Tragedią polskiej tożsamości jest jej historyczne podłoże - i to nie tyle, jeśli chodzi o przełomowe dla niej daty, co umysłowe prądy, które ukształtowały się w XIX wieku. Dyskutujemy o nich mało, bowiem wydaje nam się, że wszystko na ich temat zostało powiedziane, co zwalnia nas z lektur i pozwala na tkwienie w standardowych interpretacjach. Jak to się jednak dzieje, że chociażby społeczna atomizacja, wspierana przez neoliberalizm, przychodzi tak łatwo w społeczeństwie, które historycznie potrafiło organizować się całkiem nieźle - i to nie tylko przy okazji narodowowyzwoleńczych powstań, ale też codziennej, ciężkiej pracy? Czy jedynym winnym może być uznana "ta zła komuna", zmieniająca ludzi w bezmyślnych "homo sovieticusów", skoro jeszcze 30 lat temu mogliśmy obserwować nie tylko żywioł "Solidarności", ale towarzyszące końcówce lat 80. XX wieku ożywienie wśród ruchów ekologicznych czy pacyfistycznych? A może warto sięgnąć nieco głębiej, do źródeł polskiej myśli modernizacyjnej?
Tego typu rozmyślania naszły mnie z powodu lektury "Myśli nowoczesnego Polaka" Romana Dmowskiego - lektury, będącej jedną z możliwych do wyboru na zbliżający się wielkimi krokami egzamin z literatury polskiej XX wieku. Na obecność tej pozycji w spisie nie narzekałem, trudno bowiem zrozumieć problemy, trapiące współczesną Polskę, bez poznania książki, mającej niebagatelny wpływ na postawy intelektualne sporej części naszego społeczeństwa. Ciekawie jest również sprawdzić, jak postawy te potrafią się zdegenerować wraz z ich upowszechnieniem i rozwojem, starczy bowiem przeczytać dodane w późniejszych okresach przez Dmowskiego fragmenty tejże książki by zobaczyć, jak szybko wcale niekoniecznie banalne jego przemyślenia zmieniły się w pełne nienawiści tyrady na Żydów i masonerię. W żaden sposób nie da się oddzielić od postaci autora wypowiedzi jednoznacznie ksenofobicznych, dalekich od jakiejkolwiek, progresywnej wizji politycznej, trudno zatem wyobrazić sobie, by lewica - jak sugerował to w jednym z felietonów Cezary Michalski - miała czerpać z "młodego Dmowskiego" inspirację. Nie da się jednak ukryć jednego faktu - myśl narodowa, czy to się nam podoba czy nie, u swego zarania była myślą jak najbardziej modernistyczną i modernizacyjnym projektem.
Co z lektury "Myśli nowoczesnego Polaka" się przebija, to niesamowita energia życiowa i chęć działania, jakże odmienna od martyrologicznego sosu narodowych powstań i mesjanistycznego umierania "za wolność naszą i waszą". Dmowski po dziś dzień zdaje się ustawiać publiczny dyskurs w Polsce, wedle którego można wpaść bądź to w romantyczne zachwyty nad własną, pełną tolerancji i poświęcenia, chwalebną przeszłością, bądź zanurzyć się w bagnie drobnomieszczańskiego antysemityzmu, sprzężonego z zarabianiem pieniędzy. Postać endeckiego polityka bardzo służy tworzeniu takiej dychotomii, która wiąże się często ze sceptycyzmem wobec oddolnej, społecznej samoorganizacji. Ponieważ taki sceptycyzm wyglądałby źle na tle deklarowanych, liberalnych przekonań, najczęściej ubiera się go w formę krytyki tych ruchów, które pozostają ideowo obce krytykującym je publicystom, jak chociażby rodzina Radia Maryja. Można z ich przekonaniami osób zaangażowanych w takie ruchy zgadzać się lub nie, jednak lekceważenie ich społecznie aktywizującej roli w żaden sposób nie przybliża nas do stworzenia lepszego do życia świata.
Z punktu widzenia początków XXI wieku przekaz Dmowskiego pozostaje kontrowersyjny, jednak ostrze ataku powinno być mierzone bardziej niż dotąd precyzyjnie. Nie da się dla przykładu przejść obojętnie wobec wyznania lidera Narodowej Demokracji, że gardzi tymi Polakami, którzy znęcają się nad dziećmi w szkole tylko dlatego, że mają one "ruskie" pochodzenie i mówią "ruskim" (w znaczeniu - ukraińskim) językiem. Choć nie był on zwolennikiem łatwego przyznawania uprawnień językowych tej grupie przez polską administrację ówczesnej Galicji, jego argumentacja dopuszczała scenariusz inny niż asymilacja, a mianowicie samodzielną pracę narodowotwórczą Ukraińców, wiodącą do utworzenia przez nich silnego, niepodległego państwa, osłaniającego Polskę przed Rosją. Również względem dwóch zaborców, prowadzących akcje wynaradawiające - caratowi oraz Prusom - daleki był od żywienia prostej nienawiści. Jego zdaniem, jeśli oba "żywioły narodowe" rzetelnie wykonywały swoją pracę germanizacyjną i rusyfikacyjną to - choć zdecydowanie były to działania wrogie - zasługiwały one na szacunek jako poważne traktowanie rozwoju narodów.
Likwidowanie czarnej legendy Dmowskiego nie jest moim zadaniem, tym bardziej, że jego poglądy ewoluowały w kierunku jeszcze bardziej akcentujących narodowy szowinizm, a jego polityczni dziedzice odpowiadają za takie mroczne karty polskich międzywojennych dziejów, jak bojkoty ekonomiczne Żydów, getta ławkowe czy też fizyczne akty przemocy. Pokazuje to także trudności w wytworzeniu bardziej progresywnego ruchu narodowowyzwoleńczego, łączącego kwestie ekonomiczne z dążeniami niepodległościowymi, występującego chociażby w sporej części ruchów regionalistycznych w Europie Zachodniej. Jak wskazuje Benjamin Barber w książce "Dżihad kontra McŚwiat" (relacja z lektury już wkrótce) nacjonalizm miał w swej historii moment, w którym łączył w sobie chęć zerwania z feudalnymi reliktami i zwiększenia ilości obywatelskiej wolności. Można powiedzieć, że romantyczne ruchy Wiosny Ludów na ziemiach niemieckich czy też późniejsze zjednoczenie Włoch są dobrymi przykładami tego zjawiska. Dość szybko jednak nacjonalizm i liberalizm wzięły ze sobą rozwód - w Europie Środkowej, gdzie powstająca wówczas masowa świadomość narodowa musiała się mierzyć z brakiem samodzielności państwowej, kwestie indywidualnych wolności nie miały szans odegrać większej roli. Warto wspomnieć, że Dmowski w "Myślach nowoczesnego Polaka" kreował podział sceny politycznej na formacje narodowe i liberalne, które systemem wzajemnej kontroli tworzyły równowagę między wolnościami jednostek a ich zobowiązaniami wobec państwa. By taka wizja była rzeczywistością, wymagała zatem istnienia demokracji parlamentarnej.
Czy zatem myśl narodowa w Polsce od samego początku skazana była na degenerację do postaci zestawu hałaśliwych, przynoszących cierpienie haseł? Wydaje się, że tak. Chłodne inspirowanie się imperialistycznymi praktykami zaborców zdawało się gwarancją, że w wypadku odzyskania niepodległości - wbrew rzucanym tu i ówdzie uspokajającym hasłom - podobne praktyki skierowane będą w stronę grup mniejszościowych zamieszkujących terytorium odbudowanej Polski. Sam Dmowski zauważa zresztą, że moralna ocena działań narodów jest czymś zupełnie innym, niż indywidualne, moralne oceny zachowań między jednostkami, co prowadzi nas do konkluzji, że może on owszem nienawidzić polonizującego ukraińskie dziecko nauczyciela, ale jednocześnie uznaje to działanie za słuszne. Choć jego wizja różni się od wizji konserwatywnej odrzuceniem założenia o istnieniu przyrodzonego danej nacji terytorium, a także odrzucała w swej początkowej fazie klerykalizm, to działania w ostatecznym rozrachunku prowadziły do polityki prowadzonej wszelkimi możliwymi środkami, i tak zresztą dążącej do możliwie jak największej ekspansji terytorialnej. Odrzucenie obcych imperializmów nie wiązało się tu z hasłem przebudowy społecznej, a wzmianek o walce z wykluczeniem ekonomicznym nawet w obrębie samego narodu próżno w "Myślach nowoczesnego Polaka" szukać.
Z punktu widzenia dnia dzisiejszego widać wyraźnie, jakim problemem staje się zbudowanie narracji, odrzucającej całą martyrologiczną otoczkę polskiej historii i nie wchodzącej jednocześnie w endeckie buty wyrachowanej polityki zgodnej z zasadą "po trupach do celu". Polityka tego drugiego typu uprawiana jest po dziś dzień przez wielkie, światowe mocarstwa. Potrzeba nam dziś jednocześnie pracy i optymizmu, ale tez nieco większej wiary we własne możliwości i pozbycia się zbędnych kompleksów. Porównywanie się z innymi krajami zbyt często - zamiast być pozytywną inspiracją - staje się powodem do wygłaszania litanii żalów na temat zacofania kraju i społeczeństwa nad Wisłą. Owszem, nie żyjemy na najlepszym ze światów, a na temat sytuacji Polski da się powiedzieć wiele cierpkich słów, jednak zgorzchnienie nie sprawi, że sytuacja ulegnie poprawie. Jeśli my nie będziemy mieć energii, to wcześniej czy później, jak wskazują przykłady wielu europejskich krajów, będzie ją miała radykalna, populistyczna prawica, dla której Dmowski byłby z pewnością dobrą inspiracją. Jeśli chcemy zatem uniknąć takiego scenariusza, nie bójmy się jasno wskazywać, że inny, lepszy świat jest możliwy, i że nie zamierzamy rezerwować go dla tej czy innej nacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz