Kolejnym z planowanych przeze mnie trzech etapów analizowania najnowszego numeru "Krytyki Politycznej" jest tekst Davida Osta o związkach zawodowych w Europie Środkowej po transformacji ustrojowej. Autor "Klęski Solidarności" analizuje w nim wszystkie elementy, które doprowadziły do sytuacji, kiedy instytucje zobowiązane do ochrony swoich członkiń i członków postawiły na kolaborację (bo nie da użyć się innego słowa) z władzami wprowadzającymi kolejne neoliberalne eksperymenty.
Rok 1989 przyniósł Polsce reformy Balcerowicza, których radykalizm był kwestionowany nawet przez mentorów profesora. Pójście w kierunku szybkiego zduszenia inflacji za wszelka cenę zaowocowało szybkim wzrostem bezrobocia, dziką prywatyzacją i likwidacją zakładów przemysłowych, których załogi pozostawiano na pastwę losu. Z problemem bierności byłych pracownic i pracowników PGR-ówAndrzej Lepper, a następnie Jarosław Kaczyński. Jeśli "wielki profesor", którego nauk po dziś dzień "nie należy" kwestionować takiej możliwości nie przewidział to tym gorzej świadczy to o nim.
Zostawiając jednak twórców wczesnokapitalistycznych przekształceń Ost skupia się na związkach zawodowych, które - jego zdaniem - zmarnowały swoją szansę, obierając mentalnie postkomunistyczną drogę współpracy z nowymi władzami. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta - z chęci własnego awansu. Związkowa "góra" składała się najczęściej z dobrze wykształconych robotników wykwalifikowanych (mężczyzn), którzy w przemianach ustrojowych widzieli szanse na własny awans - nawet kosztem osób, które powinni reprezentować. Dość często zgadzali się z logiką racjonalizacji wydatków i cięć w zatrudnieniu. Akceptacja ta doszła do tak wysokiego stopnia, że sam Ost usłyszał w 1993 roku od jednego ze związkowych liderów w Mielcu na Podkarpaciu, że redukcje w jego zakładzie są... za małe - z 21 tysięcy pozostało 11, a on uważał, że miejsca starczy dla 7-8 tys. pracownic i pracowników...
Ta sama osoba zresztą martwiła się dojściem do władzy koalicji SLD-PSL, obawiając się spowolnienia tempa reform. Takie postawy były dość szeroko rozpowszechnione, co doprowadziło do upadku zaufania w skuteczność i szczerość intencji związków zawodowych. Efektem jest postępujące starzenie się ich członków i niska przynależność osób młodych. Co ciekawe, zagraniczne organizacje pracownicze w latach 90. ubiegłego wieku często i gęsto starały się wspierać ruch związkowy, przy czym niekiedy sami zainteresowani po polskiej stronie nie zgadzali się z praktyką i przekonaniami swoich koleżanek i kolegów z Zachodu.
Dopiero teraz, po niemal 20 latach od Okrągłego Stołu związkowcy zaczynają zdawać sobie sprawę z tego, jaka jest ich rola. Szeroko rozpowszechnione nieprawidłowości w prywatnych zakładach pracy mobilizują samych pracowników i pracownice do działania. Tworzone w ten sposób związki zakładowe są dużo bardziej demokratyczne - i dużo bardziej narażone na gniew przedsiębiorcy. Strajki zdarzają się już nie tylko w górnictwie czy służbie zdrowia, a więc instytucjach państwowych, ale też w prywatnych hipermarketach, bodaj najbardziej charakterystycznych przykładach turbokapitalistycznych stosunków pracy.
Prorok ze mnie marny, ale mam pewne przeczucie. Przy zbliżających się problemach gospodarczych globu i miałkości rządów Donalda Tuska społeczne niezadowolenie może wcześniej czy później wybuchnąć. Już teraz widać, kto będzie chciał je zagospodarować i stać się robotniczą wersją Andrzeja Leppera. To Bogusław Ziętek, lider Sierpnia'80 i Polskiej Partii Pracy. Jego związek zawodowy prężnie wspiera wszelkie protesty pracownicze, działając dużo sprawniej w porównaniu do dostępnych zasobów niż OPZZ czy "Solidarność". Budując lokalne struktury tworzy jednocześnie podstawy do działania politycznego. Na chwilę obecną można o tym przeczytać głównie na lewica.pl , ale nie zdziwiłbym się, gdyby za parę lat ta ciężka harówka mu się opłaciła.
wiele regionów kraju zmaga się po dziś dzień. Z perspektywy lat wygląda na to, że w cały ten mechanizm była wbudowana reakcja populistyczna, którą wpierw symbolizował
Rok 1989 przyniósł Polsce reformy Balcerowicza, których radykalizm był kwestionowany nawet przez mentorów profesora. Pójście w kierunku szybkiego zduszenia inflacji za wszelka cenę zaowocowało szybkim wzrostem bezrobocia, dziką prywatyzacją i likwidacją zakładów przemysłowych, których załogi pozostawiano na pastwę losu. Z problemem bierności byłych pracownic i pracowników PGR-ówAndrzej Lepper, a następnie Jarosław Kaczyński. Jeśli "wielki profesor", którego nauk po dziś dzień "nie należy" kwestionować takiej możliwości nie przewidział to tym gorzej świadczy to o nim.
Zostawiając jednak twórców wczesnokapitalistycznych przekształceń Ost skupia się na związkach zawodowych, które - jego zdaniem - zmarnowały swoją szansę, obierając mentalnie postkomunistyczną drogę współpracy z nowymi władzami. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta - z chęci własnego awansu. Związkowa "góra" składała się najczęściej z dobrze wykształconych robotników wykwalifikowanych (mężczyzn), którzy w przemianach ustrojowych widzieli szanse na własny awans - nawet kosztem osób, które powinni reprezentować. Dość często zgadzali się z logiką racjonalizacji wydatków i cięć w zatrudnieniu. Akceptacja ta doszła do tak wysokiego stopnia, że sam Ost usłyszał w 1993 roku od jednego ze związkowych liderów w Mielcu na Podkarpaciu, że redukcje w jego zakładzie są... za małe - z 21 tysięcy pozostało 11, a on uważał, że miejsca starczy dla 7-8 tys. pracownic i pracowników...
Ta sama osoba zresztą martwiła się dojściem do władzy koalicji SLD-PSL, obawiając się spowolnienia tempa reform. Takie postawy były dość szeroko rozpowszechnione, co doprowadziło do upadku zaufania w skuteczność i szczerość intencji związków zawodowych. Efektem jest postępujące starzenie się ich członków i niska przynależność osób młodych. Co ciekawe, zagraniczne organizacje pracownicze w latach 90. ubiegłego wieku często i gęsto starały się wspierać ruch związkowy, przy czym niekiedy sami zainteresowani po polskiej stronie nie zgadzali się z praktyką i przekonaniami swoich koleżanek i kolegów z Zachodu.
Dopiero teraz, po niemal 20 latach od Okrągłego Stołu związkowcy zaczynają zdawać sobie sprawę z tego, jaka jest ich rola. Szeroko rozpowszechnione nieprawidłowości w prywatnych zakładach pracy mobilizują samych pracowników i pracownice do działania. Tworzone w ten sposób związki zakładowe są dużo bardziej demokratyczne - i dużo bardziej narażone na gniew przedsiębiorcy. Strajki zdarzają się już nie tylko w górnictwie czy służbie zdrowia, a więc instytucjach państwowych, ale też w prywatnych hipermarketach, bodaj najbardziej charakterystycznych przykładach turbokapitalistycznych stosunków pracy.
Prorok ze mnie marny, ale mam pewne przeczucie. Przy zbliżających się problemach gospodarczych globu i miałkości rządów Donalda Tuska społeczne niezadowolenie może wcześniej czy później wybuchnąć. Już teraz widać, kto będzie chciał je zagospodarować i stać się robotniczą wersją Andrzeja Leppera. To Bogusław Ziętek, lider Sierpnia'80 i Polskiej Partii Pracy. Jego związek zawodowy prężnie wspiera wszelkie protesty pracownicze, działając dużo sprawniej w porównaniu do dostępnych zasobów niż OPZZ czy "Solidarność". Budując lokalne struktury tworzy jednocześnie podstawy do działania politycznego. Na chwilę obecną można o tym przeczytać głównie na lewica.pl , ale nie zdziwiłbym się, gdyby za parę lat ta ciężka harówka mu się opłaciła.
wiele regionów kraju zmaga się po dziś dzień. Z perspektywy lat wygląda na to, że w cały ten mechanizm była wbudowana reakcja populistyczna, którą wpierw symbolizował
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz