Poniżej wklejam tekst, który wysłałem kolejno do redakcji "Gazety Stołecznej" i "Życia Warszawy" - z tego co wiem żaden nie zdecydował się na opublikowanie chociażby fragmentów. Wielka szkoda, bo zamyka to debatę nt. podwyżek cen biletów, na czym zależy ZTM-owi i władzom miasta, nawet, jeśli mieliby na tym ucierpieć mieszkańcy. Zapraszam do lektury
Jadąc linią przyspieszoną pół godziny od Uniwersytetu na przystanek przy szpitalu Banacha, i to o godzinie 13.00 jakoś nie zauważyłem tych wielkich osiągnięć ZTM, którymi firma chwali się za pośrednictwem stołecznych dzienników. Podwyżka cen biletów przedstawiana jest jako jedyne wyjście dla zapewnienia miastu wysokiej jakości usług komunikacyjnych. Tymczasem zamiast sięgać do kieszeni osób, które wybierają bardziej ekologiczny i tani transport zbiorowy wystarczą trzy proste kroki, które szybko wpłyną na większe oszczędności i większe pieniądze dla ZTM.
Po pierwsze - bus pasy. Miasto powinno przyjąć zasadę, że gdy na drodze jest więcej niż jeden pas ruchu w danym kierunku, to jeden z nich należy przeznaczyć wyłącznie na przejazdy autobusów. W ten sposób nie stałyby one w kilometrowych korkach i spalałyby mniej paliwa, co byłoby z korzyścią zarówno dla kieszeni ZTM, jak i płuc Warszawianek i Warszawiaków.
Po drugie - winiety. Warszawa powinna rozpocząć poważną debatę na ten temat. Można przyjąć, że opłaty dotyczyłyby obszaru dzielnicy Śródmieście (z opcją na jej powiększanie w wypadku pogłębiania się problemów z drożnością ruchu) i byłyby identycznej wartości, co bilety komunikacji miejskiej. W ten sposób gdyby ceny biletów szły w górę, automatycznie byłoby podobnie z opłatami winietowymi. Bez ograniczenia dostępu samochodów osobowych do ścisłego centrum nie może być mowy o zrównoważonym rozwoju miasta, a sytuacja będzie się pogarszać z każdym nowym wieżowcem czy też centrum handlowym.
Po trzecie - parkuj i jedź. Dopiero niedawno miasto zaczęło robić coś więcej w tej dziedzinie. Do tej pory mieliśmy do czynienia z chybionymi lokalizacjami i słabym użytkowaniem tych parkingów. Powinny one z jednej strony powstawać przy końcowych stacjach metra i ostatnich peronach miejskiej strefy kolejowej, a z drugiej przy granicy ewentualnej strefy winietowej. W ten sposób miasto wyraźnie pokazałoby, że ma wizję tego, jak uczynić Warszawę miastem dla ludzi, a nie dla samochodów.
Pytanie jednak, czy ktokolwiek z rządzących miastem ma ową wizję. Trudno w to wierzyć po tym, kiedy o planach podwyżek nawet radni dowiadują się z prasy, a maile wysyłane w tej sprawie do Urzędu Rady Miasta pozostają bez odpowiedzi.
Bartłomiej Kozek
współprzewodniczący koła warszawskiego Zielonych 2004
Jadąc linią przyspieszoną pół godziny od Uniwersytetu na przystanek przy szpitalu Banacha, i to o godzinie 13.00 jakoś nie zauważyłem tych wielkich osiągnięć ZTM, którymi firma chwali się za pośrednictwem stołecznych dzienników. Podwyżka cen biletów przedstawiana jest jako jedyne wyjście dla zapewnienia miastu wysokiej jakości usług komunikacyjnych. Tymczasem zamiast sięgać do kieszeni osób, które wybierają bardziej ekologiczny i tani transport zbiorowy wystarczą trzy proste kroki, które szybko wpłyną na większe oszczędności i większe pieniądze dla ZTM.
Po pierwsze - bus pasy. Miasto powinno przyjąć zasadę, że gdy na drodze jest więcej niż jeden pas ruchu w danym kierunku, to jeden z nich należy przeznaczyć wyłącznie na przejazdy autobusów. W ten sposób nie stałyby one w kilometrowych korkach i spalałyby mniej paliwa, co byłoby z korzyścią zarówno dla kieszeni ZTM, jak i płuc Warszawianek i Warszawiaków.
Po drugie - winiety. Warszawa powinna rozpocząć poważną debatę na ten temat. Można przyjąć, że opłaty dotyczyłyby obszaru dzielnicy Śródmieście (z opcją na jej powiększanie w wypadku pogłębiania się problemów z drożnością ruchu) i byłyby identycznej wartości, co bilety komunikacji miejskiej. W ten sposób gdyby ceny biletów szły w górę, automatycznie byłoby podobnie z opłatami winietowymi. Bez ograniczenia dostępu samochodów osobowych do ścisłego centrum nie może być mowy o zrównoważonym rozwoju miasta, a sytuacja będzie się pogarszać z każdym nowym wieżowcem czy też centrum handlowym.
Po trzecie - parkuj i jedź. Dopiero niedawno miasto zaczęło robić coś więcej w tej dziedzinie. Do tej pory mieliśmy do czynienia z chybionymi lokalizacjami i słabym użytkowaniem tych parkingów. Powinny one z jednej strony powstawać przy końcowych stacjach metra i ostatnich peronach miejskiej strefy kolejowej, a z drugiej przy granicy ewentualnej strefy winietowej. W ten sposób miasto wyraźnie pokazałoby, że ma wizję tego, jak uczynić Warszawę miastem dla ludzi, a nie dla samochodów.
Pytanie jednak, czy ktokolwiek z rządzących miastem ma ową wizję. Trudno w to wierzyć po tym, kiedy o planach podwyżek nawet radni dowiadują się z prasy, a maile wysyłane w tej sprawie do Urzędu Rady Miasta pozostają bez odpowiedzi.
Bartłomiej Kozek
współprzewodniczący koła warszawskiego Zielonych 2004
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz