Jeśli chcemy już tak zaraz koniecznie porozmawiać o historii, to zajmijmy się czymś dającym szansę na wyciągnięcie konstruktywnych wniosków na przyszłość, ewentualnie pozwalającym na trafną analizę teraźniejszości. Nie widzę tego w wypadku medialnego szumu wokół tego, czy Lech Wałęsa był "Bolkiem" czy tylko Lechem Wałęsą. Od lektury jakichś 700 stron spekulacji nikt z nas nie dowie się, jak uczynić świat lepszym miejscem do życia, ograniczyć poziom biedy w kraju i na świecie, egzekwować swoje prawo do swobodnej ekspresji czy też życia w czystym środowisku ekologicznym. Dużo lepiej w tych zagadnieniach wypada publikacja Fundacji Boella "Rok 1968 - 40 lat później. Marzenia o wykonalności zmiany". W sytuacji, gdy w USA karierę robi Barack Obama i jego przesłanie nadziei jest to lektura dużo bardziej pożyteczna niż poszukiwanie trupa w szafie.
Bardzo cenny jest fakt, że jest tu co czytać. Niby te 140 stron można przerobić w jeden dzień, ale trudno mieć o to pretensje do darmowej publikacji. Po jej lekturze można jedynie utwierdzić się w przekonaniu o aktualności Roku 1968, szczególnie w dzisiejszej Polsce. Nadal mamy w dużej mierze nieprzerobioną lekcję emancypacji. Owszem, w dużych ośrodkach miejskich można być sobą, jednak dotyczy to może 8-10 ośrodków miejskich w całym kraju. Nawet i tu, jeśli nie ma się określonego statusu finansowego, można tylko pomarzyć o urlopie poza granicami kraju (chyba że na zmywaku w Londynie) czy też o czystej wodzie z kranu. Wszystko jest ometkowane i ma mieć swoją finansową wartość - ot, owoce szalejącego konsumpcjonizmu, według którego poziom jakości życia mierzy się marką kupionego samochodu...
40 lat później dobrze jest przeczytać książkę, która nie skupia się li tylko na wydarzeniach z Francji, Niemiec czy też Stanów Zjednoczonych. Możemy zobaczyć w niej perspektywę Brazylii, Serbii (ówczesnej Jugosławii) czy też Republiki Południowej Afryki. Niemal tyle samo miejsca zajmują kraje Zachodu, byłego bloku komunistycznego i państw rozwijających się. Dzięki temu możemy na własne oczy zobaczyć olbrzymi rozziew między poszczególnymi buntami. Łączył ich sprzeciw wobec postępowania generacji rodziców, ale inaczej sprawa wyglądała nawet w Niemczech Zachodnich (walka o denazyfikację i swobodny wybór stylu życia), a inaczej w NRD (swobody demokratyczne i "socjalizm z ludzką twarzą"). Po lekturze krótkiego tekstu o opozycji demokratycznej w ZSRR, która pomimo różnic ideologicznych - od anarchistów i marksistów-leninistów aż po monarchistów - walczyła o podstawowe prawa człowieka. Właśnie z powodu pamięci o demonstracji ósemki dysydentek i dysydentów, protestujących przeciw inwazji na Czechosłowację, trudno mi się zgodzić z dezawuowaniem pojęcia praw człowieka, dokonywanego w niektórych środowiskach co radykalniejszej lewicy.
Obserwowanie różnicy perspektyw jest tu naprawdę fascynujące. Wszędzie pojawiał się lęk władz przed zawiązaniem się sojuszu studencko-robotniczego, co w Polsce doprowadziło do nagonki antysemickiej, a w Brazylii - do ostrych starć z rządzącą dyktaturą wojskową. To właśnie te dwa ruchy w sporej części przypadków siały ferment w dotychczasowych, zadowolonych i nastawionych na konsumpcję społeczeństwach. Młodzi, pełni ideałów ludzie marzyli o wolności, instytucjach wolnych od autorytaryzmu, większej wspólnocie międzyludzkiej. Sprzeciw wobec wojnie w Wietniamie występował tak w Belgii, jak i w NRD, walka z dyskryminacją - tak w Stanach, jak i w RPA.
Jednocześnie widać tu wielki rozdźwięk między relacjami zachodniej i wschodniej strony Żelaznej Kurtyny. Relacje z Polski (Teresy Boguckiej) i Czech (Oldricha Tumy) są pełne dystansu wobec radykalnych haseł ówczesnej zachodnioeuropejskiej młodzieży. Dostrzegając wspólnotę ducha, jednocześnie wskazują niemal z dumą, że tak naprawdę hasła dotyczące "socjalizmu z ludzką twarzą" były jedynie przykrywką dążenia do stworzenia warunków do zbliżenia ustrujowego do Zachodu. Tuma potrafi niemal jednym tchem wskazać (nie mając wyboru z powodu niepodważalności faktu historycznego) wielkie, społeczne poparcie dla reformatorskich zapędów Dubczeka, ówcześnie u steru władzy w Czechosłowacji, jak i powiedzieć, że szybko by się skończyło, bo społeczeństwo chciało jeszcze więcej.
O polskiej i szerzej - postkomunistycznej perspektywie nieco więcej w kolejnym poście, natomiast warto już tu powiedzieć o wizji roku 1968, która nadal czeka na swoje spełnienie. Była to wizja, która odrzucała zarówno miałkość świata kapitalistycznego, jak i zbrodnicze praktyki komunizmu. Z początku naiwna, co prowadziła do ubóstwiania postaci o szemranych życiorysach, wyewoluowała w zwartą wizję stosunków społecznych opartych na maksymalnej samorealizacji jednostki i na wspólnocie, która jest w stanie walczyć z zagrożeniami swoich czasów. W ten sposób powstała zielona polityka, która i dziś żywiołowo się rozwija, szukając najskuteczniejszych metod walki z globalnym ubóstwem, zmianami klimatu. Poprawa jakości życia, godne warunki pracy i zmniejszenie jej wymiaru - to kolejne wyzwania, których bez Roku 1968 w publicznym dyskursie by nie było. Ze szkodą wszystkich, którzy pragną żyć po ludzku.
Bardzo cenny jest fakt, że jest tu co czytać. Niby te 140 stron można przerobić w jeden dzień, ale trudno mieć o to pretensje do darmowej publikacji. Po jej lekturze można jedynie utwierdzić się w przekonaniu o aktualności Roku 1968, szczególnie w dzisiejszej Polsce. Nadal mamy w dużej mierze nieprzerobioną lekcję emancypacji. Owszem, w dużych ośrodkach miejskich można być sobą, jednak dotyczy to może 8-10 ośrodków miejskich w całym kraju. Nawet i tu, jeśli nie ma się określonego statusu finansowego, można tylko pomarzyć o urlopie poza granicami kraju (chyba że na zmywaku w Londynie) czy też o czystej wodzie z kranu. Wszystko jest ometkowane i ma mieć swoją finansową wartość - ot, owoce szalejącego konsumpcjonizmu, według którego poziom jakości życia mierzy się marką kupionego samochodu...
40 lat później dobrze jest przeczytać książkę, która nie skupia się li tylko na wydarzeniach z Francji, Niemiec czy też Stanów Zjednoczonych. Możemy zobaczyć w niej perspektywę Brazylii, Serbii (ówczesnej Jugosławii) czy też Republiki Południowej Afryki. Niemal tyle samo miejsca zajmują kraje Zachodu, byłego bloku komunistycznego i państw rozwijających się. Dzięki temu możemy na własne oczy zobaczyć olbrzymi rozziew między poszczególnymi buntami. Łączył ich sprzeciw wobec postępowania generacji rodziców, ale inaczej sprawa wyglądała nawet w Niemczech Zachodnich (walka o denazyfikację i swobodny wybór stylu życia), a inaczej w NRD (swobody demokratyczne i "socjalizm z ludzką twarzą"). Po lekturze krótkiego tekstu o opozycji demokratycznej w ZSRR, która pomimo różnic ideologicznych - od anarchistów i marksistów-leninistów aż po monarchistów - walczyła o podstawowe prawa człowieka. Właśnie z powodu pamięci o demonstracji ósemki dysydentek i dysydentów, protestujących przeciw inwazji na Czechosłowację, trudno mi się zgodzić z dezawuowaniem pojęcia praw człowieka, dokonywanego w niektórych środowiskach co radykalniejszej lewicy.
Obserwowanie różnicy perspektyw jest tu naprawdę fascynujące. Wszędzie pojawiał się lęk władz przed zawiązaniem się sojuszu studencko-robotniczego, co w Polsce doprowadziło do nagonki antysemickiej, a w Brazylii - do ostrych starć z rządzącą dyktaturą wojskową. To właśnie te dwa ruchy w sporej części przypadków siały ferment w dotychczasowych, zadowolonych i nastawionych na konsumpcję społeczeństwach. Młodzi, pełni ideałów ludzie marzyli o wolności, instytucjach wolnych od autorytaryzmu, większej wspólnocie międzyludzkiej. Sprzeciw wobec wojnie w Wietniamie występował tak w Belgii, jak i w NRD, walka z dyskryminacją - tak w Stanach, jak i w RPA.
Jednocześnie widać tu wielki rozdźwięk między relacjami zachodniej i wschodniej strony Żelaznej Kurtyny. Relacje z Polski (Teresy Boguckiej) i Czech (Oldricha Tumy) są pełne dystansu wobec radykalnych haseł ówczesnej zachodnioeuropejskiej młodzieży. Dostrzegając wspólnotę ducha, jednocześnie wskazują niemal z dumą, że tak naprawdę hasła dotyczące "socjalizmu z ludzką twarzą" były jedynie przykrywką dążenia do stworzenia warunków do zbliżenia ustrujowego do Zachodu. Tuma potrafi niemal jednym tchem wskazać (nie mając wyboru z powodu niepodważalności faktu historycznego) wielkie, społeczne poparcie dla reformatorskich zapędów Dubczeka, ówcześnie u steru władzy w Czechosłowacji, jak i powiedzieć, że szybko by się skończyło, bo społeczeństwo chciało jeszcze więcej.
O polskiej i szerzej - postkomunistycznej perspektywie nieco więcej w kolejnym poście, natomiast warto już tu powiedzieć o wizji roku 1968, która nadal czeka na swoje spełnienie. Była to wizja, która odrzucała zarówno miałkość świata kapitalistycznego, jak i zbrodnicze praktyki komunizmu. Z początku naiwna, co prowadziła do ubóstwiania postaci o szemranych życiorysach, wyewoluowała w zwartą wizję stosunków społecznych opartych na maksymalnej samorealizacji jednostki i na wspólnocie, która jest w stanie walczyć z zagrożeniami swoich czasów. W ten sposób powstała zielona polityka, która i dziś żywiołowo się rozwija, szukając najskuteczniejszych metod walki z globalnym ubóstwem, zmianami klimatu. Poprawa jakości życia, godne warunki pracy i zmniejszenie jej wymiaru - to kolejne wyzwania, których bez Roku 1968 w publicznym dyskursie by nie było. Ze szkodą wszystkich, którzy pragną żyć po ludzku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz