Żadnym hurraoptymistą być nie zamierzam, tym bardziej, że powrót do realnej konkurencji między PO a PiS pod względem społecznego poparcia wielkim postępem w demokratyzacji naszej sceny politycznej nie jest. A taki nawrót się szykuje - po cichu, na razie bez wielkiej medialnej burzy, ale jak pokazałem w niedawnym raporcie sondażowym jest to możliwe i jeśli trend się utrzyma, to na jesieni możemy oczekiwać bardzo brudnej kampanii ze strony coraz bardziej zmęczonej rządzeniem i zestresowanej Platformy Obywatelskiej. Obie formacje będą zapewne walczyć w zakresie 30-35% poparcia, SLD zapewne będzie orbitować w okolicach 15%, dążąc do bycia koalicjantem PO w jak największej ilości miast i sejmików wojewódzkich. Brak blokowania poparcia, które 4 lata temu skandalicznie wykrzywiało społeczne poparcie nie będzie już karać Sojuszu, zobaczymy, jak takie alianse będą odbierane przez społeczeństwa i jaki będą miały wpływ na przyszłoroczne wybory parlamentarne.
Platforma, jeśli wyniki nie będą dla niej specjalnie korzystne, prawdopodobnie zrezygnuje z przeprowadzenia wyborów parlamentarnych na wiosnę 2011, wracając do jesiennego terminu. Szkoda, bo po raz kolejny uniemożliwi się konstruowanie kolejnego budżetu w pełni przez nowo wybrany rząd, który nie będzie mógł się już tłumaczyć, że odziedziczył fatalny projekt, z którym niewiele mógł zrobić, a poprzednia partia rządząca udawać będzie, że nie ma z nim nic wspólnego. Jak zwykle wygra kalkulacja polityczna (związana też z kwestiami jak najbardziej materialnymi, czyli wypłatami pieniędzy z budżetu dla partii politycznych).
Ciekawi mnie, czy uda się jakimkolwiek inicjatywom poza "wielką czwórką" zdobyć jakieś większe przyczółki na rodzimej scenie politycznej. Największą szansę ma tu Stronnictwo Demokratyczne, które może wznieść się na fali poparcia dla Andrzeja Olechowskiego. Myślę, że spokojnie będzie on mógł zdobyć co najmniej 10% poparcia, a może i więcej - trudno powiedzieć z powodu uporu ośrodków badania opinii publicznej do uwzględniania w prezydenckich sondażach Włodzimierza Cimoszewicza. Osoby, chcące na niego głosować, zapewne przerzuciłyby głosy na Szmajdzińskiego, Olechowskiego, w mniejszym zakresie zapewne też na Nałęcza i Tuska. Znacząco zmieniłoby to rozkład sił i kto wie, czy nie okazałoby się, że obecność Kaczyńskiego w II turze nie byłaby poważnie zagrożona. To rzecz jasna domysły, ale na razie sondażownie nie dają nam wielu narzędzi do oszacowania takich opcji.
Przełamanie duopolu PO-PiS nie będzie łatwe, ale wybory samorządowe dają na to pewne szanse. Jeśli w kilku większych miastach uda się wejść do Rad Miast SD czy ewentualnemu aliansowi SDPL-PD (coraz bardziej prawdopodobnemu, zważywszy na wspólną kandydaturę Nałęcza na prezydenta) nie pozostanie to niezauważone wśród opinii publicznej. Wielką niewiadomą będą komitety obywatelskie - ponoć wszyscy jesteśmy znudzeni upartyjnieniem samorządów, a kiedy przychodzi co do czego i tak na partie głosujemy. Trudno oczekiwać powrotu LPR czy Samoobrony - ich elektorat przeszedł głównie do PiS i nie ma powodów, by odeń odchodzić, bardziej radykalna jego część może ewentualnie wspomóc Marka Jurka, którego Prawica Rzeczpospolitej zapewne zdoła zdobyć nieco mandatów w mniejszych ośrodkach miejskich.
Zobaczymy, na ile powyższe prognozy zmaterializują się w rzeczywistości innej niż wirtualna. Scena polityczna ma to do siebie, że zdarzają się jej nieoczekiwane zwroty akcji, takie jak wzrost PO i PiS, ich poróżnienie się ze sobą czy zwycięstwo Kaczyńskiego nad Tuskiem w 2005. To, że dziś jest ona nieco bardziej stabilna niż 5 lat temu nie oznacza, że wszystkie karty są na niej już rozdane. Daleko nam jeszcze do ustalenia ostatecznej listy kandydatek i kandydatów na urząd prezydencki, nie wiemy, z jakimi aliansami będziemy mieć do czynienia w wyborach samorządowych. Bardzo możliwe, że przegrupowania poszczególnych graczy trwać będą do początku wakacji. Oznacza to, że ten rok nudny być nie powinien.
Platforma, jeśli wyniki nie będą dla niej specjalnie korzystne, prawdopodobnie zrezygnuje z przeprowadzenia wyborów parlamentarnych na wiosnę 2011, wracając do jesiennego terminu. Szkoda, bo po raz kolejny uniemożliwi się konstruowanie kolejnego budżetu w pełni przez nowo wybrany rząd, który nie będzie mógł się już tłumaczyć, że odziedziczył fatalny projekt, z którym niewiele mógł zrobić, a poprzednia partia rządząca udawać będzie, że nie ma z nim nic wspólnego. Jak zwykle wygra kalkulacja polityczna (związana też z kwestiami jak najbardziej materialnymi, czyli wypłatami pieniędzy z budżetu dla partii politycznych).
Ciekawi mnie, czy uda się jakimkolwiek inicjatywom poza "wielką czwórką" zdobyć jakieś większe przyczółki na rodzimej scenie politycznej. Największą szansę ma tu Stronnictwo Demokratyczne, które może wznieść się na fali poparcia dla Andrzeja Olechowskiego. Myślę, że spokojnie będzie on mógł zdobyć co najmniej 10% poparcia, a może i więcej - trudno powiedzieć z powodu uporu ośrodków badania opinii publicznej do uwzględniania w prezydenckich sondażach Włodzimierza Cimoszewicza. Osoby, chcące na niego głosować, zapewne przerzuciłyby głosy na Szmajdzińskiego, Olechowskiego, w mniejszym zakresie zapewne też na Nałęcza i Tuska. Znacząco zmieniłoby to rozkład sił i kto wie, czy nie okazałoby się, że obecność Kaczyńskiego w II turze nie byłaby poważnie zagrożona. To rzecz jasna domysły, ale na razie sondażownie nie dają nam wielu narzędzi do oszacowania takich opcji.
Przełamanie duopolu PO-PiS nie będzie łatwe, ale wybory samorządowe dają na to pewne szanse. Jeśli w kilku większych miastach uda się wejść do Rad Miast SD czy ewentualnemu aliansowi SDPL-PD (coraz bardziej prawdopodobnemu, zważywszy na wspólną kandydaturę Nałęcza na prezydenta) nie pozostanie to niezauważone wśród opinii publicznej. Wielką niewiadomą będą komitety obywatelskie - ponoć wszyscy jesteśmy znudzeni upartyjnieniem samorządów, a kiedy przychodzi co do czego i tak na partie głosujemy. Trudno oczekiwać powrotu LPR czy Samoobrony - ich elektorat przeszedł głównie do PiS i nie ma powodów, by odeń odchodzić, bardziej radykalna jego część może ewentualnie wspomóc Marka Jurka, którego Prawica Rzeczpospolitej zapewne zdoła zdobyć nieco mandatów w mniejszych ośrodkach miejskich.
Zobaczymy, na ile powyższe prognozy zmaterializują się w rzeczywistości innej niż wirtualna. Scena polityczna ma to do siebie, że zdarzają się jej nieoczekiwane zwroty akcji, takie jak wzrost PO i PiS, ich poróżnienie się ze sobą czy zwycięstwo Kaczyńskiego nad Tuskiem w 2005. To, że dziś jest ona nieco bardziej stabilna niż 5 lat temu nie oznacza, że wszystkie karty są na niej już rozdane. Daleko nam jeszcze do ustalenia ostatecznej listy kandydatek i kandydatów na urząd prezydencki, nie wiemy, z jakimi aliansami będziemy mieć do czynienia w wyborach samorządowych. Bardzo możliwe, że przegrupowania poszczególnych graczy trwać będą do początku wakacji. Oznacza to, że ten rok nudny być nie powinien.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz