Dlaczego tak trudno o obecność tematów ekologicznych w polskiej debacie publicznej? Obawiam się, że jeszcze długo niewiele jej będzie w programie i przekazie głównych partii politycznych. Powód ma charakter systemowy i wiąże się z zabetonowanym systemem politycznym - największe formacje żyją swoim, odseparowanym od ludzi życiem dzięki aktualnemu modelowi dotacji. Paradoksalnie najwięcej dobrego w tej kwestii - czasem świadomie, czasem mimochodem - robi Platforma Obywatelska, udało się przeprowadzić przez Sejm ich ścięcie o połowę (całkowita likwidacja narażałaby na przejęcie partii przez majętne grupy interesów, taki zdaje się był też zamiar PO, na szczęście na takie rozwiązanie w Sejmie większości nie było), w życie wejść ma zakaz billboardów wyborczych, planowane jest też zabronienie emisji płatnych spotów telewizyjnych, wnoszących do publicznej debaty tyle, co nic. O tym, jak wysoki jest poziom lęku przed zmianami świadczy fakt, że PO walczy teraz o to, by 25% dotacji budżetowych szło na fundacje eksperckie - koalicyjne PSL miało być za, a niedawno media doniosły, że w kuluarach namawia SLD do odrzucenia tego pomysłu. Lęk przed koniecznością prowadzenia bardziej merytorycznej kampanii pozostaje ogromny...
W takim otoczeniu systemowym partie nie mają żadnych bodźców do tego, by zajmować się problemami społecznymi. Słabo widoczna w przestrzeni medialnej ekologia ujawnia się czasem w programach lokalnych (w Warszawie względnie przyzwoity dział ekologiczny miał Wojciech Olejniczak), natomiast na skale krajową - aż do czasu pojawienia się samodzielnej, silnej partii Zielonych - prawdopodobnie nie będzie ona tematem istotnym. Stwierdzam tu przewidywany stan rzeczy, nie cieszę się z niego, wręcz przeciwnie - jest on bardzo przygnębiający. Pamiętajmy, że w Europie Zachodniej - choć pierwsze nowoczesne prawa ochrony środowiska przyjmowane były nieco wcześniej - dopiero wejście Zielonych do głównego nurtu polityki spowodowało ekologizację programów innych partii - wszak nie od razu niemieckie SPD było przeciwne energetyce jądrowej. W Polsce raczej nie będzie inaczej, chociaż... pomorskie SLD wydało stanowisko sprzeciwiające się budowie elektrowni atomowych w Polsce, o czym warto wspomnieć jako o "światełku w tunelu".
Osobiście, jeśli chodzi o szanse Zielonych na polskiej scenie politycznej, jestem za myśleniem strategicznym o roku 2014 - roku wyborów do Parlamentu Europejskiego i samorządów, w których Zieloni w naturalny sposób mają większe szanse na zaistnienie. Potrzebny jest nam taki rozwój organizacyjny partii, by w 2014 roku móc mieć opcję (niekoniecznie z niej korzystać, nikt bowiem nie jest w stanie przewidzieć, jak za 3 lata będzie wyglądać rodzima scena polityczna) samodzielnego startu w wyborach do Europarlamentu i samorządowych w kilku najważniejszych miastach z własnym szyldem i programem. Gdyby Platformie udało się w następnej kadencji skasować dotacje (wątpliwe, ale niewykluczone) nasza pozycja na politycznej scenie pod względem możliwości konkurowania z dużymi formacjami nie byłaby taka znowu beznadziejna, poza PO wszystkie pozostałe partie "wielkiej czwórki" są niesamowicie zadłużone, więc ich przewaga nad nami znacząco by się zmniejszyła.
Jednocześnie - już dziś - należy rozpocząć dyskusję na temat tego, co może nas jako Zielonych czekać po jesiennych wyborach. Pytań, które należy sobie postawić, jest całkiem sporo, dlatego zachęcam do dyskusji o zielonej przyszłości na politycznej mapie Polski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz