
Zacznijmy od tego, że osoby, które zetknęły się z "Kapitalizmem 3.0" Petera Barnesa, o którym tu zresztą pisałem, będą miały wrażenie dość dużego podobieństwa wizji. Nie dziwi mnie to, ani też nie smuci - wręcz przeciwnie, świadczy o pewnej konsolidacji zielonych alternatyw i ich stopniowym rozwijaniu pewnych konkretnych pomysłów. Dużo tu zatem można przeczytać o lokalizacji produkcji i praktycznym stosowaniu subsydiarności do odpowiedniego wyważenia typu społecznej kontroli nad dobrami publicznymi, a także o lokalnych spółdzielniach, na przykład gruntowych. Idee tego typu, wraz z przyznaniem ekonomicznego Nobla Eleonor Ostrom (to pierwsza kobieta, która dostąpiła tego zaszczytu) będą zapewne zyskiwać na znaczeniu jako przekraczające dotychczasową, dominującą dychotomię publicznej/prywatnej kontroli własności.
By rozpocząć proces zmian, które doprowadzą do uniknięcia katastrofy klimatycznej i dalszemu rozwarstwianiu się społeczeństw (i związanych z tym kosztów), należy dokonać ważnych przewartościowań w naszych sposobach myślenia. Pierwszy - i chyba najważniejszy - wiąże się z odejściem od uznawania wzrostu PKB jako dobrego miernika rozwoju. Daleko mu do uwzględniania kosztów zewnętrznych (zarówno pozytywnych, jak i negatywnych), o wpływie tejże działalności na społeczności lokalne i środowisko naturalne nie wspominając. W dotychczasowym modelu dajmy na to likwidacja katastrofy ekologicznej podnosi PKB, jako że jest kołem zamachowym dla usług związanych z likwidacją jej skutków. Nie da się ukryć, że jest to miara, która niewiele mówi o autentycznym poziomie satysfakcji życiowej - badania wyraźnie wskazują, że w Wielkiej Brytanii, niezależnie od wzrostu produktu krajowego brutto, poziom zadowolenia z życia nie rósł.
Podajmy tu parę wyliczeń, związanych z kosztami nierówności społecznych dla wspólnot lokalnych ze Zjednoczonego Królestwa, których rozmiary robią wrażenie - podobnie jak i cała metodologia wyliczeń. Osoba w wieku 16-19 lat wypadająca z cyklu edukacyjnego traci rocznie na tym fakcie ponad 5 tysięcy funtów szterlingów, koszt otyłości to ponad 2,5 tysiąca, 12,5 tysiąca funtów to koszty uzależnienia jednej osoby od narkotyków, problemy psychiczne to dalsze 2,5 tysiąca. Koszty te wiążą się np. z gorszą pozycją na rynku pracy, kosztami leczenia i tym podobnymi. Te koszty obciążają nas wszystkich, jak i osobę dotkniętą tymi problemami. Dla PKB moga one nawet być pożądane - wszak zyski z wytworzonych i sprzedanych leków również do owego wskaźnika się wliczają. Pamiętajmy, że podane powyżej kwoty to kwoty jednostkowe, ich mnożenie i sumowanie, nawet przy konserwatywnych założeniach braku procentowego wskaźnika udziału dajmy na to osób z nadwagą w ogóle społeczeństwa dają kolosalne, idące w miliardy funtów kwoty.
Kiedy tego typu koszty społeczne - a także, nie zapominajmy o tym, ekologiczne - włączy się do nowo powstających wskaźników (prace nad nimi trwają, a zainteresowanie tematem wyraża nawet prezydent Francji, gaulista Nicolas Sarkozy, dość daleki od lewicowych poglądów), okaże się nagle, że np. nie opłaca się już przywozić truskawek z Chin, jeśli w okolicy znajduje się ich plantacja. W ten sposób prowadzimy do ucywilizowania światowego handlu. Zespół tworzący publikację krytycznie ocenia pomysły z koncepcjami przewagi komparatywnej i specjalizacji gospodarek krajowych, udowadniając, że dużo lepiej pomyśleć o przebudowie całej architektury tworzenia i dostarczania dóbr i usług, uznając, że ani produkcja komputerów w przydomowym garażu, ani import truskawek z Chin do Europy nie są najlepszymi rozwiązaniami, a ich ekonomiczna opłacalność wynika właśnie ze stosowania anachronicznych narzędzi, mierzących postęp w sposób zgoła niezrównoważony.
Nie brakuje tu także kwestii społecznych - pomysłem na realny równy start jest tu przyznawanie każdej wchodzącej w dorosłość osobie 25 tysięcy funtów na dobry początek życia. Pieniądze na ten cel mogłyby pochodzić z podatków spadkowych (kłania się tu zasada międzypokoleniowej solidarności), lub też z opodatkowania zysków z wydobywania nieodnawialnych surowców energetycznych, jak obecnie dzieje się w Norwegii. W całym tym procesie ważną rolę odgrywać ma rynek, który w swe funkcjonowanie ma włączyć koszty społeczne i ekologiczne swojej działalności. Dotychczasowe jego działanie wskazuje, że teza Adama Smitha o egoizmie, który jednocześnie zaspokaja "dobro wspólne" była zbyt optymistyczna i należy o to dobro wspólne zadbać poprzez odpowiednie regulacje.
W całym procesie tym istotną rolę odgrywa demokratyzacja stosunków społecznych. Promowanie lokalnych, uzupełniających walut, pokazujących przepływy pieniędzy w lokalnych wspólnotach, małe banki i instytucje wzajemnej pomocy finansowej, budżety partycypacyjne, przypomnienie sobie, że państwo to "my" a nie "oni" - to tylko niektóre z morza istotnych w tym kontekście kwestii. Uwzględnianie przydatności społecznej i zysków dla lokalnego ekosystemu w działalności wspólnot, władz i biznesu pozwoli docenić takie zjawiska, jak wolontariat czy nieodpłatna praca domowa. Transfer technologii i zmiany w politykach imigracyjnych pozwolą tworzyć nowe, sprawiedliwsze stosunki międzynarodowe. Warto uwierzyć choćby w możliwość spełnienia tego scenariusza - a kto weń wątpi, niech poczyta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz