Możemy śmiało ogłosić kwiecień miesiącem, od którego wyniki wyborów zaczynają stawać się wielką niewiadomą. Spadek poparcia dla Platformy Obywatelskiej osiągnął poziom, w którym traci ona samodzielną większość w Sejmie, a co więcej - nie ma jej nawet z balansującym na krawędzi progu wyborczego PSL. Zawsze można powiedzieć, że koniec końców partia Waldemara Pawlaka przy wyborczej urnie zdobywa ich więcej niż w sondażach, ale zjawisko to mniej lub bardziej tyczy się również partii opozycyjnych - PiS i SLD. Nawet gdyby ludowcy ostatecznie mieli reprezentację na poziomie, powiedzmy, 20 osób, to więcej głosów na formacje Kaczyńskiego oraz Napieralskiego spowodowałyby zmniejszenie się parlamentarnej reprezentacji Platformy Obywatelskiej. Premier Tusk powinien martwić się wyborczym wynikiem coraz bardziej, trudno bowiem uwierzyć, że wpływ na notowania jego partii miałaby mieć rocznica katastrofy w Smoleńsku, bowiem wzrost poparcia dla Prawa i Sprawiedliwości nie jest specjalnie imponujący.
Na tle takich, a nie innych wyników nie dziwi nowy element przekazu partii rządzącej - roztaczanie wizji ewentualnej "piekielnej koalicji" PiS i SLD. Patrząc na aktualne wskaźniki poparcia i prognozę ich rozłożenia w parlamencie taki scenariusz, czysto arytmetycznie, przestaje wyglądać na niemożliwy. Oczywiście, przy tak niewielkiej różnicy między dwoma blokami - rządowym i opozycyjnym - nie da się przewidzieć dokładnego podziału mandatów, zależącego choćby od wyników partii w poszczególnych okręgach czy też nawet od tego, ile osób tym razem zasiądzie w parlamencie z ramienia Mniejszości Niemieckiej. Nie jest to jednak powód, by nie analizować możliwości takiego, a nie innego scenariusza. Choć prezes Kaczyński formalną koalicję wyklucza, to już ponadpartyjny rząd fachowców, mający na celu odsunięcie od władzy PO - już niekoniecznie. Problem w tym, czy nawet i taki scenariusz nie spowodowałby rozłamów tak w PiS, jak i w SLD, a w wypadku tak kruchej większości każda posłanka i poseł mniej byłby istotnym osłabieniem.
Rzecz jasna Sojusz Lewicy Demokratycznej może pójść też w rządowy alians z Platformą. Z załączonych wyników widzimy, jak duży wpływ na rozkład mandatów ma nie tylko wynik samej partii, ale także proporcje głosów, oddane na inne ugrupowania. Lekki spadek SLD, przy dużym spadku największej partii, czyli PO, daje Sojuszowi dużo więcej miejsc w Sejmie i co za tym idzie większe znaczenie. Możliwym do wyobrażenia scenariuszem, którego nie warto też z góry skreślać, byłby mniejszościowy rząd PO-PSL z warunkowym wsparciem jednej z partii sejmowej, udzielającej mu wotum zaufania, zachowującej jednak prawo do własnej, programowej samodzielności. Byłby to dobry scenariusz, bowiem zmuszałby Platformę Obywatelską do sporych ustępstw i do prowadzenia bardziej prospołecznej polityki. Pytanie, na ile jest on możliwy przy polskiej kulturze politycznej oraz wyposzczeniu tej formacji, jeśli o sprawowanie władzy chodzi, pozostaje otwarte.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz