Pomnik Przyrody nielegalnie ścięty w Warszawie
W centrum Warszawy, był sobie skwer, rosło na ni piękne stare drzewo….
Niestety, ta opowieść już prawie w czasie przeszłym. Skwer co prawda jeszcze jest, ale już prawie nic go nie chroni. A co się stało? Ano w ostatni weekend było tak.
W weekend jak wiadomo organy administracji nie pracują, a służby maja dużo pracy. Postanowił wykorzystać to pewien deweloper. Na należącej do niego działce położonej w prestiżowej lokalizacji w na tyłach hotelu Victoria, rosła stara turecka leszczyna uznana za pomnik przyrody. Deweloper od kilku lat planował wybudowanie tu biurowca. Dotąd na przeszkodzie w realizacji inwestycji stał pomnik przyrody oraz status nieruchomości. Zielony skwer, który zajmuje cały obszar działki wpisany jest do gminnej ewidencji zabytków. Oznacza to, iż – podobnie jak pomniki przyrody - jest on chroniony, a ewentualna decyzja o warunkach zabudowy (tzw. wuzetka), o którą zabiegał inwestor może zostać wydana jedynie po uzgodnieniu z organem konserwatorskim. Starania inwestora o usuniecie drzewa a to poprzez uznanie że nie jet ani stare, ani cenne, wiec nie powinno być uznane za pomnik przyrody, a to że jet w złym stanie i zagraża bezpieczeństwo nie przynosiły rezultatu. Drzewo było odporne nawet na wątpliwej jakości badania, po prostu rosło sobie nadal. W końcu nie jedno widziało, nie jedno przeżyło, przecież jeszcze carów pamiętało. Zielony skwer byłby zatem bezpieczny, gdyby nie zmiany wprowadzone na początku sierpnia. 1 sierpnia wojewoda Zdzisław Sipiera z PiS wypowiedział porozumienie z 2003 roku, na mocy którego społecznemu konserwatorowi została powierzona opieka nad zabytkami w Warszawie. Chodziło o usprawnienie zarządzania zabytkami poprzez przeniesienie odpowiedzialności na organy władzy samorządowej możliwie najniższego szczebla. Od 1 listopada porozumienie przestaje obowiązywać, a za 5 tysięcy decyzji i 2 tysiące zaleceń wydawanych rocznie przez stołecznego konserwatora zabytków będzie od tej pory odpowiadał konserwator wojewódzki. Istnieje zatem ryzyko, iż organ odpowiedzialny za uzgodnienia i postanowienia w zakresie zabytków, pod naporem spraw nie zdoła uzgodnić tej jednej (i wielu innych). Wówczas, przy braku stanowiska konserwatorskiego w terminie 14 dni od dnia doręczenia wystąpienia o uzgodnienie, następuje ono w tzw. trybie milczącym.
Można sobie zadać pytanie, czy deweloper nie wiedział, ze pomników przyrody nie wolno wycinać, nawet w czasach #lexszyszko? Ano pewno wiedział, ale jak zapłaci karę, to i tak w koszty budowy wrzuci. Poza tym przykład idzie z góry. Skoro równie stare drzewa w Puszczy się wycina, to co tam jedno drzewko. A sądy? No cóż, czy mają jeszcze w Polsce jakikolwiek autorytet?
Deweloper zapewne nie miałby takich pokus do oczyszczania działki, gdyby teren objęty był Miejscowym Planem Zagospodarowania Przestrzennego. Ale ani PO od lat rządzące w Warszawie, ani PIS obecnie rządzące w Polsce z MPZP się nie spieszą. Wszak decyzje administracyjne, czyli „wuzetki” to urzędniczy raj totalnej uznaniowości.
I tak podobnie jak wcześniej w parku przy PKiN, w parku przy Dobrej, czy w wielu innych miejscach mamy kolejną historie z cyklu PO stworzyło warunki – PIS przypieczętował. A morał z tej opowieści taki - czy u władzy PO, czy PIS dla deweloperów jednaki raj.
Niestety, ta opowieść już prawie w czasie przeszłym. Skwer co prawda jeszcze jest, ale już prawie nic go nie chroni. A co się stało? Ano w ostatni weekend było tak.
W weekend jak wiadomo organy administracji nie pracują, a służby maja dużo pracy. Postanowił wykorzystać to pewien deweloper. Na należącej do niego działce położonej w prestiżowej lokalizacji w na tyłach hotelu Victoria, rosła stara turecka leszczyna uznana za pomnik przyrody. Deweloper od kilku lat planował wybudowanie tu biurowca. Dotąd na przeszkodzie w realizacji inwestycji stał pomnik przyrody oraz status nieruchomości. Zielony skwer, który zajmuje cały obszar działki wpisany jest do gminnej ewidencji zabytków. Oznacza to, iż – podobnie jak pomniki przyrody - jest on chroniony, a ewentualna decyzja o warunkach zabudowy (tzw. wuzetka), o którą zabiegał inwestor może zostać wydana jedynie po uzgodnieniu z organem konserwatorskim. Starania inwestora o usuniecie drzewa a to poprzez uznanie że nie jet ani stare, ani cenne, wiec nie powinno być uznane za pomnik przyrody, a to że jet w złym stanie i zagraża bezpieczeństwo nie przynosiły rezultatu. Drzewo było odporne nawet na wątpliwej jakości badania, po prostu rosło sobie nadal. W końcu nie jedno widziało, nie jedno przeżyło, przecież jeszcze carów pamiętało. Zielony skwer byłby zatem bezpieczny, gdyby nie zmiany wprowadzone na początku sierpnia. 1 sierpnia wojewoda Zdzisław Sipiera z PiS wypowiedział porozumienie z 2003 roku, na mocy którego społecznemu konserwatorowi została powierzona opieka nad zabytkami w Warszawie. Chodziło o usprawnienie zarządzania zabytkami poprzez przeniesienie odpowiedzialności na organy władzy samorządowej możliwie najniższego szczebla. Od 1 listopada porozumienie przestaje obowiązywać, a za 5 tysięcy decyzji i 2 tysiące zaleceń wydawanych rocznie przez stołecznego konserwatora zabytków będzie od tej pory odpowiadał konserwator wojewódzki. Istnieje zatem ryzyko, iż organ odpowiedzialny za uzgodnienia i postanowienia w zakresie zabytków, pod naporem spraw nie zdoła uzgodnić tej jednej (i wielu innych). Wówczas, przy braku stanowiska konserwatorskiego w terminie 14 dni od dnia doręczenia wystąpienia o uzgodnienie, następuje ono w tzw. trybie milczącym.
Można sobie zadać pytanie, czy deweloper nie wiedział, ze pomników przyrody nie wolno wycinać, nawet w czasach #lexszyszko? Ano pewno wiedział, ale jak zapłaci karę, to i tak w koszty budowy wrzuci. Poza tym przykład idzie z góry. Skoro równie stare drzewa w Puszczy się wycina, to co tam jedno drzewko. A sądy? No cóż, czy mają jeszcze w Polsce jakikolwiek autorytet?
Deweloper zapewne nie miałby takich pokus do oczyszczania działki, gdyby teren objęty był Miejscowym Planem Zagospodarowania Przestrzennego. Ale ani PO od lat rządzące w Warszawie, ani PIS obecnie rządzące w Polsce z MPZP się nie spieszą. Wszak decyzje administracyjne, czyli „wuzetki” to urzędniczy raj totalnej uznaniowości.
I tak podobnie jak wcześniej w parku przy PKiN, w parku przy Dobrej, czy w wielu innych miejscach mamy kolejną historie z cyklu PO stworzyło warunki – PIS przypieczętował. A morał z tej opowieści taki - czy u władzy PO, czy PIS dla deweloperów jednaki raj.