Dzięki Gazecie Wyborczej mamy kolejną wielką dyskusję na temat rozwoju miasta. Sprawa jest nad wyraz ważna, gdyż chodzi o bodaj największą i budzącą spore kontrowersje inwestycję, która zaważy na wizerunku miasta. O koncepcję zagospodarowania jego ścisłego centrum. Pomysły są dwa, przy czym do jednego z nich autorzy się nie przyznają. Być może brzmi to zabawnie, ale chodzi tu o środek stolicy całkiem pokaźnego europejskiego kraju, który nadal liże rany po zniszczeniach II Wojny Światowej.
Byłem swego czasu w stołecznym Muzeum Literatury na wystawie poświęconej wyglądowi Warszawy i życiu jej mieszkańców. Brakuje takiego miasta, które zakonserwowane zostało w ramach Starówki, odnowionej z powojennych zgliszczy. Przeszłość swą stolica chowa tylko w coraz bardziej wyizolowanych enklawach, stawiając obecnie na pnące się do nieba wieżowce. Moda na szkło i beton, wywodząca się chyba tęsknoty za lepszym, kapitalistycznym światem w dusznych czasach socrealizmu opanowała architektów do szczętu. Pomysł na koronę monumentalnych budowli, okalających i zasłaniających Pałac Kultury i Nauki promuje się niemal jako objawienie, zapominając o jej ograniczeniach i wpływie na miasto. Ci, którzy preferują raczej odbudowę przedwojennego układu ulic i tkanki miejskiej zintegrowanej z PKiN (w tym niżej piszący) muszą się nasłuchać, jak to koncepcja ta tworzy z Warszawy "prowincjonalne miasteczko Polski wschodniej".
Tymczasem wcale tak nie jest - w końcu i w niej pojawiają się wieżowce od strony Emilii Plater. W przeciwieństwie do "modelu korsa" nie ma też ryzyka zmniejszenia parku od strony ulicy Świętokrzyskiej. Przyjęcie koncepcji Muzeum Sztuki Nowoczesnej (również kontrowersyjnego z powodu swego minimalizmu) również zaburzało koncepcję duetu Skopiński - Biełyszew z 1992 roku. Koncepcji, która być może wyglądałaby efektownie, ale miałaby spore szanse na permanentne zakorkowanie centrum.
Już teraz nie jest różowo - niedawno otwarte Złote Tarasy przyciągają kolejne osoby do środka miasta, które w godzinach szczytu staje się trudne do przejechania. Dobrze, że skończył się już remont trakcji tramwajowej, bo apokalipsa związana z jakością i płynnością poruszania się na odcinku od Rotundy PKO aż po Rondo Waszyngtona pozostawiała wiele do życzenia. Każdy kolejny wieżowiec z miejscami biurowymi, nawet z dużą ilością miejsc parkingowych zwiększa ryzyko, że tamte niespecjalnie ciekawe dla mieszkanek i mieszkańców miasta dni znów powrócą.
Mniejsza zabudowa, odtwarzająca choć trochę przedwojenne ulice pozwoliłaby rozładować nieco obecne korki. Podróżujący mogliby wybrać mniejsze uliczki do przebicia się do domu, a niska zabudowa, najlepiej mieszkalna, pozwoliłaby mieszkającym tam ludziom korzystać z komunikacji miejskiej. Zupełnie inaczej bowiem wygląda sprawa z biurowcami - ciągną do nich ludzie z całego miasta i okolic, co niechybnie prowadzi do komunikacyjnego paraliżu. Nic nie szkodzi na przeszkodzie, by na parterach pojawiły się nowe sklepy, restauracje czy kawiarenki. Tym lepiej! Okaże się wtedy, że teren między alejami Jerozolimskimi a Świętokrzyską i między Jana Pawła a Marszałkowską nie będzie tylko pustą przestrzenią, od której się ucieka, ale będzie miejscem spotkań, gdzie po wizycie w muzeum czy też Pałacu będzie można skoczyć do pobliskiego lokalu czy chociażby do Empiku sprawdzić najnowszą prasę.
Warto oddać głos samym mieszkankom i mieszkańcom - uczyniła to niedawno Gazeta Stołeczna. Popatrzmy na sondaż, który został wykonany na jej zlecenie. 33% chce budynki stylizowane na przedwojenne, 26 niższe niż Pałac Kultury - obie te koncepcje są do pogodzeniu przy obecnie preferowanym przez miasto planie. 55% od strony Alej pragnie zabudowy kamienicznej, 95% pragnie zachować park od strony Świętokrzyskiej. Ba, 2/3 z nas nie chce nawet kupców z KDT, a to pokazuje, że większość nie chce tworzyć kolejnej, technokratycznej przestrzeni służącej wyłącznie zarabianiu pieniędzy przez wielkie korporacje, które będzie stać na wynajęcie powierzchni biurowej.
77% pytanych chce placówek kulturalnych. Oznacza to, że mamy wizję środka miasta, które staje się przestrzenią innowacyjności i samorealizacji, odpoczynku, a nie pośpiechu. Architekci, chcący eksperymentować na tkance miejskiej powinni być tego w pełni świadomi i wspierać pomysły, które tworzą miasto dla ludzi. Inaczej zamiast "Paryża wschodu" po raz kolejny stworzymy pokraczne dziełko kolonialnego kapitalizmu, gdzie zamiast racjonalnego planowania przestrzennego będziemy mieli do czynienia ze ślepym kopiowaniem błędów innych światowych metropolii, które dopiero teraz z mozołem odkręcają.
Byłem swego czasu w stołecznym Muzeum Literatury na wystawie poświęconej wyglądowi Warszawy i życiu jej mieszkańców. Brakuje takiego miasta, które zakonserwowane zostało w ramach Starówki, odnowionej z powojennych zgliszczy. Przeszłość swą stolica chowa tylko w coraz bardziej wyizolowanych enklawach, stawiając obecnie na pnące się do nieba wieżowce. Moda na szkło i beton, wywodząca się chyba tęsknoty za lepszym, kapitalistycznym światem w dusznych czasach socrealizmu opanowała architektów do szczętu. Pomysł na koronę monumentalnych budowli, okalających i zasłaniających Pałac Kultury i Nauki promuje się niemal jako objawienie, zapominając o jej ograniczeniach i wpływie na miasto. Ci, którzy preferują raczej odbudowę przedwojennego układu ulic i tkanki miejskiej zintegrowanej z PKiN (w tym niżej piszący) muszą się nasłuchać, jak to koncepcja ta tworzy z Warszawy "prowincjonalne miasteczko Polski wschodniej".
Tymczasem wcale tak nie jest - w końcu i w niej pojawiają się wieżowce od strony Emilii Plater. W przeciwieństwie do "modelu korsa" nie ma też ryzyka zmniejszenia parku od strony ulicy Świętokrzyskiej. Przyjęcie koncepcji Muzeum Sztuki Nowoczesnej (również kontrowersyjnego z powodu swego minimalizmu) również zaburzało koncepcję duetu Skopiński - Biełyszew z 1992 roku. Koncepcji, która być może wyglądałaby efektownie, ale miałaby spore szanse na permanentne zakorkowanie centrum.
Już teraz nie jest różowo - niedawno otwarte Złote Tarasy przyciągają kolejne osoby do środka miasta, które w godzinach szczytu staje się trudne do przejechania. Dobrze, że skończył się już remont trakcji tramwajowej, bo apokalipsa związana z jakością i płynnością poruszania się na odcinku od Rotundy PKO aż po Rondo Waszyngtona pozostawiała wiele do życzenia. Każdy kolejny wieżowiec z miejscami biurowymi, nawet z dużą ilością miejsc parkingowych zwiększa ryzyko, że tamte niespecjalnie ciekawe dla mieszkanek i mieszkańców miasta dni znów powrócą.
Mniejsza zabudowa, odtwarzająca choć trochę przedwojenne ulice pozwoliłaby rozładować nieco obecne korki. Podróżujący mogliby wybrać mniejsze uliczki do przebicia się do domu, a niska zabudowa, najlepiej mieszkalna, pozwoliłaby mieszkającym tam ludziom korzystać z komunikacji miejskiej. Zupełnie inaczej bowiem wygląda sprawa z biurowcami - ciągną do nich ludzie z całego miasta i okolic, co niechybnie prowadzi do komunikacyjnego paraliżu. Nic nie szkodzi na przeszkodzie, by na parterach pojawiły się nowe sklepy, restauracje czy kawiarenki. Tym lepiej! Okaże się wtedy, że teren między alejami Jerozolimskimi a Świętokrzyską i między Jana Pawła a Marszałkowską nie będzie tylko pustą przestrzenią, od której się ucieka, ale będzie miejscem spotkań, gdzie po wizycie w muzeum czy też Pałacu będzie można skoczyć do pobliskiego lokalu czy chociażby do Empiku sprawdzić najnowszą prasę.
Warto oddać głos samym mieszkankom i mieszkańcom - uczyniła to niedawno Gazeta Stołeczna. Popatrzmy na sondaż, który został wykonany na jej zlecenie. 33% chce budynki stylizowane na przedwojenne, 26 niższe niż Pałac Kultury - obie te koncepcje są do pogodzeniu przy obecnie preferowanym przez miasto planie. 55% od strony Alej pragnie zabudowy kamienicznej, 95% pragnie zachować park od strony Świętokrzyskiej. Ba, 2/3 z nas nie chce nawet kupców z KDT, a to pokazuje, że większość nie chce tworzyć kolejnej, technokratycznej przestrzeni służącej wyłącznie zarabianiu pieniędzy przez wielkie korporacje, które będzie stać na wynajęcie powierzchni biurowej.
77% pytanych chce placówek kulturalnych. Oznacza to, że mamy wizję środka miasta, które staje się przestrzenią innowacyjności i samorealizacji, odpoczynku, a nie pośpiechu. Architekci, chcący eksperymentować na tkance miejskiej powinni być tego w pełni świadomi i wspierać pomysły, które tworzą miasto dla ludzi. Inaczej zamiast "Paryża wschodu" po raz kolejny stworzymy pokraczne dziełko kolonialnego kapitalizmu, gdzie zamiast racjonalnego planowania przestrzennego będziemy mieli do czynienia ze ślepym kopiowaniem błędów innych światowych metropolii, które dopiero teraz z mozołem odkręcają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz