Dzień Ojca może skłonić do refleksji nad jego rola w dzisiejszych czasach. Życząc wszystkiego najlepszego wszystkim tatusiom - tak mojemu, jak i wszelkim innym - zachęcam jednak do wstrzemięźliwości w fanfarach i zastanowieniu się nad tym, jak być lepszym. Gdyby wszystko było dobrze, już sam tekst wstępny debaty na blog.pl nie brzmiałby w sposób, w jaki brzmi. Z jednej bowiem strony mamy mamy, które mają na swej głowie cały dom plus pociechy plus jeszcze pracę (jeśli takową mają), a z drugiej - zmęczonych tatusiów, którzy chcieliby, ale nie za bardzo wiedzą jak - zająć się dzieckiem rzecz jasna. Stereotyp? Oczywiście że są od niego wyjątki, które należałoby naświetlać jako wzór postępowania, niczym metr z Sevres. To bowiem niesłychanie ciekawe, że pokrzywdzone czują się z reguły obydwie strony relacji międzyludzkiej, w tym momencie o dzieciach nie wspomniawszy (choć może to być dobry temat na inną okazję).
Skoro była już mowa o stereotypach warto może przypomnieć, jak wyglądają one w kwestiach relacji płciowych. Istnieć mają zawody rzekomo "typowo kobiece" i "typowo męskie", co sprawia, że kobieta górniczka do niedawna była jeszcze nie do pomyślenia (także z powodu zakazu pracy w takim zawodzie), zaś mężczyzna jako opiekun w przedszkolu był zjawiskiem egzotycznym. Praktycznym rezultatem takiego pojmowania rzeczywistości są zatem zawody sfeminizowane i zmaskulinizowane, przy czym te pierwsze są z reguły gorzej płatne (chociażby pielęgniarki czy nauczycielki). Wiąże się to z zakodowanym kulturowo pojmowaniem owych ról płciowych, gdzie to XY ma przynosić do domu jedzenie/pieniądze, a XX - zarządzać gospodarstwem domowym, niekiedy nawet kosztem jej izolowania od społeczności.
Po dziś dzień ten przeklęty kod pokutuje, co utrudnia nam stworzenie nowego, mniej opresyjnego modelu rodziny, w którym mężczyzna nie jest tylko surowym sędzią, a kobieta - "piastunką domowego ogniska". Nie wspominając już o innych modelach rodziny, takich jak konkubinat, rodzina "niepełna" czy też homoseksualna, także ta tradycyjna w naszym kręgu kulturowym przeżywa problemy. "Wolna gra rynkowa" i rosnące koszty życia sprawiają, że w domu pracować musi tak On, jak i Ona. Z jednej strony pomaga to kobiecie w opuszczeniu domowych pieleszy, z drugiej zaś - najczęściej wiąże się nie z odciążeniem od obowiązków, ale nałożeniem kolejnych. Następnie mężczyzna frustruje się, że kobieta jest sfrustrowana (bo nie ma w tym wszystkim czasu na osobistą samorealizację) i dziwi się temu faktowi, szczególnie w momencie, kiedy chciałby pomóc, a nie do końca wie jak.
Nie trzeba już z reguły, by rąbał drwa na opał czy polował na mamuty - teraz powinien być bardziej czuły i opiekuńczy. Tymczasem męskie towarzystwo, z pomocą świata mediów (reklam w szczególności) każe mu sądzić, że to "niemęskie". Rodzą się zatem frustracje i po drugiej stronie, szczególnie gdy okazuje się, że wśród dzieci nie ma autorytetu, a żona zarabia więcej od niego - bo nie będzie się martwił tym (niestety!), że według badań to Ona poświęca na sprzątanie więcej czasu niż On. Skoro kojarzy się z dzieciom z osobą pohukującą, a nie słuchającą problemów cóż się dziwić, że nie zwracają się po radę? Cały czas powtarzam - wspaniałych ojców nie brakuje, ale pokutujące szablony zachowań zdecydowanie utrudniają tworzenie większej ich grupy.
O tym, że takie kalki odbijają się rykoszetem także na tych wzorowych rodzicach niech świadczy fakt, że bodaj w 98% przypadków sądy oddają dzieci w opiekę po rozwodzie matkom. Trudno mi uwierzyć (jak również innym feministom i feministkom) że aż w tylu przypadkach obiektywnie to Ona nadaje się do tego lepiej. W ten sposób legitymizuje się przekonanie, że kobieta jest li tylko opiekunką do dzieci, a nie może być świetną pracownicą, szefową, obywatelką - ma siedzieć w domu i opiekować się, bo nawet po rozejściu się to On ma łożyć pieniądze. Stosunki rodzinne są systemem naczyń połączonych i stereotypy z jednej dziedziny ludzkiej aktywności przedkładają się na inne.
Receptą może być zatem jedynie pełne, faktyczne równouprawnienie. W Szwecji urlopy rodzicielskie są tak zaprojektowane, by korzystała z nich tak Ona, jak i On. Zakaz bicia dzieci, nawet, jeśli na papierze, pokazuje preferowany model relacji międzyludzkich, w którym nie ma miejsca na agresję i poniżenie. Jeśli w domu pracują dwie osoby, to podział obowiązków przy gotowaniu i sprzątaniu winien to odzwierciedlać - tak, aby realizować mógł się każdy z domowników. Inaczej będziemy musieli co roku słuchać te same narzekania, jak to złe matki oddzielają ojców od dzieci. Bo to, że tym ojcom mogą się podobać reklamy Mobilkinga to rzekomo zupełnie inna kwestia. Niezupełnie, drodzy panowie!
Fotografia: Wikipedia
Skoro była już mowa o stereotypach warto może przypomnieć, jak wyglądają one w kwestiach relacji płciowych. Istnieć mają zawody rzekomo "typowo kobiece" i "typowo męskie", co sprawia, że kobieta górniczka do niedawna była jeszcze nie do pomyślenia (także z powodu zakazu pracy w takim zawodzie), zaś mężczyzna jako opiekun w przedszkolu był zjawiskiem egzotycznym. Praktycznym rezultatem takiego pojmowania rzeczywistości są zatem zawody sfeminizowane i zmaskulinizowane, przy czym te pierwsze są z reguły gorzej płatne (chociażby pielęgniarki czy nauczycielki). Wiąże się to z zakodowanym kulturowo pojmowaniem owych ról płciowych, gdzie to XY ma przynosić do domu jedzenie/pieniądze, a XX - zarządzać gospodarstwem domowym, niekiedy nawet kosztem jej izolowania od społeczności.
Po dziś dzień ten przeklęty kod pokutuje, co utrudnia nam stworzenie nowego, mniej opresyjnego modelu rodziny, w którym mężczyzna nie jest tylko surowym sędzią, a kobieta - "piastunką domowego ogniska". Nie wspominając już o innych modelach rodziny, takich jak konkubinat, rodzina "niepełna" czy też homoseksualna, także ta tradycyjna w naszym kręgu kulturowym przeżywa problemy. "Wolna gra rynkowa" i rosnące koszty życia sprawiają, że w domu pracować musi tak On, jak i Ona. Z jednej strony pomaga to kobiecie w opuszczeniu domowych pieleszy, z drugiej zaś - najczęściej wiąże się nie z odciążeniem od obowiązków, ale nałożeniem kolejnych. Następnie mężczyzna frustruje się, że kobieta jest sfrustrowana (bo nie ma w tym wszystkim czasu na osobistą samorealizację) i dziwi się temu faktowi, szczególnie w momencie, kiedy chciałby pomóc, a nie do końca wie jak.
Nie trzeba już z reguły, by rąbał drwa na opał czy polował na mamuty - teraz powinien być bardziej czuły i opiekuńczy. Tymczasem męskie towarzystwo, z pomocą świata mediów (reklam w szczególności) każe mu sądzić, że to "niemęskie". Rodzą się zatem frustracje i po drugiej stronie, szczególnie gdy okazuje się, że wśród dzieci nie ma autorytetu, a żona zarabia więcej od niego - bo nie będzie się martwił tym (niestety!), że według badań to Ona poświęca na sprzątanie więcej czasu niż On. Skoro kojarzy się z dzieciom z osobą pohukującą, a nie słuchającą problemów cóż się dziwić, że nie zwracają się po radę? Cały czas powtarzam - wspaniałych ojców nie brakuje, ale pokutujące szablony zachowań zdecydowanie utrudniają tworzenie większej ich grupy.
O tym, że takie kalki odbijają się rykoszetem także na tych wzorowych rodzicach niech świadczy fakt, że bodaj w 98% przypadków sądy oddają dzieci w opiekę po rozwodzie matkom. Trudno mi uwierzyć (jak również innym feministom i feministkom) że aż w tylu przypadkach obiektywnie to Ona nadaje się do tego lepiej. W ten sposób legitymizuje się przekonanie, że kobieta jest li tylko opiekunką do dzieci, a nie może być świetną pracownicą, szefową, obywatelką - ma siedzieć w domu i opiekować się, bo nawet po rozejściu się to On ma łożyć pieniądze. Stosunki rodzinne są systemem naczyń połączonych i stereotypy z jednej dziedziny ludzkiej aktywności przedkładają się na inne.
Receptą może być zatem jedynie pełne, faktyczne równouprawnienie. W Szwecji urlopy rodzicielskie są tak zaprojektowane, by korzystała z nich tak Ona, jak i On. Zakaz bicia dzieci, nawet, jeśli na papierze, pokazuje preferowany model relacji międzyludzkich, w którym nie ma miejsca na agresję i poniżenie. Jeśli w domu pracują dwie osoby, to podział obowiązków przy gotowaniu i sprzątaniu winien to odzwierciedlać - tak, aby realizować mógł się każdy z domowników. Inaczej będziemy musieli co roku słuchać te same narzekania, jak to złe matki oddzielają ojców od dzieci. Bo to, że tym ojcom mogą się podobać reklamy Mobilkinga to rzekomo zupełnie inna kwestia. Niezupełnie, drodzy panowie!
Fotografia: Wikipedia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz