje jest wprowadzenie obowiązku, by informowały one osobno o zyskach w każdym z krajów, w którym prowadzą działalność. Bardzo ważne jest stwierdzenie, by skończyć z traktowaniem w identyczny sposób podmiotów tak różnych, jak małe przedsiębiorstwo i międzynarodowy koncern - działalność tych pierwszych powinna być wspierana poprzez np. prostsze metody rozliczania. Myślę, że warto samodzielnie poświęcić się lekturze i przekonać się, że ekonomia może być inna.

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...