Czy Wielka Brytania skazana jest na lata koalicji konserwatywno-liberalnych? Czy Partia Pracy może pozwolić sobie na pasywne czekanie na kolejne potknięcia i cięcia ekipy Davida Camerona, by za parę lat spokojnie wrócić na Downing Street? Czy to takie pewne - szczególnie, jeśli dotychczasowy system wyborczy nie ulegnie w referendum zmianie na system głosu alternatywnego (AV), znacząco zwiększającego prawdopodobieństwo parlamentu bez bezwzględnej większości którejkolwiek partii? Co jeśli przejdzie reforma Izby Lordów i jej zmiany na wybieraną w wyborach powszechnych izbę wyższą, w której (jeśli będzie wybierana, zgodnie z planami, metodą STV) o większość również nie będzie łatwo? To wszystko pytania, które zdają się nie zaprzątać aktualnie zbytnio głowy szefostwu wyspiarskich socjaldemokratów. Mathew Sowemimo, były członek Liberalnych Demokratów, dziś w Partii Pracy, poszukuje na te pytania odpowiedzi, które umożliwią powrót do władzy bardziej progresywnym siłom politycznym. By rozbudzić dyskusję w swej nowej formacji, napisał artykuł "The Next Hung Parliament: How Labour Can Prepare?", który dystrubuuje lewicowy think-tank Compass.
Sowemimo przypomina sytuację, która zdarzyła się w roku 1997 - wówczas, przed wyborami parlamentarnymi, New Labour Tony'ego Blaira dość blisko współpracowała z Liberalnymi Demokratami, planując między innymi reformę systemu wyborczego, która umożliwiałaby wieloletnie rządy koalicji Lib-Lab. Niestety, po wyborach okazało się, że samodzielna większość "czerwonych" zupełnie zniechęciła ich do budowania jakichkolwiek aliansów z "żółtymi", co skończyło się chociażby pomysłami na ograniczenia swobód obywatelskich w imię "walki z terrorem". Analogiczna, butna postawa Partii Pracy przy zeszłorocznych, powyborczych negocjacjach wydatnie pomogła Nickowi Cleggowi w przesunięciu LibDemsów na prawo i zawarciu przez nich aliansu z konserwatystami. Bez rozerwania więzi między tymi dwiema partiami trudno będzie ponownie objąć władzę Edowi Millibandowi i spółce.
Autor artykułu uważnie analizuje wydarzenia z maja 2010 roku. Podczas gdy Gordon Brown nie był w stanie zaoferować potencjalnym koalicjantom poważnych ustępstw, wykraczających poza obietnicę referendum w sprawie głosowania alternatywnego w wyborach do Izby Gmin (co od konserwatystów i tak otrzymali), David Cameron jasno zadeklarował chęć kooperacji z Liberalnymi Demokratami, a jego ekipa negocjacyjna, znając program partii Clegga, mogli łatwiej podkreślać elementy łączące te formacje. W efekcie, poza reformą systemu wyborczego, LibDemsi otrzymali obietnice dotyczące zmian w systemie podatkowym i edukacyjnym, udało się też wstrzymać część postulowanych reform Partii Pracy w obszarze pozyskiwania danych o obywatelkach i obywatelach. Ekipy negocjacyjne laburzystów zachowywały się tymczasem tak, jakby nie zależało im na utrzymaniu się na władzy, a wręcz lękali się przed stworzeniem "koalicji przegranych", jak zapewne nazywaliby "tęczową koalicję" konserwatyści.
Bardzo ważne są konkluzje dotyczące rad na przyszłość dla Partii Pracy. Sowemimo postuluje przywrócenie zaufania między poszczególnymi partiami, które mieszczą się w szeroko pojętym obozie progresywnym. Głównymi graczami, poza "czerwonymi", są jego zdaniem Liberalni Demokraci i Zieloni. Jeśli przejdzie system głosu alternatywnego, zrażanie do siebie LibDemsów może skończyć się przechodzeniem ich elektoratu na stronę konserwatystów. Wzajemne wspieranie się w tych okręgach, w których jedna z tych partii ma szansę na sukces w starciu z Torysami może zupełnie zmienić klimat między tymi formacjami. Porozumienia programowe i swoisty "pakt o nieagresji" daje większe szanse na sukces niż wojna na noże, która ułatwiła przejęcie władzy w Liberalnych Demokratów przez skrzydło wolnorynkowe i wejście do tnącej wydatki socjalne koalicji z "niebieskimi". Lektura artykułu - dla osób zainteresowanych brytyjskim systemem politycznym - nie będzie czasem straconym, a dla osób chcących się zainteresować nie będzie on też wymagający czasowo, bo ma raptem 10, dobrze napisanych stron.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz