Święta bywają przydatne, ale jednocześnie denerwujące - tak, jakby o warunkach pracy nie można było myśleć częściej niż na 1 maja, a o tych, którzy odeszli - na 1 listopada. O biedzie przypominamy sobie przy okazji zbiórek Caritasu, o kruchości życia z kolei przy okazji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Z drugiej zaś - dobre i to, gdyby nie tego typu dni zapewne pożarlibyśmy się nawzajem. Chwile, tworzące wspólnotę, czy to ideową, czy też rodzinną są zawsze mile widziane, póki nie są tylko sztucznym wybiegiem, mającym ukryć to, że nie mamy sobie właściwie nic do powiedzenia. Ostatnimi czasy z taką właśnie formą mamy coraz częściej do czynienia.
Trawiące nas wyrzuty sumienia idealnie wykorzystuje konsumpcyjna machina, która wmawia, że tylko różowy koń Joli Rutowicz przyniesie szczęście młodym dziewczynkom, młodzi chłopcy potrzebują wiernej repliki Kałasznikowa, a ojcowie potrzebują majtek z poduszkami akcelerującymi wizualnie okolice krocza. Wiadomo, że kulturowe znaczenie więzów krwi bywa kłopotliwe i trudno nam wszystkim wytrzymać niekiedy z osobami, które "powinny" być nam bliskie, ale zasypywanie podziałów poprzez licytację na zasadzie "zastaw się a postaw się" ani nie pomaga nam samym, ani tym bardziej przyrodzie.
Zacznijmy od tego, czym są dla nas święta - czy aby nie tylko okazją do zjedzenia odświętnych potraw, uśpienia się makiem, późniejszego cierpienia od niestrawności? Żeby święta miały jakiekolwiek znaczenie, obok rytuału musi pojawić się zaduma nad ich sensem i przesłaniem. Nie trzeba być w tym celu osobą wierzącą, w końcu pewne prawdy bywają uniwersalne. Niewiara kogoś przy stole, zamiast być traktowana niczym puszczenie bąka, może przecież wzmóc krytyczną, bardziej rozmyślną wiarę, zasiać ferment, sprowokować do dyskusji. To dużo bardziej pożyteczne, niż siedzieć rokrocznie przy "Kevinie samym w domu" czy innych tego typu atrakcjach sączących się z telewizora.
Prezent można stworzyć samemu przy udziałem pędzla i kartki, bibułki i nożyczek czy podobnych tego typu drobnych rzeczy. Można kupić książkę w antykwariacie albo zapewnić karnet na basen. Można w końcu dać rzecz bezcenną - miłość i zrozumienie, nieprzeliczalne na pieniądze. Można też pójść na łatwiznę i zdecydować się na kolejny finansowy eksces, o którym strona obdarowana zapomni gdzieś po tygodniu. Wybór należy do nas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz