Z czym kojarzy Wam się wieś? Czy przypadkiem nie z olbrzymią ilością rolników, uprawiających swe poletka mało nowoczesnymi urządzeniami? Cóż, trochę to się zmieniło i by jak najszybciej nadrobić zaległości w tej dziedzinie polecam zajrzeć na stronę internetową Fundacji im. Heinricha Boella, albo też odwiedzić ich stołeczną siedzibę na Żurawiej 45 i popytać o "Wieś moich marzeń". Publikacja ta to efekt dwóch edycji programu stypendialnego dla studentek i studentów, które zaowocowały pracami magisterskimi o obszarach wiejskich.
Co można wyczytać z abstraktów tychże prac? Przede wszystkim obraz wsi badanej dużo dokładniej niż przez dziennikarki i dziennikarki ogólnopolskich, miejskich mediów (o czym zresztą pisze jedna z autorek, Aleksandra Wichniarek). Wynika z niego kilka kwestii, spośród których przebija się jedna, dość zasadnicza, będąca barierą dla rozwoju tych terenów. Jest to brak zaufania, będący większym problemem niż widoczne gołym okiem braki infrastrukturalne. Polska ma jeden z najniższych wskaźników zaufania w Europie, co wpływa np. na chęć współdziałania z sąsiadami w celu osiągnięcia wspólnego dobra. Nawet, gdy kolega czy koleżanka zza płota jest zaufana, to już osoba przyjezdna, która zdecydowała się osiedlić na danym obszarze nie będzie uważana przez wspólnotę za "swojego".
Brak kapitału społecznego utrudnia zmiany struktury zatrudnienia na obszarach wiejskich, a także przechodzenia rolnictwa na bardziej ekologiczny model hodowli i uprawy. Być może pewne efekty przyniesie program LEADER+, który ma aktywizować wiejskich społeczników, którzy dysponując sporą energią mogliby poprowadzić lokalną społeczność do sporych sukcesów. Tak jak w położonym w województwie świętokrzyskim Bałtowie, w którym zresztą miałem przyjemność być. Tamtejszy park jurajski z replikami dinozaurów naturalnej wielkości robi wrażenie i tworzy miejsca pracy w rozwijającej się tam działce turystycznej. Pisze o tym zresztą Anna Maria Augustyn.
Kiedy już odejdziemy od problemów związanych z marazmem społecznym (czy też wręcz wrogością do obcych, którą doświadczył Krystian Połomski, uznany za policyjnego informatora do spraw przemytu w Bieszczadach) dojdziemy do kolejnego zagadnienia - rolnictwa ekologicznego. Ekstensywny model z małą ilością nawozów pojawił się u nas w dużej mierze nie z powodu ekologicznej świadomości uprawiających ziemię, ale raczej braku pieniędzy na środki chemiczne. Jest to jednak szansa dla wyspecjalizowania rodzimego rolnictwa. Niestety, na dzień dzisiejszy zaledwie 0,5% gospodarstw mieści się w zakresie ekologicznych, podczas gdy średnia europejska wynosi 9% - szczęśliwie wskaźniki dla naszego kraju dynamicznie rosną.
Gdy pytano się gospodarujących na obszarach Natura 2000 albo też blisko Bieszczadzkiego Parku Narodowego okazywało się, że niewielki odsetek zdawał sobie sprawę z tego, czym właściwie jest rolnictwo ekologiczne. Często nie przejawiali oni zainteresowania z powodu tego, że uznali je za nieopłacalne dla siebie. W Bieszczadach dodatkowym problemem było to, że lokalni mieszkańcy nie godzili się z faktem, że teren BdPN nie może być wykorzystywany gospodarczo, uznawany za należący "do nikogo", jak to zwykle bywa w wypadku zetknięcia się z dobrem państwowym. Tak więc pomimo rosnącej świadomości i modernizacji rolnictwa nadal nie brakuje podejścia czysto instrumentalnego, obliczonego na krótkotrwały zysk bez patrzenia się na koszty. Efekty widać chociażby wtedy, gdy płoną trawy na polach, rzekomo po to, by użyźnić glebę, co prowadzi do zagłady lokalnych populacji zwierzęcych.
Do zrobienia jest zatem całkiem sporo, ale pierwsze zmiany są widoczne już teraz. Przykładem gospodarstwa agroturystyczne, które potrafią zgrabnie łączyć rozwój społeczny, gospodarczy i ekologiczny. Plany rewitalizacyjne lokalnych zabytków mogą prowadzić do wzrostu popytu na tego typu usługi. Kluczowe staje się zatem zatrzymanie "drenażu mózgów" i ucieczki młodej, wiejskiej inteligencji. By to zrobić, należy zapewnić jej warunki rozwoju i kontaktu ze światem, chociażby w postaci szerokopasmowego Internetu. Programy takie jak Gender Mainstreaming pozwalają na wzmocnienie poczucia własnej wartości u kobiet, co przekłada się na aktywną działalność w lokalnej społeczności i zapobiega byciu zamkniętą w czterech ścianach patriarchalnych stereotypów.
Nie da się ukryć - na wsi wiele się zmienia. Sołtyski coraz częściej pokazują, że można skutecznie reanimować poczucie lokalnej wspólnoty. Warto być z tymi wszystkimi procesami na bieżąco, a na dobry początek nieco ponad 80 stron "Wsi moich marzeń" powinno nadać się idealnie. Polecam, ciesząc się, że coraz bardziej widać potencjał zielonej polityki także na obszarach wiejskich, tworzącej trwałe i ekologiczne miejsca pracy. Oby tak dalej!
Co można wyczytać z abstraktów tychże prac? Przede wszystkim obraz wsi badanej dużo dokładniej niż przez dziennikarki i dziennikarki ogólnopolskich, miejskich mediów (o czym zresztą pisze jedna z autorek, Aleksandra Wichniarek). Wynika z niego kilka kwestii, spośród których przebija się jedna, dość zasadnicza, będąca barierą dla rozwoju tych terenów. Jest to brak zaufania, będący większym problemem niż widoczne gołym okiem braki infrastrukturalne. Polska ma jeden z najniższych wskaźników zaufania w Europie, co wpływa np. na chęć współdziałania z sąsiadami w celu osiągnięcia wspólnego dobra. Nawet, gdy kolega czy koleżanka zza płota jest zaufana, to już osoba przyjezdna, która zdecydowała się osiedlić na danym obszarze nie będzie uważana przez wspólnotę za "swojego".
Brak kapitału społecznego utrudnia zmiany struktury zatrudnienia na obszarach wiejskich, a także przechodzenia rolnictwa na bardziej ekologiczny model hodowli i uprawy. Być może pewne efekty przyniesie program LEADER+, który ma aktywizować wiejskich społeczników, którzy dysponując sporą energią mogliby poprowadzić lokalną społeczność do sporych sukcesów. Tak jak w położonym w województwie świętokrzyskim Bałtowie, w którym zresztą miałem przyjemność być. Tamtejszy park jurajski z replikami dinozaurów naturalnej wielkości robi wrażenie i tworzy miejsca pracy w rozwijającej się tam działce turystycznej. Pisze o tym zresztą Anna Maria Augustyn.
Kiedy już odejdziemy od problemów związanych z marazmem społecznym (czy też wręcz wrogością do obcych, którą doświadczył Krystian Połomski, uznany za policyjnego informatora do spraw przemytu w Bieszczadach) dojdziemy do kolejnego zagadnienia - rolnictwa ekologicznego. Ekstensywny model z małą ilością nawozów pojawił się u nas w dużej mierze nie z powodu ekologicznej świadomości uprawiających ziemię, ale raczej braku pieniędzy na środki chemiczne. Jest to jednak szansa dla wyspecjalizowania rodzimego rolnictwa. Niestety, na dzień dzisiejszy zaledwie 0,5% gospodarstw mieści się w zakresie ekologicznych, podczas gdy średnia europejska wynosi 9% - szczęśliwie wskaźniki dla naszego kraju dynamicznie rosną.
Gdy pytano się gospodarujących na obszarach Natura 2000 albo też blisko Bieszczadzkiego Parku Narodowego okazywało się, że niewielki odsetek zdawał sobie sprawę z tego, czym właściwie jest rolnictwo ekologiczne. Często nie przejawiali oni zainteresowania z powodu tego, że uznali je za nieopłacalne dla siebie. W Bieszczadach dodatkowym problemem było to, że lokalni mieszkańcy nie godzili się z faktem, że teren BdPN nie może być wykorzystywany gospodarczo, uznawany za należący "do nikogo", jak to zwykle bywa w wypadku zetknięcia się z dobrem państwowym. Tak więc pomimo rosnącej świadomości i modernizacji rolnictwa nadal nie brakuje podejścia czysto instrumentalnego, obliczonego na krótkotrwały zysk bez patrzenia się na koszty. Efekty widać chociażby wtedy, gdy płoną trawy na polach, rzekomo po to, by użyźnić glebę, co prowadzi do zagłady lokalnych populacji zwierzęcych.
Do zrobienia jest zatem całkiem sporo, ale pierwsze zmiany są widoczne już teraz. Przykładem gospodarstwa agroturystyczne, które potrafią zgrabnie łączyć rozwój społeczny, gospodarczy i ekologiczny. Plany rewitalizacyjne lokalnych zabytków mogą prowadzić do wzrostu popytu na tego typu usługi. Kluczowe staje się zatem zatrzymanie "drenażu mózgów" i ucieczki młodej, wiejskiej inteligencji. By to zrobić, należy zapewnić jej warunki rozwoju i kontaktu ze światem, chociażby w postaci szerokopasmowego Internetu. Programy takie jak Gender Mainstreaming pozwalają na wzmocnienie poczucia własnej wartości u kobiet, co przekłada się na aktywną działalność w lokalnej społeczności i zapobiega byciu zamkniętą w czterech ścianach patriarchalnych stereotypów.
Nie da się ukryć - na wsi wiele się zmienia. Sołtyski coraz częściej pokazują, że można skutecznie reanimować poczucie lokalnej wspólnoty. Warto być z tymi wszystkimi procesami na bieżąco, a na dobry początek nieco ponad 80 stron "Wsi moich marzeń" powinno nadać się idealnie. Polecam, ciesząc się, że coraz bardziej widać potencjał zielonej polityki także na obszarach wiejskich, tworzącej trwałe i ekologiczne miejsca pracy. Oby tak dalej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz