Tak, tak, stało się! Właśnie jechałem rowerem miejskim po warszawskich ulicach.
Trasa prowadziła ze stacji metra Dworzec Gdański do ronda z palmą pod pomnik generała - jechałem chodnikiem obok stadionu Polonii, ul. Bonifraterską i obok pomnika Powstania Warszawskiego, następnie ulicą przez Krakowskie Przedmieście oraz chodnikiem Nowym Światem - na szczęście żaden pojazd spalinowy mnie nie potracił, autobus nie klaksonił, a przechodnie nie marudzili.
Wrażenia? – Bardzo szybkie, ale wyboiste.
Dość łatwo można wypiąć rower do jazdy, a potem oddać, aczkolwiek samo parkowanie do stojaka sprawia problem. Osoba mniej silna, np. dziecko może nie zaczepić przedniego koła w zaczep stojaka.
Rejestracja wypożyczenia roweru, a potem oddania w elektronicznym automacie jest dość czasochłonna: trzeba wbić nr telefonu oraz kod PIN, który wcześniej otrzymaliśmy podczas internetowej rejestracji w systemie. Podobno jest to prostsze z kartą miejską, którą wedle instrukcji wystarczy zbliżyć do czytnika – jeszcze nie próbowałem.
Minusem jest brak regulacji wysokości kierownicy i beznadziejny dzwonek. Oraz kiepskie przerzutki – podczas przerzucanie trzeszczały jakby łańcuch się urywał, ale na szczęście to nie nastąpiło. Przydałyby się może ze dwa dodatkowe stopnie, aby płynniej jechać.
Pomimo niedociągnięć generalnie jestem zadowolony z jazdy i czekam na następne stacje, bliżej mojego domu oraz lepsze ciągi rowerowe w centrum miasta.
Marek Matczak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz