Kryzys daje wielką szansę - a zarazem jest wielkim niebezpieczeństwem dla zielonych technologii. Wybór należy do nas. Każdy kryzys sytemowy oznacza bowiem poza negatywnymi konsekwencjami także i szanse na zmiany w owym systemie. Dotyczy to także i aktualnych wydarzeń. Wiele osób wierzących w zielone idee obawia się jednak, że trudności finansowe mogą spowodować, że przedsiębiorstwa i rządy odsuną na bliżej nieokreśloną przyszłość zielone inicjatywy, o których tak chętnie mówili w czasie wysokich cen paliw.
W marcu 2008 roku, niezbyt daleko czasowo od dewastujących konsekwencji globalnego kryzysu finansowego, mającego wpływ na kondycję rynków, ceny ropy przekroczyły swoje maksymalne notowane wskaźniki z 1980, a następnie spadły czterokrotnie w ciągu kilku miesięcy. Choć natura dzisiejszego kryzysu jest inna od tych z roku 1974 i 1980, jego konsekwencje dla sektora zielonych i energooszczędnych technologii mogą być podobne - wiele rodzących się w czasach schyłku rewolucyjnych idei nie przetrwało w czasach prosperity (i wice wersa). Kiedy zatem przemysł i inne gałęzie gospodarki są stymulowane w pewnych momentach kryzysów do innowacji, nie decydują się na ich wdrożenie.
Przemysł motoryzacyjny z lat siedemdziesiątych XX wieku jest klasycznym przykładem tego fenomenu - koncepcyjnie nowe modele, takie jak VW Golf i Renault 14 zostały wypuszczone na rynek, gdy ceny paliw sięgały szczytów. Od innych modeli odróżniały się mniejszą wielkością, mocą silnika i zużyciem benzyny, będąc jednocześnie bardziej funkcjonalne i wygodne w porównaniu do garbusów. Gdy jednak ceny ropy spadły, a poziom zamożności wzrósł, wielkie, paliwożerne samochody odwojowały rynek, powiększając swoje udziały w nim.
Podobna sytuacja dotknęła przemysł petrochemiczny - ekologiczne regulacje w Europie i fala wzrostu zielonej świadomości w latach siedemdziesiątych wraz z wysokimi cenami paliw przyczyniły się do bardziej efektywnego wykorzystywania energii. Pojawiać się zaczęło coraz więcej i więcej produktów tej branży, takich jak plastiki, aerozole i inne dobra konsumpcyjne, które trafiały pod strzechy, które niepostrzeżenie zmieniły nasze życia. Być może, gdyby nie realne kryzysy, które nastąpiły, musielibyśmy je chyba wymyśleć, by przyspieszyć postęp energetyki odnawialnej.
Osiągnięcia techniczne czasów kryzysu doprowadziły też do odwrotnych zachowań w społeczeństwie. Dekady po kryzysie naftowym nazwane zostały "złotym wiekiem konsumeryzmu". Dziś stoimy przed zgoła innym kryzysem - złożoną katastrofą środowiskową, której konsekwencją jest globalne ocieplenie. Takie są fakty. Rozwiązanie tych problemów nie powinno zależeć od momentu cyklu ekonomicznego, w którym się znajdujemy. Lobby przemysłowe twierdzi, że przez kryzys i towarzyszący mu spadek produkcji i konsumpcji, spadać zaczęły także emisje CO2. Ale utożsamianie kryzysu z ratunkiem dla planety mija się z celem. Efekty zmian klimatycznych nie będą ani krótkoterminowe, ani też cykliczne, zatem w żaden sposób dzisiejszy kryzys finansowy nie odsuwa zagrożeń, czyhających na planetę.
Jeśli nie uda się nam przemyśleć ekonomicznego i społecznego układu w czasie recesji, nie będziemy mieli żadnych efektywnych narzędzi do kontroli nad zmianami klimatycznymi podczas kolejnego etapu cyklu gospodarczego. Spadające ceny ropy sprawiły, że technologie przyjazne środowisku są mniej efektywne kosztowo, a mniejsze stpy zysku zachęciły potęgi przemysłowe do ograniczenia funduszy przeznaczonych na programy efektywności energetycznej. Przeprogramowanie ekonomii w tych warunkach niskiej płynności i małej atrakcyjności inwestycyjnej zdaje się być niemal nierozwiązywalnym zadaniem dla władz i dla przedsiębiorstw.
Problem ten, jak wiele innych, dyskutowany był podczas Szczytu Klimatycznego w Poznaniu w grudniu 2008 roku. Delegatki i delegaci rozmawiali o zobowiązaniach finansowych związanych z walką z efektem cieplarnianym w krajach rozwijających się, uczynienia czystych technologii energetycznych dostępnych na całym świecie, powstrzymaniem wylesiania tropików i pomocy w adaptacji krajom biednym. Zgodnie z ustaleniami 40% światowej energii musi być w ciągu najbliższych 5 do 10 lat pozyskiwana z innych niż obecnie źródeł.
Unia Europejska także zaczyna działać. 26 listopada zeszłego roku Komisja Europejska przygotowała wart 200 miliardów euro plan ratunkowy, w którym znaleźć można inwestycje w redukcje emisji dwutlenku węgla jako ratunek dla borykającej się z gospodarczym spowolnieniem Europy. Plany Baracka Obamy również zawierają bezprecedensową ilość inwestycji w zielone sektory gospodarki. Zwolenniczki i zwolennicy tych działań mówią, że pomoc finansowa może postawić gospodarki na nogi i pomóc w wyjściu z kryzysu. Nawet zakładając słuszność tych działań, nie powinniśmy zapominać o tym, że koniec końców służyć będą wzrostowi konsumpcji. Niezależnie od tego, jak wydajne będą to technologie, trudno wyobrazić sobie wzrostu krajów rozwijających się bez zwiększenia zapotrzebowania na energię i surowce.
Wszystko to budzi obawy, że działania tego typu nie zapobiegną kolejnej zniżce w koniunkturze i że nie przerwiemy związku między wzrostem gospodarczym a wzrostem ilości zanieczyszczeń. Mniej prawdopobobne rozwiązanie uwzględnia opcję porzucenia modelu opartego na konsumpcji, co może z kolei doprowadzić do upadku współczesnych nam bytów politycznych i instytucji biznesowych. Ponieważ to mało prawdopodobne, by tak się stało, musimy pomyśleć o przejściu w nową erę bez turbulencji, których jesteśmy świadkami już dziś. Potrzeba stworzyć nowe gałęzie gospodarki, które mogą przyczynić się do walki ze zmianami klimatycznymi, jak i tworzyć miejsca pracy.
Moim zdaniem to ostatnie nie jest możliwe bez wdrożenia nowych porozumień międzynarodowych, które rozpoznają prawo do życia w czystym środowisko jako jedno z praw podstawowych. Choć Powszechna Deklaracja Praw Człowieka z 1948 roku, ogłoszona po zakończeniu najbardziej tragicznej wojny w historii ludzkości, nie uratowała od razu wszystkich od cierpień, ale ukształtowała na lata kierunek polityki międzynarodowej. W ten sam sposób działać powinna nowa, ramowa konwencja środowiskowa, inicjująca globalną transformację ekonomii i technologii. Artykuł 25 Deklaracji już dziś wspomina o prawie do standardu życia odpowiedniego dla zdrowia i odpowiedniej jego jakości tak dla jednostki, jak i jej/jego rodziny.
Deklaracja ta ma jednak dość ogólny charakter i nie mówi o sposobach jej realizacji, szczególnie we współczesnym kontekście. Innymi słowy - nic nie zostało powiedziane o prawie do życia w bezpiecznym środowisku czy też prawie do czystego powietrza, wody czy żywności. Potrzebujemy oświadczenia podobnego do Europejskiej Konwencji Praw Człowieka czy też innych ramowych dokumentów, mogących efektywnie wpływać na politykę dotyczącą ochrony środowiska przez zobowiązania - wewnętrzne i międzynarodowe - państw-sygnatariuszy. Bez tego typu porozumienia kraje rozwinięte będą kontynuować zagraniczne zakupy i konsumpcję towarów powstałych z ciężkim naruszeniem regulacji ekologicznych. Nie będzie też motywacji do inwestowania w zielone technologie w krajach rozwijających się.
Przemiana technologiczna i ekonomiczna nie powiedzie się, bez zmainy naszych systemów wartości. XX wiek pokazał, że technika może zmienić społeczeństwo. Tym razem przyszła kolej na społeczeństwo, żeby zmieniło technikę.
W marcu 2008 roku, niezbyt daleko czasowo od dewastujących konsekwencji globalnego kryzysu finansowego, mającego wpływ na kondycję rynków, ceny ropy przekroczyły swoje maksymalne notowane wskaźniki z 1980, a następnie spadły czterokrotnie w ciągu kilku miesięcy. Choć natura dzisiejszego kryzysu jest inna od tych z roku 1974 i 1980, jego konsekwencje dla sektora zielonych i energooszczędnych technologii mogą być podobne - wiele rodzących się w czasach schyłku rewolucyjnych idei nie przetrwało w czasach prosperity (i wice wersa). Kiedy zatem przemysł i inne gałęzie gospodarki są stymulowane w pewnych momentach kryzysów do innowacji, nie decydują się na ich wdrożenie.
Przemysł motoryzacyjny z lat siedemdziesiątych XX wieku jest klasycznym przykładem tego fenomenu - koncepcyjnie nowe modele, takie jak VW Golf i Renault 14 zostały wypuszczone na rynek, gdy ceny paliw sięgały szczytów. Od innych modeli odróżniały się mniejszą wielkością, mocą silnika i zużyciem benzyny, będąc jednocześnie bardziej funkcjonalne i wygodne w porównaniu do garbusów. Gdy jednak ceny ropy spadły, a poziom zamożności wzrósł, wielkie, paliwożerne samochody odwojowały rynek, powiększając swoje udziały w nim.
Podobna sytuacja dotknęła przemysł petrochemiczny - ekologiczne regulacje w Europie i fala wzrostu zielonej świadomości w latach siedemdziesiątych wraz z wysokimi cenami paliw przyczyniły się do bardziej efektywnego wykorzystywania energii. Pojawiać się zaczęło coraz więcej i więcej produktów tej branży, takich jak plastiki, aerozole i inne dobra konsumpcyjne, które trafiały pod strzechy, które niepostrzeżenie zmieniły nasze życia. Być może, gdyby nie realne kryzysy, które nastąpiły, musielibyśmy je chyba wymyśleć, by przyspieszyć postęp energetyki odnawialnej.
Osiągnięcia techniczne czasów kryzysu doprowadziły też do odwrotnych zachowań w społeczeństwie. Dekady po kryzysie naftowym nazwane zostały "złotym wiekiem konsumeryzmu". Dziś stoimy przed zgoła innym kryzysem - złożoną katastrofą środowiskową, której konsekwencją jest globalne ocieplenie. Takie są fakty. Rozwiązanie tych problemów nie powinno zależeć od momentu cyklu ekonomicznego, w którym się znajdujemy. Lobby przemysłowe twierdzi, że przez kryzys i towarzyszący mu spadek produkcji i konsumpcji, spadać zaczęły także emisje CO2. Ale utożsamianie kryzysu z ratunkiem dla planety mija się z celem. Efekty zmian klimatycznych nie będą ani krótkoterminowe, ani też cykliczne, zatem w żaden sposób dzisiejszy kryzys finansowy nie odsuwa zagrożeń, czyhających na planetę.
Jeśli nie uda się nam przemyśleć ekonomicznego i społecznego układu w czasie recesji, nie będziemy mieli żadnych efektywnych narzędzi do kontroli nad zmianami klimatycznymi podczas kolejnego etapu cyklu gospodarczego. Spadające ceny ropy sprawiły, że technologie przyjazne środowisku są mniej efektywne kosztowo, a mniejsze stpy zysku zachęciły potęgi przemysłowe do ograniczenia funduszy przeznaczonych na programy efektywności energetycznej. Przeprogramowanie ekonomii w tych warunkach niskiej płynności i małej atrakcyjności inwestycyjnej zdaje się być niemal nierozwiązywalnym zadaniem dla władz i dla przedsiębiorstw.
Problem ten, jak wiele innych, dyskutowany był podczas Szczytu Klimatycznego w Poznaniu w grudniu 2008 roku. Delegatki i delegaci rozmawiali o zobowiązaniach finansowych związanych z walką z efektem cieplarnianym w krajach rozwijających się, uczynienia czystych technologii energetycznych dostępnych na całym świecie, powstrzymaniem wylesiania tropików i pomocy w adaptacji krajom biednym. Zgodnie z ustaleniami 40% światowej energii musi być w ciągu najbliższych 5 do 10 lat pozyskiwana z innych niż obecnie źródeł.
Unia Europejska także zaczyna działać. 26 listopada zeszłego roku Komisja Europejska przygotowała wart 200 miliardów euro plan ratunkowy, w którym znaleźć można inwestycje w redukcje emisji dwutlenku węgla jako ratunek dla borykającej się z gospodarczym spowolnieniem Europy. Plany Baracka Obamy również zawierają bezprecedensową ilość inwestycji w zielone sektory gospodarki. Zwolenniczki i zwolennicy tych działań mówią, że pomoc finansowa może postawić gospodarki na nogi i pomóc w wyjściu z kryzysu. Nawet zakładając słuszność tych działań, nie powinniśmy zapominać o tym, że koniec końców służyć będą wzrostowi konsumpcji. Niezależnie od tego, jak wydajne będą to technologie, trudno wyobrazić sobie wzrostu krajów rozwijających się bez zwiększenia zapotrzebowania na energię i surowce.
Wszystko to budzi obawy, że działania tego typu nie zapobiegną kolejnej zniżce w koniunkturze i że nie przerwiemy związku między wzrostem gospodarczym a wzrostem ilości zanieczyszczeń. Mniej prawdopobobne rozwiązanie uwzględnia opcję porzucenia modelu opartego na konsumpcji, co może z kolei doprowadzić do upadku współczesnych nam bytów politycznych i instytucji biznesowych. Ponieważ to mało prawdopodobne, by tak się stało, musimy pomyśleć o przejściu w nową erę bez turbulencji, których jesteśmy świadkami już dziś. Potrzeba stworzyć nowe gałęzie gospodarki, które mogą przyczynić się do walki ze zmianami klimatycznymi, jak i tworzyć miejsca pracy.
Moim zdaniem to ostatnie nie jest możliwe bez wdrożenia nowych porozumień międzynarodowych, które rozpoznają prawo do życia w czystym środowisko jako jedno z praw podstawowych. Choć Powszechna Deklaracja Praw Człowieka z 1948 roku, ogłoszona po zakończeniu najbardziej tragicznej wojny w historii ludzkości, nie uratowała od razu wszystkich od cierpień, ale ukształtowała na lata kierunek polityki międzynarodowej. W ten sam sposób działać powinna nowa, ramowa konwencja środowiskowa, inicjująca globalną transformację ekonomii i technologii. Artykuł 25 Deklaracji już dziś wspomina o prawie do standardu życia odpowiedniego dla zdrowia i odpowiedniej jego jakości tak dla jednostki, jak i jej/jego rodziny.
Deklaracja ta ma jednak dość ogólny charakter i nie mówi o sposobach jej realizacji, szczególnie we współczesnym kontekście. Innymi słowy - nic nie zostało powiedziane o prawie do życia w bezpiecznym środowisku czy też prawie do czystego powietrza, wody czy żywności. Potrzebujemy oświadczenia podobnego do Europejskiej Konwencji Praw Człowieka czy też innych ramowych dokumentów, mogących efektywnie wpływać na politykę dotyczącą ochrony środowiska przez zobowiązania - wewnętrzne i międzynarodowe - państw-sygnatariuszy. Bez tego typu porozumienia kraje rozwinięte będą kontynuować zagraniczne zakupy i konsumpcję towarów powstałych z ciężkim naruszeniem regulacji ekologicznych. Nie będzie też motywacji do inwestowania w zielone technologie w krajach rozwijających się.
Przemiana technologiczna i ekonomiczna nie powiedzie się, bez zmainy naszych systemów wartości. XX wiek pokazał, że technika może zmienić społeczeństwo. Tym razem przyszła kolej na społeczeństwo, żeby zmieniło technikę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz