Po to jesteśmy gatunkiem, który zdaje się posiada (przynajmniej tak się wydaje) zdolność myślenia i samodzielnego kreślenia swojego losu, by nie zamartwiać się aż tak bardzo wymaganiami ewolucji. Dzięki temu możemy ubolewać nad faktem głodowania przez sporą część ludzkości i próbować coś w tej dziedzinie zmienić, a nie skazywać ludzi na śmierć, uzasadniając to faktem, że "giną słabiej przystosowani". Podobnie z kwestią rodziny i związków międzyludzkich w szerszym pojęciu. Mają one dawać ludziom zadowolenie i podnosić jakość życia, a nie służyć zachciankom rodziny czy jakichś zwyczajów w tym zakresie. Mają być świadome i dobrowolne, a nie będące efektem "wpadki" albo kontraktu między rodzinami, do czego nadal dochodzi w różnych rejonach świata.
My jednak skupmy się na Polsce. Doszedł i do nas model mówienia o dzieciach już nie w formie owocu miłości, ale jako... inwestycji. Wylicza się zatem, ile nowy człowiek kosztuje rodziców, a z drugiej strony zachęca się do posiadania rozległego potomstwa, by w ten sposób miał kto pracować na emeryturę. Rzecz jasna nie mówi się nic o tym, ze stworzyło się system emerytalny, w którym fundusze nie gwarantują jakiejkolwiek godziwej wypłaty po przejściu w stan spoczynku - jak zwykle koszty tego typu decyzji przerzuca się na ludzi. Mają zatem mieć dzieci - po to, by to one harowały na nasze wypłaty. Oczywiście nie otworzy się granic dla imigrantów, tylko wybierze się najlepszych, a resztę zostawi na śmierć w pustynnych obozowiskach gdzieś w Maroku czy Algierii. U nas i tak lepiej niż we Włoszech czy w Hiszpanii - osoby z Ukrainy czy Białorusi nie mają bowiem morza, na którym miałyby utonąć...
Tak więc osoby, które nie mają dziecka są nie tylko egoistkami i egoistami, ale i pasożytkami i pasożytami. Już nie tylko kobieta, ale cały związek międzyludzki sprowadzany jest wyłącznie do pieniędzy i inkubatora nowych konsumentek i konsumentów. Nowy, neoliberalny przymus posiadania potomstwa jest silnie wspierany przez tradycję. Zdziwienie, jakie maluje się na twarzach rodziny, która słyszy, że ktoś dzieci posiadać nie chce, jest z reguły dość znaczne - i często staje się powodem nieprzyjemnych komentarzy i plotek.
W naszym pięknym kraju promowanie czegokolwiek przez instytucje publiczne wydaje się kuleć - i to mocno. Brakuje rzetelnej edukacji seksualnej, przekazywanej przez szkołę, a zajmującej się na przykład rozprawianiem się ze szkodliwymi stereotypami płciowymi i uczącej o środkach antykoncepcyjnych innych niż "kalendarzyk małżeński". O tym, że jest to potrzebne, świadczą nie tylko wpadki młodych ludzi. Niedawno miałem przyjemność rozmawiać telefonicznie z pewną osobą, która twierdziła, że badania naukowe wykazały, że mózgi kobiety i mężczyzny się różnią i tym samym kobiety naturalnie są mniej przebojowe, przez co mają mniejsze zarobki od mężczyzn. Ręce mi opadły...
Mamy także becikowe, które na nic nie wystarczy - i problemy z przedszkolami. Jednocześnie nic to nie przeszkadza tym, którzy mówią "mnóżcie się!". Nie mówię już nawet o tym, że im więcej na świecie ludzi, tym trudniej zachować zrównoważony rozwój planety i zwyczajnie ich wszystkich wyżywić i zapewnić godne warunki życia. Takiej refleksji brakuje. Gdyby ktoś teraz głośno powiedział, że osoby bezdzietne są bardziej odpowiedzialne niż te dzieci posiadające, zostałby okrzyknięty szaleńcem. Na razie dobre i to, że jak patrzę się na blogometr blog.pl prowadzi opinia, że bezdzietność nie jest egoizmem. Niezły punkt wyjścia...
Nie mam nic do osób, które dzieci mieć chcą. Byle tylko nie była to moda, wymuszone przez nacisk zewnętrzny przedsięwzięcia. I byle dziecko było kochane - to chyba najważniejsze. Nie mam też nic do osób bezdzietnych. Nie uważam, by miały mieć jakikolwiek obowiązek pod tym względem. Choć sam, na przykładzie swej siostrzenicy widzę, że dziecię potrafi być prawdziwym szczęściem, jednocześnie wiem, ile czasu i uwagi wymaga jego wychowanie. Jeśli zatem dwójka ludzi, kochając siebie, nie jest przekonana, że chciałaby mieć jeszcze kogoś w domu, to nie mam z tym problemu. Oblicz miłości jest bowiem tyle, co ludzi, którzy ją okazują.
My jednak skupmy się na Polsce. Doszedł i do nas model mówienia o dzieciach już nie w formie owocu miłości, ale jako... inwestycji. Wylicza się zatem, ile nowy człowiek kosztuje rodziców, a z drugiej strony zachęca się do posiadania rozległego potomstwa, by w ten sposób miał kto pracować na emeryturę. Rzecz jasna nie mówi się nic o tym, ze stworzyło się system emerytalny, w którym fundusze nie gwarantują jakiejkolwiek godziwej wypłaty po przejściu w stan spoczynku - jak zwykle koszty tego typu decyzji przerzuca się na ludzi. Mają zatem mieć dzieci - po to, by to one harowały na nasze wypłaty. Oczywiście nie otworzy się granic dla imigrantów, tylko wybierze się najlepszych, a resztę zostawi na śmierć w pustynnych obozowiskach gdzieś w Maroku czy Algierii. U nas i tak lepiej niż we Włoszech czy w Hiszpanii - osoby z Ukrainy czy Białorusi nie mają bowiem morza, na którym miałyby utonąć...
Tak więc osoby, które nie mają dziecka są nie tylko egoistkami i egoistami, ale i pasożytkami i pasożytami. Już nie tylko kobieta, ale cały związek międzyludzki sprowadzany jest wyłącznie do pieniędzy i inkubatora nowych konsumentek i konsumentów. Nowy, neoliberalny przymus posiadania potomstwa jest silnie wspierany przez tradycję. Zdziwienie, jakie maluje się na twarzach rodziny, która słyszy, że ktoś dzieci posiadać nie chce, jest z reguły dość znaczne - i często staje się powodem nieprzyjemnych komentarzy i plotek.
W naszym pięknym kraju promowanie czegokolwiek przez instytucje publiczne wydaje się kuleć - i to mocno. Brakuje rzetelnej edukacji seksualnej, przekazywanej przez szkołę, a zajmującej się na przykład rozprawianiem się ze szkodliwymi stereotypami płciowymi i uczącej o środkach antykoncepcyjnych innych niż "kalendarzyk małżeński". O tym, że jest to potrzebne, świadczą nie tylko wpadki młodych ludzi. Niedawno miałem przyjemność rozmawiać telefonicznie z pewną osobą, która twierdziła, że badania naukowe wykazały, że mózgi kobiety i mężczyzny się różnią i tym samym kobiety naturalnie są mniej przebojowe, przez co mają mniejsze zarobki od mężczyzn. Ręce mi opadły...
Mamy także becikowe, które na nic nie wystarczy - i problemy z przedszkolami. Jednocześnie nic to nie przeszkadza tym, którzy mówią "mnóżcie się!". Nie mówię już nawet o tym, że im więcej na świecie ludzi, tym trudniej zachować zrównoważony rozwój planety i zwyczajnie ich wszystkich wyżywić i zapewnić godne warunki życia. Takiej refleksji brakuje. Gdyby ktoś teraz głośno powiedział, że osoby bezdzietne są bardziej odpowiedzialne niż te dzieci posiadające, zostałby okrzyknięty szaleńcem. Na razie dobre i to, że jak patrzę się na blogometr blog.pl prowadzi opinia, że bezdzietność nie jest egoizmem. Niezły punkt wyjścia...
Nie mam nic do osób, które dzieci mieć chcą. Byle tylko nie była to moda, wymuszone przez nacisk zewnętrzny przedsięwzięcia. I byle dziecko było kochane - to chyba najważniejsze. Nie mam też nic do osób bezdzietnych. Nie uważam, by miały mieć jakikolwiek obowiązek pod tym względem. Choć sam, na przykładzie swej siostrzenicy widzę, że dziecię potrafi być prawdziwym szczęściem, jednocześnie wiem, ile czasu i uwagi wymaga jego wychowanie. Jeśli zatem dwójka ludzi, kochając siebie, nie jest przekonana, że chciałaby mieć jeszcze kogoś w domu, to nie mam z tym problemu. Oblicz miłości jest bowiem tyle, co ludzi, którzy ją okazują.
1 komentarz:
Bardzo mądry post. I odzwierciedla dokładnie to, co myślę o tym wszystkim.
Prześlij komentarz