19 lutego 2008

Beczka prochu znów na Bałkanach

Mamy uznać niepodległość Kosowa. Na naszych mapach pojawi się kolejne niezawisłe państwo - kolejne na obszarze Półwyspu Bałkańskiego, terenu, który od czasu wypędzenia stamtąd Imperium Otomańskiego określany jest jako "beczka prochu". Nic dziwnego, gdyż ilość wojen, począwszy od Kongresu Wiedeńskiego w 1815 roku jest na tym obszarze znaczna, zazębiając się niekiedy z większymi konfliktami, takimi jak wojna krymska czy też wojny światowe. Ten przeorany przez historię obszar, przez mieszkanki i mieszkańców Europy Zachodniej niezrozumiany (ba, niektórzy będący na miejscu badacze byli w stanie uwierzyć w historię, że Albańczycy mają ogony!) wrze i bulgocze od etnicznych konfliktów, rozpalonych przez wielkie potęgi jeszcze w XIX wieku.

Dawniej wszystko było proste - wystarczyło być przeciw Turkowi. Kiedy Turek zniknął natychmiast okazało się, że zostawił całkiem sporo ziem, które warto zająć. W ten oto sposób w przeciągu roku Bułgaria, wiedziona imperialistycznymi i podsycanymi przez Rosję marzeniami ruszyła na swych sąsiadów, dostając dość sporego łupnia. I Wojna Światowa i późniejszy Traktat Wersalski utrwaliły podziały - Rumuni nie lubili się z Bułgarami, którzy nie kochali Greków, którzy nie znosili Turków, z kolei Chorwaci nie przepadali za dominacją Serbów w Królestwie SHS, późniejszej Jugosławii.

Po II Wojnie Światowej wydawało się, że wszystko skończy się happy endem (przynajmniej pod względem zakończenia waśni, bo bycie po drugiej stronie żelaznej kurtyny nie nastawiało optymistycznie), ale wraz z upadkiem komunizmu nadzieje stały się płonne. Nie liczył się fakt, że kilka procent mieszkańców kraju Josipa Broz Tito zaczęło nawet uznawać się za Jugosławian - Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Serbia, Macedonia weszły w fazę wzajemnych konfliktów, podsycanych przez nacjonalistycznych przywódców, takich jak Slobodan Milosević w Belgradzie i Franjo Tudjman w Zagrzebiu. Niemcy wsparli dyplomatycznie Chorwatów, Rosja zaś Serbię - w efekcie tegoż i bierności oddziałów interwencyjnych ONZ Bośnia spłynęła krwią mordowanych Muzułmanów, Chorwatów i Serbów, do niedawna żyjących ze sobą w zgodzie. Po zakończeniu konfliktu kolejne iskry zapalne pojawiły się w Kosowie i w Macedonii, w związku z marzącą o "wielkiej Albanii" tamtejszą mniejszością.

Być może mamy do czynienia z ostatnim już puzzlem bałkańskiej układanki. Oby. Europejskie mocarstwa zaszczepiły tam XIX-wieczny nacjonalizm, widząc w krajach bałkańskich swoich sojuszników w walce o dominację nad kontynentem. Niestety, model wielokulturowej egzystencji został skutecznie zagłuszony, mimo, iż w obrębie powojennej Jugosławii miał on dość niezłe zakorzenienie. Secesja Kosowa dokonana za milczącą zgodą społeczności międzynarodowej podkopuje nadzieje na stabilizację aktualnych granic - okazuje się, że bez światowego konsensusu można zgodzić się na dość gwałtowną zmianę terytorialną w postaci "kontrolowanej niepodległości" Prisztiny.

W aktualnym numerze "Le Monde Diplomatique" Jean-Arnault Derens pisze o potencjalnym efekcie domina, jaki może nawiedzić region. Od pogranicza serbsko-czarnogórskiego (Sandżak Nowy Pazar), poprzez Bośnię aż po alpejskie granice Austrii i Słowenii potencjalne tendencje rewizji granic stają się dużo bardziej upoważnione. Serbia nadal ma wielokulturową Wojwodinę, która do tej pory zachowywała spokój, nie wiadomo jednak, jak do aktualnej sytuacji podejdą lokalni Węgrzy. Podobnie jak i ci z Rumunii i Słowacji. Pytanie też co się stanie, gdy mające problemy gospodarcze Kosowo zechce zjednoczyć się z Albanią - czy i wtedy Belgrad zrezygnuje z akcji zbrojnej? Czy Tirana będzie chciała także tereny Zachodniej Macedonii? Czy społeczność międzynarodowa w ramach rekompensaty nie zaproponuje Serbom kawałka Bośni? Jak daleko sięga nasze przyzwolenie na zmiany?

Kosowo to ekstremalnie trudna kwestia. Uznając prawo narodów do samostanowienia powinniśmy się zastanawiać, czy w obecnym, błyskawicznie globalizującym się świecie tworzenie nowych bytów bez tradycji państwowości ma sens. Aktualnie obszar ten jest słaby, aczkolwiek widać ślady pozytywnych zmian w gospodarce (co może być zbawienne dla ograniczenia kilkudziesięcioprocentowego bezrobocia) czy w walce z korupcją. Nie da się ukryć, że zgoda na niezależność stanowi precedens, na który będą powoływać się inne separatystyczne regiony świata (Baskonia, Osetia czy Somaliland). Ponieważ mleko zostało już wylane pozostaje nam jedynie czekać i obserwować, czy 1,5 mln Kosowianek i Kosowian zbudują sobie lepszą przyszłość. Życzę im tego z ludzkiej życzliwości, uważnie obserwując wszelkie następstwa tej decyzji, z potencjalnym zdobyciem władzy przez radykałów w Belgradzie włącznie.

4 komentarze:

Chevalier pisze...

Witaj Bartku
Była na Bałkanach próba stworzenia państwa wieloetnicznego, w którym liczyła się wspólnota polityczno-obywatelska, a nie narodowa - nasza stara Austria...
Większość Słowian południowych nie traktował wcale habsburskch rządów jak okupacji, spore nadzieje wiązano też z arcyksięciem Ferdynadem ( właśnie tym zamordowanym w Sarajewie ), który chciał przekształcić Monarchię w państwo federalne, co oznaczałoby wyodrębnienie z ziem Słowenii, Chorwacji i Bośni osobnej części o takich samych prawach, jakie mieli Węgrzy. Po upadku Jugosławii Słoweńcy i Chorwaci zaczęli odwoływać się do habsburskiej przeszłości, symboliczny jest fakt wzięcia udziału w uroczystościach beatyfikacji cesarza Karola I oficjalnych delegacji z tych krajów.
Natomiast projekt jugosłowiański to projekt wspólnoty etnicznej, tyle że opartej na przekonaniu o wspólnocie wynikającej przede wszsystkim z więzów krwi i podbieństwa językowego. Los Jugosławii najdobitniej pokazuje kruchość takiej identyfikacji...
Oczywiście ja jestem tutaj stronniczy, jako galicyjski patriota;)

Beniex pisze...

Ciekawe spostrzeżenia:)

Dzięki wielkie, puściłem to też na Salon24 zgodnie z sugestią by jednak tam się pojawiać. A co do galicyjskiego patriotyzmu - bez przesady, w Przemyślu tez pamięć o wielokulturowej monarchii jest żywa i pozytywna:)

pozdrawiam

Chevalier pisze...

Znamienne,że zaraz po rozpadzie Jugosławii w Sarajewie odebrano nazwę ulicy arcyksięciu Gawrile Principie ( zabójcy arcyks. Ferdynanda ). W Chorwacji i Słowenii są teraz ulice imienia Franciszka Józefa...
Państwo, które zostało zbudowane na feudalnych zasadach ( jako zlepek terytoriów zebranych w całość drogą małżeństw i dziedziczenia dynastycznego ) było może "nowoczesne" w swej koncepcji państwa wieloetnicznego, bez żadnej dominującej narodowści - od 1867 wszystkie języki mogły być używane na prawach drugiego ( po niemieckim lub węgierskim ) języka urzędowego, z własnym szkolnictwem, instytucjami kulturalnymi itp. Oczywiście, rzeczywistość nie wyglądała tak różowo, ale pod tym względem Austria przebijała ( na korzyść )nie tylko Niemcy i Rosję, ale większość krajów europejskich.

Chevalier pisze...

oczywiście w drugim wersie słowo 'arcyksięciu' wkradło się przez pomyłkę

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...