Miałem wczoraj przyjemność (razem z Ireną) uczestniczyć w bardzo ciekawym przedsięwzięciu. Poszliśmy na Wolę, na ulicę Próżną, by zobaczyć trochę starej, przedwojennej Warszawy. Tym razem nie tylko w teorii, bowiem poza miejskim ciałem, złożonym z budynków, na chwilę pojawił się i duch - a to za sprawą festiwalu "Warszawa Singera", który miał miejsce w miniony weekend. Sam nie planowałem wyjścia, ale propozycja Ireny był nie do odrzucenia. Wieczorny spacer okazał się bardzo dobrym sposobem niedzielnego odpoczynku.
Już sam widok wiernych, wychodzących z synagogi Nożyków robił wrażenie. Tłumy kobiet i mężczyzn udawały się w kierunku Teatru Żydowskiego i Próżnej, by wziąć udział w reaktywacji międzywojennej wielokulturowości. Przy okazji kolejnej rocznicy wybuchu Powstania w Gettcie pamiętnego 1943 roku informowano w ulotkach młodych ludzi, że oto, gdyby do tragedii wojny nie doszło, co trzeci mieszkaniec Stolicy byłby Żydówką bądź Żydem, a w radiu mielibyśmy spore prawdopodobieństwo wysłuchania hip-hopu w jidysz. Już wtedy zrobiło mi się żal, że to tylko marzenie, a nie rzeczywistość.
Bo w muzycy żydowskiej jest ukryte pewne rzewne piękno. Nostalgia towarzyszy szczególnie dźwiękom skrzypiec. Kiedy z kolei nastrój się poprawia i zapraszają do tańca, dźwięki brzmią zgoła egzotycznie. A przecież jeszcze 70 lat temu nie było to niczym niesamowitym. Dziś nie ma już rzesz ortodoksyjnych Żydów, kramików, biznesów małych i dużych. Wszystko zniknęło w szaleństwie Holokaustu. Dobrze, że choć przez chwilę można było wskrzesić ten nastrój, w czym na wielkiej scenie, filmowani przez ekipy TVP, pomagały aktorki i aktorzy z pobliskiego teatru.
Ale poza ucztą dla ducha było też i co nieco dla ciała. U "Śpiewających Kelnerów" można było spróbować na przykład sałatki chłopa. To zaskakujące, jak przy pomocy ziemniaków, cebuli i kiełbasy można stworzyć kulinarne arcydzieło. Na ulicy skosztowałem pyszne pierożki z pieczarkami, a także tradycyjne, ciemne ciasto o nazwie Lekah (mam nadzieję, że piszę prawidłowo), w którym czuć było miód i bakalia. A przecież nie spróbowałem wszystkiego - koziego sera, pańskiej skórki, smalcu...
Za to nalewka wiśniowa - pierwsza klasa. Nie powiem na jej temat dużo więcej, by nie siać zgorszenia. Za to pochwalę się, że zakupiłem kalendarz na żydowski nowy rok. Już w środę, idąc kalendarzem księżycowym, Żydzi będą świętować Rosz-Haszana. Były mapy stylizowane na stare, a także kowale, kujący podkowy na szczęście. Nie sposób zliczyć i wspomnieć o wielu innych stoiskach, które położone wśród starych kamienic, pozwalały przenieść się w czasie. Kto nie był, niech żałuje.
I tylko flagi lekko nas zdziwiły. Biało-czerwone. W sobotę pasowały z powodu futbolowego meczu Polska-Portugalia. W niedzielę z kolei zaczęliśmy się nieco lękać. Że nie chodzi tu o to, że to nasza wspólna ojczyzna. Tylko o to, że rodzi się (kolejny raz) sztuczny podział "my" i "oni", gdzie ci "oni" (w domyśle - Żydzi) są nastawieni wrogo i chcą odebrać to, co "nasze" (w domyśle - polskie kamienice). Mam nadzieję, że to tylko nadinterpretacja. I że te flagi są dowodem na to, że jest coś, co nas wszystkich łączy. Oby...
Już sam widok wiernych, wychodzących z synagogi Nożyków robił wrażenie. Tłumy kobiet i mężczyzn udawały się w kierunku Teatru Żydowskiego i Próżnej, by wziąć udział w reaktywacji międzywojennej wielokulturowości. Przy okazji kolejnej rocznicy wybuchu Powstania w Gettcie pamiętnego 1943 roku informowano w ulotkach młodych ludzi, że oto, gdyby do tragedii wojny nie doszło, co trzeci mieszkaniec Stolicy byłby Żydówką bądź Żydem, a w radiu mielibyśmy spore prawdopodobieństwo wysłuchania hip-hopu w jidysz. Już wtedy zrobiło mi się żal, że to tylko marzenie, a nie rzeczywistość.
Bo w muzycy żydowskiej jest ukryte pewne rzewne piękno. Nostalgia towarzyszy szczególnie dźwiękom skrzypiec. Kiedy z kolei nastrój się poprawia i zapraszają do tańca, dźwięki brzmią zgoła egzotycznie. A przecież jeszcze 70 lat temu nie było to niczym niesamowitym. Dziś nie ma już rzesz ortodoksyjnych Żydów, kramików, biznesów małych i dużych. Wszystko zniknęło w szaleństwie Holokaustu. Dobrze, że choć przez chwilę można było wskrzesić ten nastrój, w czym na wielkiej scenie, filmowani przez ekipy TVP, pomagały aktorki i aktorzy z pobliskiego teatru.
Ale poza ucztą dla ducha było też i co nieco dla ciała. U "Śpiewających Kelnerów" można było spróbować na przykład sałatki chłopa. To zaskakujące, jak przy pomocy ziemniaków, cebuli i kiełbasy można stworzyć kulinarne arcydzieło. Na ulicy skosztowałem pyszne pierożki z pieczarkami, a także tradycyjne, ciemne ciasto o nazwie Lekah (mam nadzieję, że piszę prawidłowo), w którym czuć było miód i bakalia. A przecież nie spróbowałem wszystkiego - koziego sera, pańskiej skórki, smalcu...
Za to nalewka wiśniowa - pierwsza klasa. Nie powiem na jej temat dużo więcej, by nie siać zgorszenia. Za to pochwalę się, że zakupiłem kalendarz na żydowski nowy rok. Już w środę, idąc kalendarzem księżycowym, Żydzi będą świętować Rosz-Haszana. Były mapy stylizowane na stare, a także kowale, kujący podkowy na szczęście. Nie sposób zliczyć i wspomnieć o wielu innych stoiskach, które położone wśród starych kamienic, pozwalały przenieść się w czasie. Kto nie był, niech żałuje.
I tylko flagi lekko nas zdziwiły. Biało-czerwone. W sobotę pasowały z powodu futbolowego meczu Polska-Portugalia. W niedzielę z kolei zaczęliśmy się nieco lękać. Że nie chodzi tu o to, że to nasza wspólna ojczyzna. Tylko o to, że rodzi się (kolejny raz) sztuczny podział "my" i "oni", gdzie ci "oni" (w domyśle - Żydzi) są nastawieni wrogo i chcą odebrać to, co "nasze" (w domyśle - polskie kamienice). Mam nadzieję, że to tylko nadinterpretacja. I że te flagi są dowodem na to, że jest coś, co nas wszystkich łączy. Oby...
1 komentarz:
Małe sprostowanie, Bartku: ulica Próżna to nie Wola, tylko najściślejsze centrum :)
Przy okazji wrzucę ciekawostkę o najdawniejszej przeszłości tego miejsca, jeszcze sprzed czasów żydowskiego, a nawet w ogóle ludzkiego osadnictwa. Otóż okolice placu Grzybowskiego były terenem bagiennym [mokradła! - Rospuda-Warszawa, wspólna sprawa :)], z licznymi źródłami, które dawały początek rzeczce Nalewce. Rzeczka płynęła, co naturalne, ku Wiśle, późniejszą ulicą Graniczną, Żabią (nie istnieje), Rymarską (obecny Plac Bankowy), obok Arsenału, wzdłuż Ogrodu Krasińskich, a potem Wałową i Konwiktorską. Wzdłuż rzeczki powstała droga wyprowadzająca podróżnych na północ, ku Zakroczymiowi, a potem na Płock i Gdańsk. Była to, nawiasem mówiąc, pierwsza warszawska obwodnica :), omijająca miasto, czyli książęcy gród wraz z podgrodziem (znowu odniesienia do współczesności - jeszcze kiedyś o tym napiszę).
Ulicę, w którą z czasem przekształciła się droga, nazwano od rzeczki Nalewkami. I tak powstała najsłynniejsza ulica żydowska, której nazwę zna chyba każdy. A raczej należałoby powiedzieć polsko-żydowska, bo Żydzi zaczęli się przy niej osiedlać, na skutek carskiego ukazu, dopiero w 19. wieku. Była ruchliwa, gwarna, okazała, zabudowana pięknymi corazziańskimi kamienicami. Stanowiła ówczesny supermarket, położony w samym sercu miasta (znowu odniesienie do współczesności: dziś handel, na skutej złej polityki, przenosi się na obrzeża, a centra miast wymierają). Żyła bujnie, z rozmachem.
Dziś nie ma Nalewek. Ocalały fragment nalewkowskiej jezdni, z biegnącymi donikąd szynami tramwajowymi, nosi nazwę Bohaterów Getta. A Próżna ocalała. Całym sercem popieram próbę wskrzeszenia za pomocą corocznego festiwalu dawnego klimatu żydowskiej ulicy. To nasze korzenie. Nasze, wspólne.
Prześlij komentarz