Zdumiewające? Nietypowe? Wewnętrznie sprzeczne? Po lekturze książki „Feminizm i radykalizm wśród ruchów społecznych i perspektyw krytycznych” pod redakcją dwójki szczecińskich Zielonych – Jerzego Kochana i Aleksandry Koś, nie mam wątpliwości, że to możliwe. Ba, nawet konieczne. Feministki portretuje się jako grupę interesu, wiedzioną przez zdesperowane matrony, które w ten sposób mają poprawiać sobie samopoczucie. Ten fałszywy wizerunek, chociażby był po stokroć przełamywany, nie chce zniknąć, gdyż jest użyteczny dla systemu. Systemu, który trwa właśnie dzięki eksploatacji nierówności, w tym kulturowych modelów socjalizacyjnych, nakazujących kobiecie rodzić dzieci i milczeć.
Dobrze, że ktoś ma tego dość. Cudownie, że nie odbywa się to w rytualnej formie narzekań i utyskiwań. Bieżącą sytuację medialną i obraz ruchów feministycznych dobrze opisuje Aleksandra Seklecka, ja z kolei jedynie wskażę teksty, które w całym zbiorze najbardziej zapadły mi w pamięć. Z pewnością należy do nich to, co napisał Bartosz Machalica o historycznej działalności lewicy dla kobiet. Choć ówczesnym emancypantkom wcale nie było łatwo, nawet w Polskiej Partii Socjalistycznej, to jednak działania czołowych ówczesnych polityczek, takich jakDorota Kłuszyńska czy Zofia Praussowarobią wrażenie po dziś dzień. Ówczesne formacje polityczne, dużo bardziej zakorzenione społecznie, działały dużo skuteczniej niż dzisiejsze, a PPS – poprzez prasę kobiecą czy też poradnie świadomego macierzyństwa – wiódł tu prym.
Czasy te minęły jednak nieodwołalnie i dziś działamy w zupełnie innym środowisku społeczno-politycznym. Ciekawie pisze o tym Ewa Wydrych. Okazuje się, że ruchy progresywne bywają ze sobą skłócone, co szkodzi ich skuteczności. Główna oś sporu znajduje się pomiędzy partiami politycznymi a ruchami społecznymi wewnątrz alterglobalizmu i ich wzajemnej niechęci do siebie. Ci pierwsi nie wierzą w skuteczność tych drugich, ci drudzy zaś uważają te pierwsze za struktury hierarchiczne, tożsame z tymi, z którymi walczą. Brakuje tu uniwersalizmu, wizji spajającej różne, partykularne dążenia do zmian. Ekolożki, alterglobaliści, feminiści czy lesbijki często – zbyt często – walczą wyłącznie we własnych interesach, odmawiając poparcia dla postulatów innych grup. O tym z kolei pisze Jan Sowa.
Gdzie zatem tkwi uniwersalizm feminizmu? W dążeniu do upodmiotowienia kobiet, które są głównymi ofiarami bezmyślnych działań mężczyzn, takich jak wojna czy gwałty. Pełna realizacja tego zadania oznacza demokratyzację stosunków społecznych i obalenie szkodliwych stereotypów myślowych, krępujących społeczny rozwój. Ich obalenie pozwala na tworzenie bardziej egalitarnego społeczeństwa – tak jak we Szwecji, w której już 20% ojców bierze urlopy rodzicielskie, a obowiązki domowe dzielone są coraz bardziej sprawiedliwie. Feminizm, poprzez dążenie do sprawiedliwości, umożliwia samorealizację nie tylko kobiet, ale i np. mężczyzn jako przedszkolanków czy też środowiska LGBTQI.
Myślenie o zmianach da się najlepiej realizować przez do tej pory lekceważoną politykę społeczną. Piotr Szumlewicz pokazuje trzy jej modele – neoliberalną, taką jak w Stanach Zjednoczonych, gdzie niemal cała odpowiedzialność spychana jest na jednostkę. Konserwatywną, w której transfery socjalne służą ugruntowaniu istniejącego status quo, przymuszając do realizowania się w tradycyjnej, patriarchalnej rodzinie. I w końcu – socjaldemokratyczną, która ma największy potencjał emancypacyjny, bowiem daje szanse (choć wcale ich nie gwarantuje) na równość nie tylko ekonomiczną, ale i w rozmaitych rolach społecznych, dostępnych dla każdej płci.
O „Feminizmie i radykalizmie” można by jeszcze pisać długo. By zrozumieć, dlaczego feminizm nie jest tylko prostym przekonaniem pewnej grupy interesu, ale ideą, która ma ambicje poprawy jakości życia nas wszystkich, trudno zakończyć na jednej notce blogowej. Trudno też streścić 200 stron tekstu, który czyta się z przyjemnością. Z pewnością będzie on budził kontrowersje – tym bardziej, że dominuje w nim feminizm lewicowo-wolnościowy, pozostający w opozycji do modelu liberalnego. Niezależnie od emocjiji, jakie może budzić całość lub część, na przykład tekst Ewy Majewskiej o prawie albo Ewy Małgorzaty Tatar o Ewie Partum, warto przeczytać – by mieć swoje zdanie na ten temat, który z każdą tego typu lekturą wydaje mi się coraz ciekawszy.
Dobrze, że ktoś ma tego dość. Cudownie, że nie odbywa się to w rytualnej formie narzekań i utyskiwań. Bieżącą sytuację medialną i obraz ruchów feministycznych dobrze opisuje Aleksandra Seklecka, ja z kolei jedynie wskażę teksty, które w całym zbiorze najbardziej zapadły mi w pamięć. Z pewnością należy do nich to, co napisał Bartosz Machalica o historycznej działalności lewicy dla kobiet. Choć ówczesnym emancypantkom wcale nie było łatwo, nawet w Polskiej Partii Socjalistycznej, to jednak działania czołowych ówczesnych polityczek, takich jakDorota Kłuszyńska czy Zofia Praussowarobią wrażenie po dziś dzień. Ówczesne formacje polityczne, dużo bardziej zakorzenione społecznie, działały dużo skuteczniej niż dzisiejsze, a PPS – poprzez prasę kobiecą czy też poradnie świadomego macierzyństwa – wiódł tu prym.
Czasy te minęły jednak nieodwołalnie i dziś działamy w zupełnie innym środowisku społeczno-politycznym. Ciekawie pisze o tym Ewa Wydrych. Okazuje się, że ruchy progresywne bywają ze sobą skłócone, co szkodzi ich skuteczności. Główna oś sporu znajduje się pomiędzy partiami politycznymi a ruchami społecznymi wewnątrz alterglobalizmu i ich wzajemnej niechęci do siebie. Ci pierwsi nie wierzą w skuteczność tych drugich, ci drudzy zaś uważają te pierwsze za struktury hierarchiczne, tożsame z tymi, z którymi walczą. Brakuje tu uniwersalizmu, wizji spajającej różne, partykularne dążenia do zmian. Ekolożki, alterglobaliści, feminiści czy lesbijki często – zbyt często – walczą wyłącznie we własnych interesach, odmawiając poparcia dla postulatów innych grup. O tym z kolei pisze Jan Sowa.
Gdzie zatem tkwi uniwersalizm feminizmu? W dążeniu do upodmiotowienia kobiet, które są głównymi ofiarami bezmyślnych działań mężczyzn, takich jak wojna czy gwałty. Pełna realizacja tego zadania oznacza demokratyzację stosunków społecznych i obalenie szkodliwych stereotypów myślowych, krępujących społeczny rozwój. Ich obalenie pozwala na tworzenie bardziej egalitarnego społeczeństwa – tak jak we Szwecji, w której już 20% ojców bierze urlopy rodzicielskie, a obowiązki domowe dzielone są coraz bardziej sprawiedliwie. Feminizm, poprzez dążenie do sprawiedliwości, umożliwia samorealizację nie tylko kobiet, ale i np. mężczyzn jako przedszkolanków czy też środowiska LGBTQI.
Myślenie o zmianach da się najlepiej realizować przez do tej pory lekceważoną politykę społeczną. Piotr Szumlewicz pokazuje trzy jej modele – neoliberalną, taką jak w Stanach Zjednoczonych, gdzie niemal cała odpowiedzialność spychana jest na jednostkę. Konserwatywną, w której transfery socjalne służą ugruntowaniu istniejącego status quo, przymuszając do realizowania się w tradycyjnej, patriarchalnej rodzinie. I w końcu – socjaldemokratyczną, która ma największy potencjał emancypacyjny, bowiem daje szanse (choć wcale ich nie gwarantuje) na równość nie tylko ekonomiczną, ale i w rozmaitych rolach społecznych, dostępnych dla każdej płci.
O „Feminizmie i radykalizmie” można by jeszcze pisać długo. By zrozumieć, dlaczego feminizm nie jest tylko prostym przekonaniem pewnej grupy interesu, ale ideą, która ma ambicje poprawy jakości życia nas wszystkich, trudno zakończyć na jednej notce blogowej. Trudno też streścić 200 stron tekstu, który czyta się z przyjemnością. Z pewnością będzie on budził kontrowersje – tym bardziej, że dominuje w nim feminizm lewicowo-wolnościowy, pozostający w opozycji do modelu liberalnego. Niezależnie od emocjiji, jakie może budzić całość lub część, na przykład tekst Ewy Majewskiej o prawie albo Ewy Małgorzaty Tatar o Ewie Partum, warto przeczytać – by mieć swoje zdanie na ten temat, który z każdą tego typu lekturą wydaje mi się coraz ciekawszy.
2 komentarze:
feminizm to wynaturzenie !!!
http://www.pawellesiak.salon24.pl/
http://pawellesiak.blog.onet.pl/
No tak, zapewne dlatego że walczy on z gwałtami na kobietach, nierówną płacą za tę samą pracę i wojnami - faktycznie zbrodnicze wynaturzenie...
Prześlij komentarz