Do wyborów na Zielonej Wyspie pozostało 11 dni i sondaże dla Zielonych nie wyglądają specjalnie optymistycznie. Jeśli najlepsze od miesięcy badanie dało im 3% poparcia (4 lata temu uzyskali 4,7, co przełożyło się na 6 mandatów w 166-osobowej izbie niższej), to trudno pokładać w tym wyniku wielkie nadzieje. Następni w kolejności socjaliści z Sinn Fein cieszą się poparciem co 10 osoby chcącej głosować, a aż 14% elektoratu myśli o postawieniu na kandydatki i kandydatów niezależnych bądź mniejszych formacji, takich jak założony niedawno Zjednoczony Sojusz Lewicy. Gra toczy się o to, czy mająca w ostatnich sondażach poparcie w granicach 30-38% chadecka Fine Gael zdobędzie na tyle miejsc w parlamencie, by rządzić samodzielnie lub z poparciem prawicowych niezależnych, czy też będzie zmuszona do koalicji z Partią Pracy (19-24% poparcia). Fianna Fáil, jeszcze niedawno rządząca, najprawdopodobniej zanotuje najgorszy od lat wynik wyborczy, sondaże dają jej od 14 do 18 procent i żadnej pewności, że nie wyprzedzi ich Sinn Fein.
W takich okolicznościach wyborczy manifest Zielonych, by miał jakiś wpływ na poprawę notowań (a od ich wzrostu zależy tak naprawdę być albo nie być tej partii na irlandzkiej scenie politycznej), powinien charakteryzować się świeżym spojrzeniem na sytuację znękanego kryzysem kraju. To także ostatnia okazja do tego, by jasno wyartykułować sukcesy odniesione w trakcie czteroletniej koalicji z Fianna Fáil, których wiele osób, nie bez powodu, mogło nie dostrzec. Tymczasem, po lekturze dokumentu wydaje się, że jego najlepszym elementem jest... layout. Pod względem estetycznym (bardzo ładne połączenie przechodzącej w turkus zieleni z fuksją) istotnie jest to jedna z najciekawszych, moim zdaniem, identyfikacji wizualnych stosowanych przez siłę ekopolityczną na świecie. Trochę to jednak za mało, by zagwarantować sobie polityczne przetrwanie...
Niemal 40-stronicowy dokument od samego początku zdaje się cierpieć na brak osi, mogącej uporządkować poruszane w nim tematy. Nie do końca można zrozumieć, dlaczego na przykład w dziale "Wykorzystując nasze zalety" znajduje się jednocześnie żywność, leśnictwo, sektor wysokich technologii i system emerytalny. Ten ostatni, jak się zdaje, pasowałby lepiej do działu "Lepsza Irlandia", z grubsza zajmującego się kwestiami socjalnymi - tu z kolei, obok polityki społecznej, pojawiają się akapity o polityce międzynarodowej. Przemieszanie tematyczne sprawia, że znajdujący się na końcu dział ekologiczny zdaje się być kwiatkiem do kożucha. W sytuacji, kiedy jest to obok kwestii przejrzystości systemu politycznego kraju jeden z ostatnich segmentów, w którym Zieloni potrafią odróżnić się od innych partii, przypominać to zaczyna strzał w stopę - trudno, by zaciskającym pasa kraju łatwo było pozyskiwać wyborczynie i wyborców na hasła tworzenia miejsc pracy w rolnictwie organicznym, co jest elementem części, jak się zdaje, skupionej na ekonomii...
Nie odczuwam potrzeby wyzłośliwiania się wobec partii, która obrała dość niefortunną polityczną drogę. Zielona polityka pokazuje, że wiele kwestii pozostaje ze sobą wzajemnie powiązanych i trudno jest się sztywno trzymać utartych podziałów na to, co ekologiczne, społeczne i ekonomiczne. Ich przełamywanie dużo skuteczniej jednak dokonywać wtedy, kiedy ma się ugruntowaną siłę polityczną, a nie, gdy ryzykuje się wypadnięciem z politycznego obiegu dzięki byciu w rządzie, który zmagał się ze skutkami kryzysu gospodarczego. Kiedy już bowiem popatrzymy na same postulaty, wydają się one być bądź to nie wyróżniające się spośród głównego nurtu ekopolityki, bądź też zwyczajnie nieadekwatne wobec irlandzkiej rzeczywistości. Trudno za najbardziej nie cierpiący zwłoki postulat uznać stworzenie dla kraju nowej konstytucji, a ma to być jeden z "gwoździ programu". Trudno też zachwycać się pomysłem na dalsze stymulowanie napływu inwestycji zagranicznych do kraju, który dość mocno odczuł bardziej ciemną stronę tego procesu, z rozlicznymi bańkami spekulacyjnymi na czele. Nie są to pomysły, które mogą budzić zaufanie, praktycznym rezultatem ich wypowiedzenia staje się na przykład bardzo wstrzemięźliwe propozycje w sektorze podatkowym, gdzie nie ma ani słowa o podwyższeniu niskiego, wynoszącego 12,5%, podatku dla przedsiębiorstw - nawet tych największych.
Swoją drogą to ciekawe, że wśród postulatów programowych u irlandzkich Zielonych staje się zmniejszenie składu izby niższej z 166 do 120 osób, wybieranych w połowie z krajowej listy partyjnej, w drugiej zaś połowie - w ordynacji STV w okręgach jednomandatowych. Jestem sceptyczny co do tego, czy taki system byłby bardziej reprezentatywny w porównaniu do obecnego. Z innych postulatów warto wspomnieć te liczbowe: 7% budżetu na edukację, 3% na badania i rozwój, 12% budżetu na ochronę zdrowia przeznaczane na zajmowanie się zdrowiem psychicznym, stworzenie 25 tysięcy zielonych miejsc pracy przy termorenowacji (pół miliarda euro z Funduszu Rezerwy Emerytalnej ma zapewnić docieplanie 100 tysięcy mieszkań rocznie), minimum 5% obszaru kraju przeznaczonego na rolnictwo organiczne, sadzenie wpierw 10, a następnie 15 tysięcy hektarów lasu rocznie, 75% budżetu transportowego na transport zbiorowy, a jedynie 25% - na drogi. Do tego należałoby zwrócić uwagę na całkiem niezły (w stosunku do całości dokumentu) program ochrony zdrowia oraz transportowy, które mogłyby - i powinny - być przez Zielonych poruszane, jeśli chcą jeszcze zaistnieć podczas tej krótkiej kampanii.
Kilka osób zostało wystawionych w tegorocznych wyborach przez Fís Nua - partię utworzoną w większości z uciekinierek i uciekinierów z Partii Zielonych, rozczarowanych jej postawą w rządzie. Ich wyborcze szanse są wielką niewiadomą, natomiast postulaty dużo bardziej w porównaniu do "partii-matki" wyróżniają się z politycznego tła. W przyjętym w grudniu zeszłego roku manifeście możemy przeczytać wiele postulatów, znanych z awangardowych, intelektualnych publikacji, takich jak ekonomia stanu stacjonarnego (tudzież bezwzrostowa), stworzenie "sektora wspólnotowego" obok publicznego i prywatnego, mającego obejmować np. lasy, wodę, powietrze i zasoby nieodnawialne, a także państwowe wsparcie dla utworzenia lokalnych walut, co zapobiec ma drenażowi pieniądza za granicę. Osoby zagrożone ubóstwem energetycznym w procesie przechodzenia na odnawialne źródła energii otrzymywałyby wsparcie, finansowane z opodatkowania zysków firm eksploatujących zasoby nieodnawialne. Inwestycje w edukacje miałyby doprowadzić do sytuacji, w której 1 nauczycielka/nauczyciel przypadałby na 15 uczennic/uczniów, a wszelkie opłaty (w tym rejestracyjne) na studia zostałyby zniesione, co ma zachęcić do przyjazdu młode osoby z całej Europy. Dodajmy do tego jeszcze legalizację narkotyków dla celów rekreacyjnych, analogiczne do modelu portugalskiego, natychmiastową rezygnację z fluoryzacji wody oraz zmniejszenie liczebności izby niższej do 130 osób (nie mam pojęcia, skąd ta fiksacja), by z grubsza opisać poglądy członkiń i członków Fís Nua.
Już niedługo zobaczymy, czy partia ta zastąpi Zielonych w parlamencie, czy też zniknie jako przejściowa efemeryda. Długotrwałe, istnienie dwóch równorzędnych partii mniej lub bardziej ekopolitycznych zdarza się niezwykle rzadko, trudno sądzić, że w Irlandii miałoby być inaczej. Bardzo możliwy staje się scenariusz braku reprezentacji zielonej polityki po 25 lutego w parlamencie Zielonej Wyspy. Byłby to olbrzymi krok w tył w porównaniu do wieloletniego jej rozwoju w ty kraju, jak jednak pisałem już o tym wielokrotnie na tym blogu, nie wziął się on znikąd. Najgorsze, co mogłoby się stać, to brak powyborczej refleksji nad źródłami tego kryzysu - zarówno ekonomicznego, dotykającego mieszkanki i mieszkańców Irlandii, jak i politycznego, będącego efektem słabo przemyślanej decyzji o rządowym aliansie z prawicą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz