Demonstracja okazała się nam nad wyraz udana. Ponad 300 osób z całej Polski przyjechało na 1 maja do Warszawy, by wyrazić swoje niezadowolenie z powodu planów zmian w kodeksie pracy, a także by zwrócić uwagę na problemy związane z elastyczną pracą czasową. Pod hasłem "Nie będziemy elastyczni" przeszliśmy w najdłuższym ze wszystkich stołecznych pochodów, ciesząc się dobrą pogodą i zielonymi drzewami. Na samym początku jednak przyszło nam przekrzykiwać kontrmanifestację Obozu Narodowo-Radykalnego i Młodzieży Wszechpolskiej. Szczęśliwie okrzyki grup wolnościowo-lewicowych zdecydowanie zdominowały panów w koszulach i krawatach. Kiedy poszli już sobie z Placu Trzech Krzyży, można było ruszać w długą drogę, która zakończyła się pod siedzibą PKPP Lewiatan, ładnych parę kilometrów dalej.
Spore zainteresowanie mediów i biorących udział w demonstracji wzbudził przygotowany zawczasu happening artystyczny. Pan System zaprosił do wyścigu szczurów na szczyt społecznej drabiny. Okazało się jednak, że nie może tam być kobieta, bo... jest kobietą (nawet jeśli bizneswoman), a w dół zleciała też osoba odgrywająca rolę imigranta z Ukrainy. W końcu na szczycie pojawił się Pan Prezes, co całkiem prawdziwie odzwierciedla obecną hierarchię - hierarchię, którą w końcu podporządkowani jej ludzie (wśród nich pielęgniarka) obalili. Cieszyła też towarzysząca eventowi przemowa Aleksandra Pawłowskiego, który mówił o tym, że dbając o prawa pracownicze należy walczyć także ze wszelkimi formami dyskryminacji.
Zielonym przyszło przemawiać pod Państwową Inspekcją Pracy. Mówiłem zatem o tym, że prawa pracownicze to prawa człowieka. Wspomniałem też o planach sojuszu brytyjsko-polskiego, mającego rozmontować rzekome "socjalne nadużycia" Unii Europejskiej. Oto prawdziwe oblicze rządu Donalda Tuska i jego rzekomej "społecznej wrażliwości". chcę doczekać się czasów, kiedy nie będzie na nikogo w pracy mówić się per "podłoga", a godność ludzka nie będzie uzależniona od zasobności portfela. Od tego jest m.in. PIP, zatem czas najwyższy powiedzieć "nie" planom ograniczenia ilości kontroli w zakładach pracy!
Do Lewiatana szło się długo, ale aż dech zapierało, kiedy w okolicach Metra politechnika pochód zaczął zakręcać. Obawialiśmy się o frekwencję a okazało się, że było więcej osób niż sądziliśmy w najśmielszych nawet wyobrażeniach. Bywało jednak nieciekawie, na przykład wtedy, gdy policja zatrzymała jednego z uczestników pochodu, posądzając go o kradzież, której nie popełnił. Szczęśliwie wypuściła go dość szybko, ale u wielu z nas obudziły się wspomnienia po innych akcjach służb porządkowych, którym zdarzało się nachodzić środowiska lewicowe i wolnościowe przy okazji rozlicznych antyszczytów. Bardzo cieszę się z faktu, że nasza demonstracja przyciągnęła wielu młodych ludzi i nie była tylko pustym rytuałem. Nikt tu nie robił nam problemów z naszej partyjnej przynależności - ważna była wspólna sprawa, o którą walczymy. Wierzymy bowiem, że potrzebne są silne związki zawodowe i więcej demokracji w miejscach pracy. Nie chcemy dyskryminacji, zakłócającej równość. Wierzymy, że nasze marzenia wkrótce się ziszczą.
Spore zainteresowanie mediów i biorących udział w demonstracji wzbudził przygotowany zawczasu happening artystyczny. Pan System zaprosił do wyścigu szczurów na szczyt społecznej drabiny. Okazało się jednak, że nie może tam być kobieta, bo... jest kobietą (nawet jeśli bizneswoman), a w dół zleciała też osoba odgrywająca rolę imigranta z Ukrainy. W końcu na szczycie pojawił się Pan Prezes, co całkiem prawdziwie odzwierciedla obecną hierarchię - hierarchię, którą w końcu podporządkowani jej ludzie (wśród nich pielęgniarka) obalili. Cieszyła też towarzysząca eventowi przemowa Aleksandra Pawłowskiego, który mówił o tym, że dbając o prawa pracownicze należy walczyć także ze wszelkimi formami dyskryminacji.
Zielonym przyszło przemawiać pod Państwową Inspekcją Pracy. Mówiłem zatem o tym, że prawa pracownicze to prawa człowieka. Wspomniałem też o planach sojuszu brytyjsko-polskiego, mającego rozmontować rzekome "socjalne nadużycia" Unii Europejskiej. Oto prawdziwe oblicze rządu Donalda Tuska i jego rzekomej "społecznej wrażliwości". chcę doczekać się czasów, kiedy nie będzie na nikogo w pracy mówić się per "podłoga", a godność ludzka nie będzie uzależniona od zasobności portfela. Od tego jest m.in. PIP, zatem czas najwyższy powiedzieć "nie" planom ograniczenia ilości kontroli w zakładach pracy!
Do Lewiatana szło się długo, ale aż dech zapierało, kiedy w okolicach Metra politechnika pochód zaczął zakręcać. Obawialiśmy się o frekwencję a okazało się, że było więcej osób niż sądziliśmy w najśmielszych nawet wyobrażeniach. Bywało jednak nieciekawie, na przykład wtedy, gdy policja zatrzymała jednego z uczestników pochodu, posądzając go o kradzież, której nie popełnił. Szczęśliwie wypuściła go dość szybko, ale u wielu z nas obudziły się wspomnienia po innych akcjach służb porządkowych, którym zdarzało się nachodzić środowiska lewicowe i wolnościowe przy okazji rozlicznych antyszczytów. Bardzo cieszę się z faktu, że nasza demonstracja przyciągnęła wielu młodych ludzi i nie była tylko pustym rytuałem. Nikt tu nie robił nam problemów z naszej partyjnej przynależności - ważna była wspólna sprawa, o którą walczymy. Wierzymy bowiem, że potrzebne są silne związki zawodowe i więcej demokracji w miejscach pracy. Nie chcemy dyskryminacji, zakłócającej równość. Wierzymy, że nasze marzenia wkrótce się ziszczą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz