Obserwowanie gigantycznych odpraw dla odchodzącej z upadłych banków kadry menedżerskiej na Zachodzie przyprawiło o migrenę całkiem sporą rzeszę ludzi. Chyba największą mieli ci, którzy w wyniku spekulacji szefostwa stracili pracę, a publicznych pieniędzy nie wystarczyło na ratowanie ich stanowisk. Kryzys unaocznił, jak wiele jest ekscesów na wolnym rynku wynagrodzeń, który z powodu braku odpowiednich regulacji wymknął się spod kontroli. Brak dostatecznie dużych możliwości hamowania wzrostu wynagrodzeń sektora "top management" przez akcjonariuszy zrobił swoje, a wzrostowi płac najwyższego szczebla towarzyszyła polityka ulg, zwolnień i obniżek podatkowych. W takiej sytuacji skala nierówności płacowych nie tylko w całej gospodarce, ale też i w poszczególnych przedsiębiorstwach przekraczać zaczęła wszelkie granice przyzwoitości. O tym zjawisku opowiada - poszukując jego rozwiązań - jedna z najnowszych publikacji New Economics Foundation "A Bit Rich: Calculating the Real Value to Society of different professions".
Wyobraźmy sobie następującą sytuację - internalizujemy do płac wszelkie koszty zewnętrzne (pozytywne i negatywne) naszej działalności ekonomicznej na rynku pracy i w ten sposób kształtujemy płace na nim. Dotychczasowa "wolna amerykanka", oparta na określonych założeniach dotyczących kondycji ludzkiej i warunków gry rynkowej - zdaniem autorek i autorów z NEF - nie potwierdziły się. Za główne zadanie postawili rozprawienie się z 10 mitami neoliberalizmu, dość silnymi także i nad Wisłą, legitymizującymi wzrost nierówności płacowych. Do tej pory osoby, które doprowadziły do kryzysu - a więc np. część pracowników londyńskiego City, uwikłanych w spekulacje finansowe - była hołubiona przez liderów 3 największych brytyjskich partii, podziwiających ich przedsiębiorczość i zaradność. Teraz bardzo o to trudno. NEF zdecydował się na wyliczenie wkładu społecznego i ekologicznego 6 zawodów - 3 dobrze i 3 słabo płatnych, zarówno tych, wykonywanych w sektorze publicznym, jak i prywatnym, by w ten sposób pokazać, jak owe mity o rynku pracy mają się do rzeczywistości.
Popatrzmy zatem na kwestię dysproporcji płacowych między doradcami podatkowymi a pracownikami i pracownicami opieki nad dziećmi. Ci pierwsi (rzecz jasna nie wszyscy) przyczyniają się do znaczącego zmniejszania się dochodów do skarbów państw, w Wielkiej Brytanii szacunki mówią o 13 miliardach funtów straconych dla budżetu z powodu ich "pomocy" osobom indywidualnym i 12 miliardach - przedsiębiorstwom. W tym samym czasie pracownica/pracownik żłobka czy przedszkola zarabia niewielką pensję, co wpływa również na stopień feminizacji zawodu, poziom satysfakcji z pracy i tym samym jakości świadczonej opieki. Owe brakujące 25 miliardów, jak policzono, starczyłoby na stworzenie obejmującej całość populacji opieki nad dziećmi, co skutkowałoby większą obecnością kobiet na rynku pracy, wyższymi dochodami gospodarstw domowych, mniejszą presją na pomoc socjalną etc.
Analizując w tak kompleksowy sposób rzeczywistość społeczną, Eilis Lawlor, Helen Kersley i Susan Steed doszły do wniosku, że należy do analizy skutków działalności poszczególnych zawodów zastosować narzędzia SROI - Społecznego Zwrotu z Inwestycji. W wyniku takiego działania (pełna metodologia dostępna jest pod koniec publikacji) obliczyły one, że najbardziej pożyteczne społecznie i ekologicznie są prace aktualnie dość nisko płatne. Przykład opieki nad dziećmi podałem już powyżej. Innymi są osoby sprzątające szpitale, w ten sposób zmniejszające śmiertelność w ich obrębie, a także pracujące przy recyklingu, przyczyniające się do zmniejszenia zanieczyszczenia środowiska, m.in. emisjami metanu z wysypisk śmieci. W tym samym czasie dobrze zarabiający pracownicy sektora reklamowego, tworzący potrzeby, prowadzące m.in. do nadwagi, zaburzeń na tle nerwowym i do nadwyrężenia możliwości regeneracyjnych środowiska naturalnego (już dziś Wielka Brytania konsumuje proporcjonalnie 3 razy tyle, ile proporcjonalnie powinna biorąc pod uwagę ograniczoność zasobów naturalnych), śpią dość spokojni o stan swojego konta. Biorąc pod uwagę te czynniki, w NEFie wyliczono, że praca w reklamie za każdego włożonego weń funta przynosi 11,5 funta strat, bankiera - 7, a doradcy podatkowego - 47, podczas gdy osoba pracująca w żłobku przynosi za tego samego funta od 7 do 9,5, sprzątająca szpital - 10, a zajmująca się recyklingiem - 12.
New Economics Foundation sugeruje, by przestać zdawać się na założenie, że na pełnym monopoli i oligopoli rynku pracy istnieje w pełni idealna konkurencja tworząca obiektywnie najlepsze odwzorowanie wyceny ludzkiej pracy. Uwzględnienie kosztów zewnętrznych, oddziaływania na społeczność lokalną i na środowisko czy dyskusja nad wprowadzeniem jakiejś formy płacy maksymalnej - to tylko niektóre z sugestii fundacji na zmianę obecnego stanu rzeczy. Inne to m.in. inwestowanie w "zielone technologie" i zawody podnoszące jakość kapitału społecznego, w tym umożliwiające pracę kobietom. Dotychczasowe rozwarstwienie wpływało - i nadal wpływa - na marnowanie potencjału ludzkiego.
Oczywiście przeciwników tego typu pomysłów nie zabraknie, ale autorki i współpracownicy (Daiana Beitler, Stephen Spratt i Andrew Simms) publikacji odparowują neoliberalne stereotypy - na przykład te, że wyższe podatki odstraszą osoby najbogatsze, przez co spadną dochody z budżetu. Skandynawskie przykłady, w których większość najbogatszych osób z tych krajów płaci podatki tamże, świadczą, że w grę wchodzą czynniki inne niż zwierzęca niemal ucieczka od składania pieniędzy na rzecz wspólnego dobra - np. różnice kulturowe czy jakość świadczonych usług publicznych. Również założenie, że sektor publiczny musi być mniej efektywny od prywatnego zostaje zakwestionowane - po pierwsze, dysproporcje zarobkowe bywają w nim mniejsze, a poziom satysfakcji z pracy - wyższy (mówimy o przypadku brytyjskim) niż w prywatnym. Jego pogorszenie zaczęło się wraz z wdrażaniem mechanizmów rynkowych w jego obrębie, np. zmniejszających stabilność zatrudnienia i obniżających jakość świadczonych usług.
Poruszanych zagadnień i niuansów jest w tej publikacji dużo, dużo więcej, tradycyjnie zatem zachęcam do lektury.
Wyobraźmy sobie następującą sytuację - internalizujemy do płac wszelkie koszty zewnętrzne (pozytywne i negatywne) naszej działalności ekonomicznej na rynku pracy i w ten sposób kształtujemy płace na nim. Dotychczasowa "wolna amerykanka", oparta na określonych założeniach dotyczących kondycji ludzkiej i warunków gry rynkowej - zdaniem autorek i autorów z NEF - nie potwierdziły się. Za główne zadanie postawili rozprawienie się z 10 mitami neoliberalizmu, dość silnymi także i nad Wisłą, legitymizującymi wzrost nierówności płacowych. Do tej pory osoby, które doprowadziły do kryzysu - a więc np. część pracowników londyńskiego City, uwikłanych w spekulacje finansowe - była hołubiona przez liderów 3 największych brytyjskich partii, podziwiających ich przedsiębiorczość i zaradność. Teraz bardzo o to trudno. NEF zdecydował się na wyliczenie wkładu społecznego i ekologicznego 6 zawodów - 3 dobrze i 3 słabo płatnych, zarówno tych, wykonywanych w sektorze publicznym, jak i prywatnym, by w ten sposób pokazać, jak owe mity o rynku pracy mają się do rzeczywistości.
Popatrzmy zatem na kwestię dysproporcji płacowych między doradcami podatkowymi a pracownikami i pracownicami opieki nad dziećmi. Ci pierwsi (rzecz jasna nie wszyscy) przyczyniają się do znaczącego zmniejszania się dochodów do skarbów państw, w Wielkiej Brytanii szacunki mówią o 13 miliardach funtów straconych dla budżetu z powodu ich "pomocy" osobom indywidualnym i 12 miliardach - przedsiębiorstwom. W tym samym czasie pracownica/pracownik żłobka czy przedszkola zarabia niewielką pensję, co wpływa również na stopień feminizacji zawodu, poziom satysfakcji z pracy i tym samym jakości świadczonej opieki. Owe brakujące 25 miliardów, jak policzono, starczyłoby na stworzenie obejmującej całość populacji opieki nad dziećmi, co skutkowałoby większą obecnością kobiet na rynku pracy, wyższymi dochodami gospodarstw domowych, mniejszą presją na pomoc socjalną etc.
Analizując w tak kompleksowy sposób rzeczywistość społeczną, Eilis Lawlor, Helen Kersley i Susan Steed doszły do wniosku, że należy do analizy skutków działalności poszczególnych zawodów zastosować narzędzia SROI - Społecznego Zwrotu z Inwestycji. W wyniku takiego działania (pełna metodologia dostępna jest pod koniec publikacji) obliczyły one, że najbardziej pożyteczne społecznie i ekologicznie są prace aktualnie dość nisko płatne. Przykład opieki nad dziećmi podałem już powyżej. Innymi są osoby sprzątające szpitale, w ten sposób zmniejszające śmiertelność w ich obrębie, a także pracujące przy recyklingu, przyczyniające się do zmniejszenia zanieczyszczenia środowiska, m.in. emisjami metanu z wysypisk śmieci. W tym samym czasie dobrze zarabiający pracownicy sektora reklamowego, tworzący potrzeby, prowadzące m.in. do nadwagi, zaburzeń na tle nerwowym i do nadwyrężenia możliwości regeneracyjnych środowiska naturalnego (już dziś Wielka Brytania konsumuje proporcjonalnie 3 razy tyle, ile proporcjonalnie powinna biorąc pod uwagę ograniczoność zasobów naturalnych), śpią dość spokojni o stan swojego konta. Biorąc pod uwagę te czynniki, w NEFie wyliczono, że praca w reklamie za każdego włożonego weń funta przynosi 11,5 funta strat, bankiera - 7, a doradcy podatkowego - 47, podczas gdy osoba pracująca w żłobku przynosi za tego samego funta od 7 do 9,5, sprzątająca szpital - 10, a zajmująca się recyklingiem - 12.
New Economics Foundation sugeruje, by przestać zdawać się na założenie, że na pełnym monopoli i oligopoli rynku pracy istnieje w pełni idealna konkurencja tworząca obiektywnie najlepsze odwzorowanie wyceny ludzkiej pracy. Uwzględnienie kosztów zewnętrznych, oddziaływania na społeczność lokalną i na środowisko czy dyskusja nad wprowadzeniem jakiejś formy płacy maksymalnej - to tylko niektóre z sugestii fundacji na zmianę obecnego stanu rzeczy. Inne to m.in. inwestowanie w "zielone technologie" i zawody podnoszące jakość kapitału społecznego, w tym umożliwiające pracę kobietom. Dotychczasowe rozwarstwienie wpływało - i nadal wpływa - na marnowanie potencjału ludzkiego.
Oczywiście przeciwników tego typu pomysłów nie zabraknie, ale autorki i współpracownicy (Daiana Beitler, Stephen Spratt i Andrew Simms) publikacji odparowują neoliberalne stereotypy - na przykład te, że wyższe podatki odstraszą osoby najbogatsze, przez co spadną dochody z budżetu. Skandynawskie przykłady, w których większość najbogatszych osób z tych krajów płaci podatki tamże, świadczą, że w grę wchodzą czynniki inne niż zwierzęca niemal ucieczka od składania pieniędzy na rzecz wspólnego dobra - np. różnice kulturowe czy jakość świadczonych usług publicznych. Również założenie, że sektor publiczny musi być mniej efektywny od prywatnego zostaje zakwestionowane - po pierwsze, dysproporcje zarobkowe bywają w nim mniejsze, a poziom satysfakcji z pracy - wyższy (mówimy o przypadku brytyjskim) niż w prywatnym. Jego pogorszenie zaczęło się wraz z wdrażaniem mechanizmów rynkowych w jego obrębie, np. zmniejszających stabilność zatrudnienia i obniżających jakość świadczonych usług.
Poruszanych zagadnień i niuansów jest w tej publikacji dużo, dużo więcej, tradycyjnie zatem zachęcam do lektury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz