Wyzwanie 3 - Wysoka aktywność zawodowa oraz adaptacyjność zasobów pracy
"Upraszczając, mamy wybór między niepewną stabilnością młodego emeryta – byłego pracownika przedsiębiorstwa dotowanego przez państwo – a adaptacyjną mobilnością telepracownika, który świadczy usługi trzem różnym pracodawcom." Cytat z horroru Stephena Kinga? Niekoniecznie - oto "Polska 2030" właśnie. Fałszywe alternatywy, absurdalne dylematy rozwojowe pod płaszczykiem dbałości o modernizację. Nie mam pojęcia, czy ktokolwiek ze współpracowników Michała Boniego próbował świadczyć telepracę 3 pracodawcom, ale zachowanie tego typu zdania w ostatecznym dokumencie (który, jak przypuszczam, był redagowany) świadczy najlepiej o tym, jak ma wyglądać wysoka jakość życia według PO.
Rozdział ten zaczynamy od kwestii niskiej aktywności zawodowej Polek i Polaków. Sugeruje się oczywiście uelastycznienie rynku pracy. Jakichkolwiek sygnałów wykorzystania kryzysu ekonomicznego do dokonania pewnych przewartościowań ekonomicznych i inwestycji w zielone miejsca pracy (odnawialne źródła energii, budownictwo i poprawa efektywności energetycznej w jego obrębie, transport zbiorowy etc.) ani widu, ani słychu. Proces rosnącego zróżnicowania płac traktowany jest jako zjawisko najzupełniej naturalne, które może wyreguluje się samo, a jeśli nie, to i tak nic złego się nie stanie. Pod pojęciem "flexicurity" chce się przemycić system, który nie ma z nim nic wspólnego. Wartością w wypadku "flexituskicy" nie jest w żadnym wypadku równowaga między pracownikiem a pracodawcą, lecz przystosowaniem tego pierwszego do potrzeb tego drugiego.
Gdyby było inaczej, zaraz obok uelastyczniania rynku pracy mówiłoby się o odpowiednich zabezpieczeniach społecznych, ułatwiających zmianę pracy. Jeśli tego typu gwarancji nie ma, a bezrobocie kojarzy się ze społeczną stygmatyzacją (wszak bezrobotni to nie osoby mogące np. szukać pracy odpowiedniej dla swoich aspiracji, tylko "nieroby"), to nic dziwnego, że Polki i Polacy nie są przekonani do opinii, że zmiana pracy od czasu do czasu jest czymś dobrym. U nas wskaźnik ten nie przekracza 30%, podczas gdy w dwóch najbardziej "mobilnych" państwach - Danii i Szwecji - waha się między 70 a 80%. Może dlatego, że w Danii wysokość zasiłków dla bezrobotnych wynosi 90% średniej płacy z ostatnich 12 tygodni pracy (max. 85 euro - dziennie!) przez 4 lata, przy czym po roku (pół roku dla osób poniżej 25 roku życia) należy brać udział w finansowanych przez państwo programach aktywizacyjnych. W efekcie co roku od 25 do 35% pracujących w Danii zmienia pracodawcę - także z własnej woli. Rzecz jasna o takich udogodnieniach, które zaczerpnąłem ze świetnego tekstu Tomasza Borejzy, w "Polsce 2030" nie przeczytamy, bowiem tego typu progresywnych planów planów ekipa Tuska raczej nie ma.
No i znów receptą ma być obniżanie podatków - tym razem jeśli chodzi o zmniejszenie szarej strefy. Ten sam efekt mieliśmy osiągnąć dzięki zmniejszeniu CIT z 28 do 19% - brak zrozumienia, że bariery mogą tkwić zupełnie gdzie indziej (np. w czasie trwania procesu zakładania legalnej działalności gospodarczej, braku internetyzacji tego procesu, a także w niskim poziomie zaufania do państwa i kulturze przyzwolenia na działania w tejże "szarej strefie"). Dużo lepiej byłoby, gdyby więcej funduszy publicznych przeznaczać (o tym przynajmniej napisali...) na kształcenie zawodowe, szczególnie kierowane do grup do tej pory słabo nim objętych, czyli osób młodych i starszych. Wszak "najsprawniejsze rynki pracy", na które wskazuje się w "Polsce 2030"( w załączonym wykresie) - USA, Wielka Brytania, Irlandia, Węgry - przeżywają dziś niewesołe czasy. Zresztą - nawet w przywołanym wykresie widać wyraźnie, że Polska nie odstaje znacząco w poziomie restrykcyjności od średniej krajów OECD.
I znów czeka odpowiedź na kwestię następującą - czy każda ulga dla pracodawcy musi przynosić krzywdę pracownikowi? Wydaje się, że nie - Zieloni od lat zwracają uwagę na szanse, jakie daje ekologiczna reforma podatkowa, czyli zmniejszenie opodatkowania pracy na rzecz opodatkowania zanieczyszczeń. W ten sposób można by zmniejszyć koszty pracy, jednocześnie zachowując fundusze na osłony społeczne. Bardzo interesującą propozycją zespołu Michała Boniego - to z kolei piszę bez ironii - jest pomysł negatywnego opodatkowania osób najsłabiej zarabiających, co mogłoby usprawnić proces adresowania pomocy socjalnej dla najbardziej potrzebujących.
"Upraszczając, mamy wybór między niepewną stabilnością młodego emeryta – byłego pracownika przedsiębiorstwa dotowanego przez państwo – a adaptacyjną mobilnością telepracownika, który świadczy usługi trzem różnym pracodawcom." Cytat z horroru Stephena Kinga? Niekoniecznie - oto "Polska 2030" właśnie. Fałszywe alternatywy, absurdalne dylematy rozwojowe pod płaszczykiem dbałości o modernizację. Nie mam pojęcia, czy ktokolwiek ze współpracowników Michała Boniego próbował świadczyć telepracę 3 pracodawcom, ale zachowanie tego typu zdania w ostatecznym dokumencie (który, jak przypuszczam, był redagowany) świadczy najlepiej o tym, jak ma wyglądać wysoka jakość życia według PO.
Rozdział ten zaczynamy od kwestii niskiej aktywności zawodowej Polek i Polaków. Sugeruje się oczywiście uelastycznienie rynku pracy. Jakichkolwiek sygnałów wykorzystania kryzysu ekonomicznego do dokonania pewnych przewartościowań ekonomicznych i inwestycji w zielone miejsca pracy (odnawialne źródła energii, budownictwo i poprawa efektywności energetycznej w jego obrębie, transport zbiorowy etc.) ani widu, ani słychu. Proces rosnącego zróżnicowania płac traktowany jest jako zjawisko najzupełniej naturalne, które może wyreguluje się samo, a jeśli nie, to i tak nic złego się nie stanie. Pod pojęciem "flexicurity" chce się przemycić system, który nie ma z nim nic wspólnego. Wartością w wypadku "flexituskicy" nie jest w żadnym wypadku równowaga między pracownikiem a pracodawcą, lecz przystosowaniem tego pierwszego do potrzeb tego drugiego.
Gdyby było inaczej, zaraz obok uelastyczniania rynku pracy mówiłoby się o odpowiednich zabezpieczeniach społecznych, ułatwiających zmianę pracy. Jeśli tego typu gwarancji nie ma, a bezrobocie kojarzy się ze społeczną stygmatyzacją (wszak bezrobotni to nie osoby mogące np. szukać pracy odpowiedniej dla swoich aspiracji, tylko "nieroby"), to nic dziwnego, że Polki i Polacy nie są przekonani do opinii, że zmiana pracy od czasu do czasu jest czymś dobrym. U nas wskaźnik ten nie przekracza 30%, podczas gdy w dwóch najbardziej "mobilnych" państwach - Danii i Szwecji - waha się między 70 a 80%. Może dlatego, że w Danii wysokość zasiłków dla bezrobotnych wynosi 90% średniej płacy z ostatnich 12 tygodni pracy (max. 85 euro - dziennie!) przez 4 lata, przy czym po roku (pół roku dla osób poniżej 25 roku życia) należy brać udział w finansowanych przez państwo programach aktywizacyjnych. W efekcie co roku od 25 do 35% pracujących w Danii zmienia pracodawcę - także z własnej woli. Rzecz jasna o takich udogodnieniach, które zaczerpnąłem ze świetnego tekstu Tomasza Borejzy, w "Polsce 2030" nie przeczytamy, bowiem tego typu progresywnych planów planów ekipa Tuska raczej nie ma.
No i znów receptą ma być obniżanie podatków - tym razem jeśli chodzi o zmniejszenie szarej strefy. Ten sam efekt mieliśmy osiągnąć dzięki zmniejszeniu CIT z 28 do 19% - brak zrozumienia, że bariery mogą tkwić zupełnie gdzie indziej (np. w czasie trwania procesu zakładania legalnej działalności gospodarczej, braku internetyzacji tego procesu, a także w niskim poziomie zaufania do państwa i kulturze przyzwolenia na działania w tejże "szarej strefie"). Dużo lepiej byłoby, gdyby więcej funduszy publicznych przeznaczać (o tym przynajmniej napisali...) na kształcenie zawodowe, szczególnie kierowane do grup do tej pory słabo nim objętych, czyli osób młodych i starszych. Wszak "najsprawniejsze rynki pracy", na które wskazuje się w "Polsce 2030"( w załączonym wykresie) - USA, Wielka Brytania, Irlandia, Węgry - przeżywają dziś niewesołe czasy. Zresztą - nawet w przywołanym wykresie widać wyraźnie, że Polska nie odstaje znacząco w poziomie restrykcyjności od średniej krajów OECD.
I znów czeka odpowiedź na kwestię następującą - czy każda ulga dla pracodawcy musi przynosić krzywdę pracownikowi? Wydaje się, że nie - Zieloni od lat zwracają uwagę na szanse, jakie daje ekologiczna reforma podatkowa, czyli zmniejszenie opodatkowania pracy na rzecz opodatkowania zanieczyszczeń. W ten sposób można by zmniejszyć koszty pracy, jednocześnie zachowując fundusze na osłony społeczne. Bardzo interesującą propozycją zespołu Michała Boniego - to z kolei piszę bez ironii - jest pomysł negatywnego opodatkowania osób najsłabiej zarabiających, co mogłoby usprawnić proces adresowania pomocy socjalnej dla najbardziej potrzebujących.
Ciąg dalszy nastąpi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz