Przed szwedzkimi wyborami całkiem sporo na tym blogu skandynawskich klimatów. To dobrze zatem, że Wydawnictwo Krytyki Politycznej zdecydowało się wydać w letnią kanikułę bardzo interesujący przewodnik po polityce, społeczeństwie i kulturze naszego zamorskiego sąsiada. Wystarczy zresztą zerknąć na listę autorek i autorów, która daje niezłą rekomendację temu zbiorowi tekstów. Autorka znakomitych korespondencji - Anna Delick, omawiany już na tym blogu analityk szwedzkiego systemu społecznego - Steven Saxonberg, Ryszard Szarfenberg - specjalista od polityki społecznej na Uniwersytecie Warszawskim, a także, między innymi, Kinga Dunin, Jakub Bożek, Rafał Bakalarczyk, Maciej Gdula czy Edwin Bendyk gwarantują przyjemną lekturę. Zasadniczo można by na takiej rekomendacji skończyć opisywanie książki, ale poza dobrymi piórami mamy w niej interesujący temat, który zdecydowanie wart jest rozwinięcia.
W tym nieturystycznym przewodniku znajdziemy podstawę tego, co o Szwecji wiedzieć warto i trzeba. Trzeba, by zrozumieć kontekst wyłonienia się takiej, a nie innej umowy społecznej, problemy, efekty uboczne i zadyszki folkhemmet - nordyckiego "domu ludu", a także jego aktualny, całkiem niezły stan. By pojąć, jakim cudem udało się w tym rejonie świata - jak chyba nigdzie indziej - połączyć rozwój gospodarczy, egalitaryzm i troskę o środowisko, będziemy musieli cofnąć się niemal do średniowiecza. Wtedy to bowiem król zawarł z własnym, chłopskim społeczeństwem (tu nie było 10% szlachty w strukturze, niczym w Rzeczypospolitej Obojga Narodów, dorosłych z tytułem w XV wieku było na cały kraj, który obejmował także dzisiejszą Finlandię, raptem 450), co w późniejszych wiekach stworzyło podwaliny do bardziej egalitarnego podejścia. Dodajmy do tego XVIII-wieczne klęski w ekspansji militarnej, które zmusiły kraj do wewnętrznej modernizacji, wielowiekowe przywiązanie do badań i rozwoju (przykładem szybkie w skali europejskiej zwalczenie analfabetyzmu) jako metod na poprawę sytuacji ekonomicznej, a także pochodzącą z mieszczaństwa inteligencję, która - jak pisze Delick - nie miała w tyle głowy wizji umierania za oświecenie społeczeństwa - i mamy mieszankę, umożliwiającą powstanie całkiem sprawnego państwa dobrobytu.
Nie należy zapominać o tym, że na jego budowę tamtejsza partia socjaldemokratyczna miała bardzo dużo czasu - od 1933 roku rządziła przez cały ten okres, za wyjątkiem 16 lat najczęściej chwiejnych rządów prawicowych. W międzyczasie udało się naprawdę wiele - przede wszystkim zaś przygotować sprawnie działającą infrastrukturę dialogu społecznego między pracodawcami a pracownicami i pracownikami, co umożliwiło uspokojenie konfliktów przemysłowych i wzięcie przez państwo na siebie koszty względnej elastyczności rynku pracy. Od lat 90. XX wieku i reform dostosowujących szwedzką gospodarkę do wyzwań globalizacji, model socjalny tego kraju - jak zauważył Ryszard Szarfenberg (część tekstów dostępna jest na jego stronie internetowej) - spełnia kryteria nazywania go flexicurity, niczym podobny system zabezpieczeń i regulacji rynku pracy w Danii. Oznacza to nie tylko łatwość zatrudniania i zwalniania, ale przede wszystkim dostęp do szerokiej gamy usług publicznych i transferów socjalnych, umożliwiających utrzymanie wysokiej jakości życia nawet w okresie poszukiwania pracy.
Rzecz jasna nie jest tak, że wszystko u naszych północnych sąsiadów jest w jak największym porządku - mimo to pogłoski o upadku tego modelu, rozgłaszane z uporem godnym lepszej sprawy już od jakichś 20 lat przez neoliberalne kręgi nie znajdują pokrycia w rzeczywistości. Wysokie podatki dziwnym trafem ani nie wpłynęły na erozję społeczeństwa obywatelskiego (kwitnie), ani na innowacyjność (przodują), ani nawet na szeroko pojętą konkurencyjność gospodarki (dowodem dochody z eksportu). Szwedzi mają za to inne problemy - mimo postępów w osiąganiu równości płci nadal dość rozpowszechniona jest przemoc wobec kobiet, wyzwanie stanowi włączanie osób młodych na rynek pracy, nadal sporo jest zachowań ksenofobicznych wobec społeczności imigranckich. Polskie autorki i autorzy zwracają uwagę na siłę społecznej kontroli, ale w moim przekonaniu nie jest to wada, jeśli w zamian otrzymuje się wiele szans na praktyczne doświadczanie wolności nie tylko negatywnej, ale i pozytywnej - równości szans i realnego, większego niż w innych krajach, egalitaryzmu.
Edwin Bendyk, wskazując w kończącym przewodnik posłowiu na wielowiekowe podstawy kulturowe i polityczne powiada, że nie ma co marzyć o prostym przeniesieniu skandynawskiego modelu na polski grunt. Oznacza to, że przed nami wielka, intelektualna praca - także nad tym, by zastanowić się nad uniknięciem jego błędów. Z jednej bowiem strony zachwycamy się szwedzką, rozwiniętą polityką rozwojową i dyplomatycznymi wysiłkami, z drugiej zaś mamy Ikeę, która w krajach peryferyjnych i półperyferyjnych nie zawsze tak ściśle przestrzega prawa pracownicze czy normy ekologiczne, a większą troskę zaczyna okazywać wtedy, gdy grozi to nadszarpnięciem dobrej reputacji. Pytanie, czy z polskiej tradycji jedynym, wyłaniającym się wzorcem jest ten, wiążący wolny rynek, nieufność wobec państwa i poddanie wpływom kościoła katolickiego? Czy da się wyszukać inną tradycję, taką jak wypierany chłopski egalitaryzm albo kurczowe trzymanie się nad wyraz wątłych, historycznych tradycji mieszczańskich? Czy jeśli to za mało, to jesteśmy w stanie je przekroczyć, podobnie jak i rafy modelu szwedzkiego, w celu stworzenia nadwiślańskich fundamentów trwałego, zrównoważonego rozwoju? Gdzie je szukać? Jak widać, pytań jest wiele, ale kto wie, czy lektura przewodnika po Szwecji nie stanie się dla Was inspiracją do odnalezienia na nie odpowiedzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz