Kumpel ostrzegał mnie, że podobno monograficzna wystawa prac Katarzyny Kozyry jest słaba. Sprawdziłem na własne oczy i z tą tezą się nie zgadzam. Mi podobała się bardzo, zrobiła niesamowite wrażenie i skłoniła do refleksji na wiele tematów. Artystka od lat prowokowała swoimi nieszablonowymi pracami i pomysłami, a zestawione w obrębie jednego projektu pozwalają na samodzielne poszukiwanie dodatkowych znaczeń i nieoczywistych powiązań. Zapewne nie przekona ona osób pozostających sceptycznie nastawionych wobec sztuki współczesnej doń, warto się jednak z nią zapoznać choćby po to, by wziąć udział w dającym nazwę wystawie "Castingu", mającym na celu wyłonienie aktorek i aktorów, mających wcielić się w Kozyrę. Jako że akcja potrwa do 13 lutego, jest jeszcze sporo czasu na obejrzenie prac i przekonanie się do wzięcia udziału w tym swego rodzaju happeningu, potem z tej możliwości będą mogły skorzystać mieszkanki i mieszkańcy Krakowa.
Tuż przy pokoju z obrosłą już legendą "Piramidą zwierząt" obejrzeć można film, na którym Kozyra wciela się w rolę zimnokrwistej Lou von Salome, musztrującej dwa psy, wabiące się... Rilke i Nietzsche. Każe to nam zapytać o to, czemu oburzamy się o uśmiercenie zwierząt w imię sztuki, podczas gdy jednocześnie zdarza się nam - bez większych skrupułów - zjadać je lub w inny sposób wykorzystywać. Czemu maksymalizacja użyteczności obejmuje - bez większych zastrzeżeń - ich tresurę, a nie obejmuje już sztuki? Czy dlatego, że jest "współczesna", a więc traktowana przez laików jako gorsza i mniej zrozumiała niż "klasyczna"? Czy może dlatego, że generuje napięcie, zmusza do myślenia i odkrywania pozornie nieoczywistych relacji - tak między ludźmi, jak i ludźmi oraz aktorami nieożywionymi?
To napięcie można wyczuć także w dalszych częściach "Castingu". Wśród pokazywanych filmów poczesną rolę odgrywa ten, w którym Kozyrze odcinany jest plastikowy penis. Symboliczna kastracja, dzięki której zaczyna śpiewać, w połączeniu z transseksualnymi kostiumami odwołuje do rzeczywistości, która jak najbardziej wpisuje się w tak zwane "europejskie dziedzictwo kulturowe" - kastrowanie dla sztuki, które zdarzało się jeszcze w XVIII wieku i symbolizowane jest najlepiej w postaci Farinelliego. Opatulona w ręczniki, męska widownia podczas tego procesu uważnie obserwuje, zdając się aprobować toczące się na scenie wydarzenia - trochę tak, jakby uwieczniona na filmie demaskacja Kozyry jako postaci pozorującej męskość wymagała "przywrócenia stanu natury". Motyw ten pojawia się w wielu pracach artystki, budzących emocje właśnie między innymi z tego powodu.
Mocny w swej wymowie "Summer Time" pokazuje przybycie w krainę pielęgnowaną przez kobiety o niskim wzroście postaci z poprzedniego filmu - mężczyzny-śpiewaka, transseksualisty oraz Kozyry. Po początkowym hołubieniu, ostatecznie dotychczas pozornie pokojowo nastawione kobiety ostatecznie decydują się na mord, gdy śpiewak zostawia brudne skarpetki, a trans - obsikaną muszlę klozetową. Z tej rzezi ocaleje jedynie Kozyra - jako kobieta, która akceptuje reguły społeczności, ostatecznie zamieniając jej reprezentantki w muchomory. Czemu przetrwała - czy ze względu na to, że nie była dotknięta niemal namacalnym "męskim brudem"? Czy może dlatego, że kobiecość wiąże się w męskocentrycznej kulturze z biernością, symbolizowaną przez skrajnie prawicowe dychotomie, w których geje mają iść "do gazu", a lesbijki "tylko" do obozów pracy? Interpretację zostawiam Wam, a pomóc w niej mogą dalsze filmy, takie jak te z cyklu "Łaźnia", a jeszcze bardziej Kozyra jako cheerliderka w męskiej szatni, kiedy to obnaża swe gumowe przyrodzenie, czemu towarzyszy szaleństwo przebierających się mężczyzn. Czy to demaskacja homoerotycznego potencjału męskich społeczności, czy też bardziej pielęgnowanie hierarchii związanych z płcią? Znowuż - przekonajcie się sami.
Mnie osobiście najbardziej spodobał się film z zabaw, podczas których zamaskowane osoby przeprowadzają systematyczną, bezcelową destrukcję. Pojawiające się na ścianie Zachęty sceny przypominają nam te z filmów sensacyjnych, pozbawione są fabuły - ale czyż w oglądaniu takich filmów (szczególnie tych tańszych) to fabuła jest najważniejsza? Buchające z miotacza ognia płomienie, wyskakujące w spowolnionym tempie z karabinu łuski - wszystko to pokazuje, jak silna jest w nas potrzeba niszczenia i jak niewiele dla niej trzeba, nie wymaga już wszak żadnej legitymizującej ją narracji, blisko jej też do przemocy, choć z pewnością nie jest z nią tożsama. Jeśli jeszcze nie czujecie się zachęceni/zachęcone do pójścia do Zachęty, to dodam jeszcze, że zobaczyć w niej też można fotografie Ryszarda Kapuścińskiego, a także video "Szlachcic" Anny Senkary, w którym syn znanego, wysokiego działacza PRL opowiada o swoim ojcu i jego życiu. Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz