Czy kiedykolwiek zapanuje tam pokój? Czy kiedykolwiek będzie nam dane obserwować zgodne współżycie, a nie niszczącą przemoc? Byłoby miło, ale Michel Warschawski w swej nowej książce, wydanej w sezonie wakacyjnym przez Książkę i Prasę, nie jest wielkim optymistą. Tytuł, ostry i bezlitosny w stosunku do polityki prowadzonej przez ojczyznę autora, z całą pewnością budzić będzie emocje. Temat krytyki Izraela i jej dopuszczalnych form jest niewątpliwie gorący i delikatny. Jedni bez pardonu zachęcają do bojkotu towarów z tego kraju, jak to czynią niektóre kościoły protestanckie. Inni, równie bezpardonowo, są gotowi nazwać każdą krytykę tego kraju antysemityzmem. Niewątpliwie widmo Holokaustu odcisnęło swoje piętno na twórcach tegoż kraju. Czy jednak każde działanie jego władz da się usprawiedliwić?
Niewątpliwie nie jest dobrze, gdy ginie niewinny człowiek. Niewątpliwie nie ma różnicy, czy jest to Palestyńczyk, czy Izraelczyk. Niestety, w wyniku kampanii antyterrorystycznej coraz częściej tej symetrii zaczyna brakować, a ideologia "zderzenia cywilizacji" dość mocno na ten stan rzeczy wpływa. Efektem tego legitymizuje się separację murami (tak izraelsko-palestyńską, nierzadko wchłaniającą najlepsze pograniczne ziemie Zachodniego Brzegu, jak i np. amerykańsko-meksykańską), uwłaczające kontrole graniczne i inne tego typu działania. Trudno jednak powiedzieć, by była to jakaś specjalność akurat bliskowschodnia. Guantanamo jest istniejącym dowodem, że barbarzyństwo pod pozorem cywilizacji ma się najzupełniej dobrze.
Warschawski, jako Żyd czynnie biorący udział w życiu społecznym swojego kraju, nie może raczej być uznawany za antysemitę. Jest przedstawicielem tej części izraelskiej lewicowej inteligencji, która nie chce udawać, że chce pokoju, by potem z niego się wycofywać. Całą bliskowschodnią perspektywę umieszcza w globalnym kontekście, jako wyjątkowo krwawy eksces neokonserwatywnej wizji świata. Choć uważa, że nigdy nie było specjalnie dobrze (dobitnie pisząc o "grzechach założycielskich"), to jednak ostatnie lata stanową przerażający odwrót od procesu pokojowego. Po zamordowaniu Icchaka Rabina radykalna prawica miała przejąć rząd dusz, także w Partii Pracy.
Ten niegdyś wyjątkowo opiekuńczy kraj teraz, według Warschawskiego, jest neoliberalną machiną, która działa dzięki armii. Masowa prywatyzacja i deregulacja utrwalić miały olbrzymie społeczne dysproporcje. Niedobrze dzieje się też z samą demokracją - brak "konstytucji" w ścisłym tego słowa znaczeniu umożliwia niemal dowolne naginanie ustaw do zapotrzebowania rządzących. Sędziowie Sądu Najwyższego, tak jak w Stanach Zjednoczonych, oskarżani są o "lewactwo" tylko dlatego, że bronią litery prawa. Backlash w pełni.
Jest jednak promyk nadziei. To pozostałości niegdyś wielkiego ruchu antywojennego, część lewicowej partii Merec, ruch Anarchistów Przeciwko Murowi. Ci ostatni nierzadko z narażeniem żdrowia i życia starają się uniemożliwić budowę muru granicznego, pomagają Palestynkom i Palestyńczykom w codziennym przeżyciu. Niosą nadzieję na pokojowe współżycie w przyszłości, dalekie od aktualnego stanu rzeczy.
Warto tę nadzieję mieć w sobie - Warschawski, nigdyś uczeń szkoły talmudycznej, dziś wróg religijnych fanatyków i ksenofobicznych prawicowców z obszarów dawnego Związku Radzieckiego, zdaje się w nią wierzyć. Pokazuje jednak, że będzie do tego potrzebne traktowanie drugiej strony jako równorzędnych partnerów, a nie tworzenie z nich terrorystów. Potrzebna jest pamięć i solidarność, zrozumienie i chęć integracji. Skrucha i zrozumienie przyczyn konfliktu - refleksję po obydwu stronach sporu. Tak niewiele - i zarazem tak wiele...
Niewątpliwie nie jest dobrze, gdy ginie niewinny człowiek. Niewątpliwie nie ma różnicy, czy jest to Palestyńczyk, czy Izraelczyk. Niestety, w wyniku kampanii antyterrorystycznej coraz częściej tej symetrii zaczyna brakować, a ideologia "zderzenia cywilizacji" dość mocno na ten stan rzeczy wpływa. Efektem tego legitymizuje się separację murami (tak izraelsko-palestyńską, nierzadko wchłaniającą najlepsze pograniczne ziemie Zachodniego Brzegu, jak i np. amerykańsko-meksykańską), uwłaczające kontrole graniczne i inne tego typu działania. Trudno jednak powiedzieć, by była to jakaś specjalność akurat bliskowschodnia. Guantanamo jest istniejącym dowodem, że barbarzyństwo pod pozorem cywilizacji ma się najzupełniej dobrze.
Warschawski, jako Żyd czynnie biorący udział w życiu społecznym swojego kraju, nie może raczej być uznawany za antysemitę. Jest przedstawicielem tej części izraelskiej lewicowej inteligencji, która nie chce udawać, że chce pokoju, by potem z niego się wycofywać. Całą bliskowschodnią perspektywę umieszcza w globalnym kontekście, jako wyjątkowo krwawy eksces neokonserwatywnej wizji świata. Choć uważa, że nigdy nie było specjalnie dobrze (dobitnie pisząc o "grzechach założycielskich"), to jednak ostatnie lata stanową przerażający odwrót od procesu pokojowego. Po zamordowaniu Icchaka Rabina radykalna prawica miała przejąć rząd dusz, także w Partii Pracy.
Ten niegdyś wyjątkowo opiekuńczy kraj teraz, według Warschawskiego, jest neoliberalną machiną, która działa dzięki armii. Masowa prywatyzacja i deregulacja utrwalić miały olbrzymie społeczne dysproporcje. Niedobrze dzieje się też z samą demokracją - brak "konstytucji" w ścisłym tego słowa znaczeniu umożliwia niemal dowolne naginanie ustaw do zapotrzebowania rządzących. Sędziowie Sądu Najwyższego, tak jak w Stanach Zjednoczonych, oskarżani są o "lewactwo" tylko dlatego, że bronią litery prawa. Backlash w pełni.
Jest jednak promyk nadziei. To pozostałości niegdyś wielkiego ruchu antywojennego, część lewicowej partii Merec, ruch Anarchistów Przeciwko Murowi. Ci ostatni nierzadko z narażeniem żdrowia i życia starają się uniemożliwić budowę muru granicznego, pomagają Palestynkom i Palestyńczykom w codziennym przeżyciu. Niosą nadzieję na pokojowe współżycie w przyszłości, dalekie od aktualnego stanu rzeczy.
Warto tę nadzieję mieć w sobie - Warschawski, nigdyś uczeń szkoły talmudycznej, dziś wróg religijnych fanatyków i ksenofobicznych prawicowców z obszarów dawnego Związku Radzieckiego, zdaje się w nią wierzyć. Pokazuje jednak, że będzie do tego potrzebne traktowanie drugiej strony jako równorzędnych partnerów, a nie tworzenie z nich terrorystów. Potrzebna jest pamięć i solidarność, zrozumienie i chęć integracji. Skrucha i zrozumienie przyczyn konfliktu - refleksję po obydwu stronach sporu. Tak niewiele - i zarazem tak wiele...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz