Uwaga, uwaga! Stawiam pizzę – nie w Pizza Hut (choć dają tam niezłą), o nie: w małej pizzerii „Na Nowolipkach”, jak sama nazwa wskazuje – na Nowolipkach, starożytnej warszawskiej ulicy, uwiecznionej w literaturze, która dzięki wspomnianej knajpce odzyskała cień cienia dawnego klimatu. Bo właśnie takie małe knajpki, z wystawionymi na chodnik stolikami, sprawiają, że ulica żyje. Przypomnijcie sobie ulice paryskie albo wiedeńskie: knajpka na knajpce. Ludzie siedzą, sączą kawę czy drinki, gadają, popatrują po przechodniach. Mają okazję i powód, żeby zatrzymać się w biegu, pobyć ze sobą, dostrzec świat wokół siebie, pomyśleć. A moje Nowolipki do tej pory były tym, czym większość warszawskich ulic, z wyłączeniem Starówki, Nowego Światu i Chmielnej: ciągami komunikacyjnymi dla samochodów i ludzi. Mijających się w pędzie.
No, jeszcze lokalni mieszkańcy, od lat zaopatrujący się w paru okolicznych sklepach, zatrzymali się czasem i pogadali. To na szczęście nie blokowisko, tu się ludzie znają. Ale poza tym – pustka. Szerokie chodniki, które w zamierzeniu powojennych projektantów miały prawdopodobnie dawać oddech, powietrze, przestrzeń, teraz są parkingiem dla niezliczonych dziesiątek blaszaków. (Czytaj: aut.) Samochody na chodnikach i samochody na jezdni wyparły życie społeczne z warszawskich ulic.
A tu takie coś. Pizzeria „Na Nowolipkach”. Ach, jak ja lubię małe swojskie knajpki z klimatem.
W tym momencie zdałam sobie sprawę, że robię właścicielowi pizzerii darmową reklamę. A, co tam. Niech ma. Więcej takich sympatycznych przedsięwzięć. I żeby ludzie mieli więcej kasy, tak by pójście do knajpki było na ich kieszeń. Bo na razie to większość z nas stać na chińszczyznę i falafela w budce. Nie mam nic przeciwko chińszczyźnie i falafelowi, przeciwnie, sama jadam. Ale miło byłoby móc częściej pójść na coś ździebko elegantszego. A nie będzie nas na to stać, jeśli będziemy, jak obecnie, społeczeństwem ekonomicznie rozwarstwionym i nadal się rozwarstwiającym. Trzy procent zamożnych, niewielki (nie pamiętam dokładnie jaki) – mających się umiarkowanie dobrze i armia ludzi żyjących skromnie, muszących się liczyć z każdym groszem. Oni do pizzerii „Na Nowolipkach” nie pójdą: nawet 20 zł to dla nich wydatek. Jak zauważyłam, siadują tam głównie młode japiszony, pracownicy pobliskich biurowców przy Jana Pawła. A sami sobie odpowiedzcie na pytanie, jak uniknąć dalszego rozwarstwiania. Ani partie promujące gospodarkę neoliberalną, ani te zajmujące się głównie pilnowaniem moralności oraz rozliczaniem za przeszłość (plus wzajemne wygryzanie się) wam tego nie zapewnią.
No i wyszło na to, że uprawiam nie tylko kryptoreklamę, ale i wyborczą propagandę. A tymczasem nie wiecie jeszcze nawet, za co i komu chcę tę pizzę postawić. Bo nie za friko, o nie. Tak dobrze nie ma:)
Otóż stawiam pizzę w pizzerii na Nowolipkach osobie, która przekonująco wyjaśni mi na tym blogu, jaki sens miało uchwalenie w swoim czasie przez Radę Warszawy uchwały o gospodarce odpadami w jej obecnej postaci. To znaczy dobrze, że w ogóle jakaś jest; coś się przynajmniej w tej sprawie ruszyło. Co do mnie, to od dziesięciu lat nosiłam segregowane w domu śmieci do odległych pojemników ulicznych, ale drugiej takiej wariatki czy wariata nie znałam w moim otoczeniu. Teraz ludzie, mając pojemniki na podwórku, powoli, z oporem zaczynają się uczyć oddzielania opakowań od śmieci organicznych. Powiedzcie mi jednak: dlaczego za wywóz odpadów segregowanych (tzw. surowcowych) wspólnoty i spółdzielnie są obciążane dodatkowymi kosztami????? Przecież wydawałoby się oczywiste, że aby zachęcić ludzi do segregacji, wytworzyć w nich właściwe nawyki, płacić należałoby wyłącznie za śmieci ogólne, a segregowane powinny być zwolnione od jakichkolwiek kosztów. Segregowaliby wtedy, że hej! Bodźce ekonomiczne są najskuteczniejsze: nikt z nas nie lubi być bity po kieszeni, nawet gdyby chodziło o grosze. A w tej chwili sytuacja jest taka, jaką łatwo można było przewidzieć: ponieważ za każdy kolejny pojemnik na odpady segregowane wspólnoty muszą płacić kolejne pieniądze, wstawia się – żeby uniknąć przewidzianej w uchwale kary - jeden symboliczny, który szybko się przepełnia, i większość odpadów i tak ląduje w pojemniku ogólnym. Takie daje skutki ulubiona przez obecną ekipę zasada oddziaływania na ludzi za pomocą straszenia i kar, a nie edukacji i zachęt. Segregacja odpadów musi się ludziom OPŁACAĆ!!! Inaczej w nosie będą mieli dobro planety.
Howgh. To czekam na wyjaśnienia.
No, jeszcze lokalni mieszkańcy, od lat zaopatrujący się w paru okolicznych sklepach, zatrzymali się czasem i pogadali. To na szczęście nie blokowisko, tu się ludzie znają. Ale poza tym – pustka. Szerokie chodniki, które w zamierzeniu powojennych projektantów miały prawdopodobnie dawać oddech, powietrze, przestrzeń, teraz są parkingiem dla niezliczonych dziesiątek blaszaków. (Czytaj: aut.) Samochody na chodnikach i samochody na jezdni wyparły życie społeczne z warszawskich ulic.
A tu takie coś. Pizzeria „Na Nowolipkach”. Ach, jak ja lubię małe swojskie knajpki z klimatem.
W tym momencie zdałam sobie sprawę, że robię właścicielowi pizzerii darmową reklamę. A, co tam. Niech ma. Więcej takich sympatycznych przedsięwzięć. I żeby ludzie mieli więcej kasy, tak by pójście do knajpki było na ich kieszeń. Bo na razie to większość z nas stać na chińszczyznę i falafela w budce. Nie mam nic przeciwko chińszczyźnie i falafelowi, przeciwnie, sama jadam. Ale miło byłoby móc częściej pójść na coś ździebko elegantszego. A nie będzie nas na to stać, jeśli będziemy, jak obecnie, społeczeństwem ekonomicznie rozwarstwionym i nadal się rozwarstwiającym. Trzy procent zamożnych, niewielki (nie pamiętam dokładnie jaki) – mających się umiarkowanie dobrze i armia ludzi żyjących skromnie, muszących się liczyć z każdym groszem. Oni do pizzerii „Na Nowolipkach” nie pójdą: nawet 20 zł to dla nich wydatek. Jak zauważyłam, siadują tam głównie młode japiszony, pracownicy pobliskich biurowców przy Jana Pawła. A sami sobie odpowiedzcie na pytanie, jak uniknąć dalszego rozwarstwiania. Ani partie promujące gospodarkę neoliberalną, ani te zajmujące się głównie pilnowaniem moralności oraz rozliczaniem za przeszłość (plus wzajemne wygryzanie się) wam tego nie zapewnią.
No i wyszło na to, że uprawiam nie tylko kryptoreklamę, ale i wyborczą propagandę. A tymczasem nie wiecie jeszcze nawet, za co i komu chcę tę pizzę postawić. Bo nie za friko, o nie. Tak dobrze nie ma:)
Otóż stawiam pizzę w pizzerii na Nowolipkach osobie, która przekonująco wyjaśni mi na tym blogu, jaki sens miało uchwalenie w swoim czasie przez Radę Warszawy uchwały o gospodarce odpadami w jej obecnej postaci. To znaczy dobrze, że w ogóle jakaś jest; coś się przynajmniej w tej sprawie ruszyło. Co do mnie, to od dziesięciu lat nosiłam segregowane w domu śmieci do odległych pojemników ulicznych, ale drugiej takiej wariatki czy wariata nie znałam w moim otoczeniu. Teraz ludzie, mając pojemniki na podwórku, powoli, z oporem zaczynają się uczyć oddzielania opakowań od śmieci organicznych. Powiedzcie mi jednak: dlaczego za wywóz odpadów segregowanych (tzw. surowcowych) wspólnoty i spółdzielnie są obciążane dodatkowymi kosztami????? Przecież wydawałoby się oczywiste, że aby zachęcić ludzi do segregacji, wytworzyć w nich właściwe nawyki, płacić należałoby wyłącznie za śmieci ogólne, a segregowane powinny być zwolnione od jakichkolwiek kosztów. Segregowaliby wtedy, że hej! Bodźce ekonomiczne są najskuteczniejsze: nikt z nas nie lubi być bity po kieszeni, nawet gdyby chodziło o grosze. A w tej chwili sytuacja jest taka, jaką łatwo można było przewidzieć: ponieważ za każdy kolejny pojemnik na odpady segregowane wspólnoty muszą płacić kolejne pieniądze, wstawia się – żeby uniknąć przewidzianej w uchwale kary - jeden symboliczny, który szybko się przepełnia, i większość odpadów i tak ląduje w pojemniku ogólnym. Takie daje skutki ulubiona przez obecną ekipę zasada oddziaływania na ludzi za pomocą straszenia i kar, a nie edukacji i zachęt. Segregacja odpadów musi się ludziom OPŁACAĆ!!! Inaczej w nosie będą mieli dobro planety.
Howgh. To czekam na wyjaśnienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz