Kolejny Zielony, Adam Ostolski (były współprzewodniczący koła warszawskiego) otworzył nowego bloga - pozwalam sobie zatem przekleić jeden z tekstów w nim zawartych, jednocześnie dodając linka doń w "Zielonym Internecie" i zachęcając do lektury relacji z obcowania autora ze sztuką. Przez jakie "s"? Sprawdźcie sami.
Wystawa Łodzi Kaliskiej w warszawskim CSW to przykład interesującej sztuki, pomimo nienajwyższych lotów manifestu, jakim sami artyści skomentowali swoje inscenizowane fotografie nagich kobiet oddających się pracy w "męskich" zawodach - ślusarzy, drwali, stolarzy, ciepłowników itp. Oraz pomimo tekstu kuratorskiego, który z pompą zapewnia, iż zdjęcia te "tworzą niezwykły obraz absurdalnego futuryzmu, z wszechogarniającym feminizmem". Czternaście fotografii Łodzi Kaliskiej to jednak raczej wyraz "męskich" lęków niż artystyczna polemika z feminizmem.
Ale właśnie jako wyraz lęków są to fotografie godne uwagi. Pod warunkiem wszakże, że zignoruje się zaczepkę artystów, którzy - sytuując swój projekt w kontekście "wojny płci" - po prostu trafiają kulą w płot. Najciekawsze jest bowiem to, co artyści pokazują niemal bezwiednie, jako tło dla swojej zideologizowanej narracji o świecie bez mężczyzn - realność ludzkiej pracy. To z tego tła trzeba dopiero uczynić temat.
Tak się jakoś złożyło, że od 50 lat temat pracy jest w polskich sztukach wizualnych prawie nieobecny. Z rzadkimi wyjątkami (takimi jak "Prace wybrane" Artura Żmijewskiego) artyści nie łamią tego tabu. Publiczność i krytycy w świecie sztuki mogli z powodzeniem zapomnieć, że taki temat w ogóle istnieje. A skoro sztuka nie towarzyszy już od dawna ludzkiej pracy, to nie ma też ani własnej tradycji sztuki-o-pracy, ani własnego języka, by o pracy opowiadać.
Patrząc na fotografie Łodzi Kaliskiej w tej perspektywie, widzimy coś innego niż ilustrację seksistowskich banałów. Obnażone, kruche istoty, jakby nieprzystające do twardych warunków, w jakich się znalazły - czyż nie jest to opowieść o kruchej pozycji robotników w "nowym kapitalizmie"? Pogarszające się warunki, doświadczenie rosnącego urzeczowienia, utrata kontroli nad warunkami pracy - to dla coraz większej liczby ludzi szara codzienność. W patriarchalnej kulturze mężczyzna, który traci kontrolę nad warunkami własnego życia, czuje się "jak kobieta", pozbawiony męskości. W tym sensie opowieść Łodzi Kaliskiej o ślusarzach, górnikach, robotnikach drogowych itp. jest prawdziwa. I to nie jako "absurdalny futuryzm", lecz jako zniekształcone w fantazji odzwierciedlenie tego, co najbardziej aktualne.
Pozostaje pytanie: czy aby wyrazić doświadczenie podatności na zranienie pracowników najemnych trzeba posługiwać się kodem genderowym? Czy bycie "jak kobieta" jest udaną metaforą? Cóż w takim razie mają o sobie powiedzieć kasjerki czy szwaczki? Że czują się w nowym kapitalizmie "jak kobiety"? Metafora utraty męskości w oczywisty sposób szwankuje.
I drugie pytanie: czy język, jakim mówi się o zmianach położenia pracowników w elastycznym kapitalizmie, musi być seksistowski? Czy odpowiedzią na utratę godności pracy musi być "walka płci"? Że faktycznie tak często bywa - ilekroć ludzie poszkodowani jako pracownicy próbują to sobie powetować jako mężczyźni - to wiemy. Na tym właśnie między innymi polega backlash. Lecz czy tak być musi? I jakiej sztuki, jakiego artystycznego projektu potrzebujemy, by znaleźć inną opowieść, inną drogę?
"Niech sczezną mężczyźni" – rocznicowa wystawa Łodzi Kaliskiej, CSW Zamek Ujazdowski Warszawa (19 stycznia-1 marca 2009).
Wystawa Łodzi Kaliskiej w warszawskim CSW to przykład interesującej sztuki, pomimo nienajwyższych lotów manifestu, jakim sami artyści skomentowali swoje inscenizowane fotografie nagich kobiet oddających się pracy w "męskich" zawodach - ślusarzy, drwali, stolarzy, ciepłowników itp. Oraz pomimo tekstu kuratorskiego, który z pompą zapewnia, iż zdjęcia te "tworzą niezwykły obraz absurdalnego futuryzmu, z wszechogarniającym feminizmem". Czternaście fotografii Łodzi Kaliskiej to jednak raczej wyraz "męskich" lęków niż artystyczna polemika z feminizmem.
Ale właśnie jako wyraz lęków są to fotografie godne uwagi. Pod warunkiem wszakże, że zignoruje się zaczepkę artystów, którzy - sytuując swój projekt w kontekście "wojny płci" - po prostu trafiają kulą w płot. Najciekawsze jest bowiem to, co artyści pokazują niemal bezwiednie, jako tło dla swojej zideologizowanej narracji o świecie bez mężczyzn - realność ludzkiej pracy. To z tego tła trzeba dopiero uczynić temat.
Tak się jakoś złożyło, że od 50 lat temat pracy jest w polskich sztukach wizualnych prawie nieobecny. Z rzadkimi wyjątkami (takimi jak "Prace wybrane" Artura Żmijewskiego) artyści nie łamią tego tabu. Publiczność i krytycy w świecie sztuki mogli z powodzeniem zapomnieć, że taki temat w ogóle istnieje. A skoro sztuka nie towarzyszy już od dawna ludzkiej pracy, to nie ma też ani własnej tradycji sztuki-o-pracy, ani własnego języka, by o pracy opowiadać.
Patrząc na fotografie Łodzi Kaliskiej w tej perspektywie, widzimy coś innego niż ilustrację seksistowskich banałów. Obnażone, kruche istoty, jakby nieprzystające do twardych warunków, w jakich się znalazły - czyż nie jest to opowieść o kruchej pozycji robotników w "nowym kapitalizmie"? Pogarszające się warunki, doświadczenie rosnącego urzeczowienia, utrata kontroli nad warunkami pracy - to dla coraz większej liczby ludzi szara codzienność. W patriarchalnej kulturze mężczyzna, który traci kontrolę nad warunkami własnego życia, czuje się "jak kobieta", pozbawiony męskości. W tym sensie opowieść Łodzi Kaliskiej o ślusarzach, górnikach, robotnikach drogowych itp. jest prawdziwa. I to nie jako "absurdalny futuryzm", lecz jako zniekształcone w fantazji odzwierciedlenie tego, co najbardziej aktualne.
Pozostaje pytanie: czy aby wyrazić doświadczenie podatności na zranienie pracowników najemnych trzeba posługiwać się kodem genderowym? Czy bycie "jak kobieta" jest udaną metaforą? Cóż w takim razie mają o sobie powiedzieć kasjerki czy szwaczki? Że czują się w nowym kapitalizmie "jak kobiety"? Metafora utraty męskości w oczywisty sposób szwankuje.
I drugie pytanie: czy język, jakim mówi się o zmianach położenia pracowników w elastycznym kapitalizmie, musi być seksistowski? Czy odpowiedzią na utratę godności pracy musi być "walka płci"? Że faktycznie tak często bywa - ilekroć ludzie poszkodowani jako pracownicy próbują to sobie powetować jako mężczyźni - to wiemy. Na tym właśnie między innymi polega backlash. Lecz czy tak być musi? I jakiej sztuki, jakiego artystycznego projektu potrzebujemy, by znaleźć inną opowieść, inną drogę?
"Niech sczezną mężczyźni" – rocznicowa wystawa Łodzi Kaliskiej, CSW Zamek Ujazdowski Warszawa (19 stycznia-1 marca 2009).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz