Ponieważ staram się maksymalizować użyteczność czytanych przez siebie lektur, łącząc naukę, kulturę i politykę, to przeczytanie "Zwrotu politycznego" Igora Stokfiszewskiego uznałem za przydatne z punktu widzenia zrozumienia przemian w kulturze po roku 1989. Neoliberalizm, jak autor udowadnia, nie tyczył się li tylko sfery ekonomii, ale poprzez oddziaływanie na całość ludzkiego życia niemal dosłownie "przemielił" sposób myślenia o rzeczywistości. W sferze kultury - jak zauważa Stokfiszewski - przejawiało się to w latach 90. XX wieku w formie "sztuki dla sztuki", skupionej na indywidualnych doznaniach jednostki twórczej, świadomie odrzucającej tematykę społeczną i polityczną, upatrującej w zaangażowaniu kultury w debatę publiczną niemal zagrożenia indoktrynacją.
Tymczasem, jeśli popatrzymy na pojawiający się na przełomie wieków, tytułowy "zwrot polityczny", to dość trudno zarzucić mu mniejszą wartość artystyczną od dajmy na to poezji Świetlickiego. Wiem co mówię, bowiem wspomniany przez Stokfikszewskiego Daniel Odija cieszy się moją sympatią z powodu "Tartaku", a Dorota Masłowska - "Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną". Wcale nie dlatego, by były one mocno zaangażowane, to po prostu kawał niezłej prozy, podobnie jak w dziedzinie poezji wiele do myślenia potrafią dać na przykład "Mnemotechniki" Jarosława Lipszyca. Niezłej, bo nie oderwanej od życia, ani w kierunku abstrakcyjnego w dzisiejszych czasach klasycyzmu, ani też indywidualnych wynurzeń podmiotów lirycznych czy też innych narratorek/narratorów. I znowuż - nie chodzi mi tu o kompletne lekceważenie konceptu "sztuki dla sztuki", która może rodzić interesujące formalnie kompozycje. Problem w tym, że rzadko kiedy będzie ona niosła wiedzę i refleksję na temat rzeczywistości, a to właśnie ten czynnik sprawia, że kultura żyje.
Wiele tu interesujących spostrzeżeń, jak chociażby przytoczenie Nancy Fraser i jej porównania gejowskiej polityki tożsamości i queer do dwóch modeli polityki gospodarczej: redystrybucyjnej i rewolucyjnej, wpisując się w dyskusję na temat strategii działania ruchu LGBTQI. Dokonuje też rekonstrukcji rzekomej narracji środkowoeuropejskiej, ponoć odrębnej w stosunku do zachodniej i wschodniej, a tak naprawdę reprezentującej je obydwie w "węźle gordyjskim". Nie brakuje tu też uwag dotyczących współczesnego teatru i poezji. W tym pierwszym zagadnieniu zwraca uwagę na dominację dwóch dyskursów - liberalnego i konserwatywnego, które nie potrafiły do końca pogodzić się z nowym, bardziej krytycznym teatrem. Liberałowie potrafili nawet przyznać jemu artystyczną wartość, wpisując w cykl wielu innych "trendów" w tej dziedzinie sztuki, konserwatyści uznawali go za aberrację.
Koniec końców warto wspomnieć jeszcze o dwóch obrazach transformacji. Prawicowcy, tacy jak Ziemkiewicz, Wildstein czy Horubała pielęgnowali w swoich dziełach różne wariacje na temat spisków, postkomuny, tajnych służb i wszelakich zagrożeń dla "tradycyjnych wartości". To nadal jednak narracje sytych, podczas gdy opowieści wspomnianych wyżej Odiji, Masłowskiej czy Michała Witkowskiego pokazują tych przegranych naprawdę - biednych na wsi, zwulgaryzowane pokolenie blokowisk, nieatrakcyjni homoseksualiści rodem z PRL. Dla nich wolności nie starczyło...
Z tego, co mi wiadomo, fragmenty książki Stokfiszewskiego, złożonej z jego wielu, interesujących artykułów, są już czytane na Instytucie Kultury Polskiej UW. To chyba najlepszy dowód na to, że diagnozy autora uważane są za istotne i nawet, jeśli ktosia/ktoś się z nimi nie zgadza, to jednak trudno przejść wobec jego tez obojętnie. Przypominając o lesbijskiej twórczości Izabeli Filipiak czy o artystycznych interwencjach Katarzyny Kozyry, przypomina nam o żywotności sztuki i jej roli w tworzeniu nowej jakości debaty publicznej. Debaty znacznie bardziej otwartej, niż aktualny konsensus polityki bez polityki.
Tymczasem, jeśli popatrzymy na pojawiający się na przełomie wieków, tytułowy "zwrot polityczny", to dość trudno zarzucić mu mniejszą wartość artystyczną od dajmy na to poezji Świetlickiego. Wiem co mówię, bowiem wspomniany przez Stokfikszewskiego Daniel Odija cieszy się moją sympatią z powodu "Tartaku", a Dorota Masłowska - "Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną". Wcale nie dlatego, by były one mocno zaangażowane, to po prostu kawał niezłej prozy, podobnie jak w dziedzinie poezji wiele do myślenia potrafią dać na przykład "Mnemotechniki" Jarosława Lipszyca. Niezłej, bo nie oderwanej od życia, ani w kierunku abstrakcyjnego w dzisiejszych czasach klasycyzmu, ani też indywidualnych wynurzeń podmiotów lirycznych czy też innych narratorek/narratorów. I znowuż - nie chodzi mi tu o kompletne lekceważenie konceptu "sztuki dla sztuki", która może rodzić interesujące formalnie kompozycje. Problem w tym, że rzadko kiedy będzie ona niosła wiedzę i refleksję na temat rzeczywistości, a to właśnie ten czynnik sprawia, że kultura żyje.
Wiele tu interesujących spostrzeżeń, jak chociażby przytoczenie Nancy Fraser i jej porównania gejowskiej polityki tożsamości i queer do dwóch modeli polityki gospodarczej: redystrybucyjnej i rewolucyjnej, wpisując się w dyskusję na temat strategii działania ruchu LGBTQI. Dokonuje też rekonstrukcji rzekomej narracji środkowoeuropejskiej, ponoć odrębnej w stosunku do zachodniej i wschodniej, a tak naprawdę reprezentującej je obydwie w "węźle gordyjskim". Nie brakuje tu też uwag dotyczących współczesnego teatru i poezji. W tym pierwszym zagadnieniu zwraca uwagę na dominację dwóch dyskursów - liberalnego i konserwatywnego, które nie potrafiły do końca pogodzić się z nowym, bardziej krytycznym teatrem. Liberałowie potrafili nawet przyznać jemu artystyczną wartość, wpisując w cykl wielu innych "trendów" w tej dziedzinie sztuki, konserwatyści uznawali go za aberrację.
Koniec końców warto wspomnieć jeszcze o dwóch obrazach transformacji. Prawicowcy, tacy jak Ziemkiewicz, Wildstein czy Horubała pielęgnowali w swoich dziełach różne wariacje na temat spisków, postkomuny, tajnych służb i wszelakich zagrożeń dla "tradycyjnych wartości". To nadal jednak narracje sytych, podczas gdy opowieści wspomnianych wyżej Odiji, Masłowskiej czy Michała Witkowskiego pokazują tych przegranych naprawdę - biednych na wsi, zwulgaryzowane pokolenie blokowisk, nieatrakcyjni homoseksualiści rodem z PRL. Dla nich wolności nie starczyło...
Z tego, co mi wiadomo, fragmenty książki Stokfiszewskiego, złożonej z jego wielu, interesujących artykułów, są już czytane na Instytucie Kultury Polskiej UW. To chyba najlepszy dowód na to, że diagnozy autora uważane są za istotne i nawet, jeśli ktosia/ktoś się z nimi nie zgadza, to jednak trudno przejść wobec jego tez obojętnie. Przypominając o lesbijskiej twórczości Izabeli Filipiak czy o artystycznych interwencjach Katarzyny Kozyry, przypomina nam o żywotności sztuki i jej roli w tworzeniu nowej jakości debaty publicznej. Debaty znacznie bardziej otwartej, niż aktualny konsensus polityki bez polityki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz