Po tylu latach obserwowania z pierwszej ręki różnego rodzaju prób "integracji lewicy" pozostaję wobec nich głęboko sceptyczny. Nie dlatego, że nigdy nie działają, ale dlatego, że bardzo rzadko są one rezultatem rzetelnego przepracowania różnic i zastanowienia się nad tym, co naprawdę dane siły łączy. Widać to w programowej miałkości dokumentów programowych tego typu połączonych inicjatyw, operujących na dużym stopniu ogólności. Jeśli ich jedynym celem miałoby być odsunięcie od władzy partii X czy Y po to, by potem pogrążać się w wewnętrznych sporach, bo nie przedyskutowało się takich kwestii jak np. kształt systemu podatkowego czy funkcjonowanie systemu ochrony zdrowia, to tego typu inicjatywy zupełnie mnie nie przekonują.
Dla porównania - wariant kanadyjski. Trzy partie okupujące przestrzeń na lewo od Partii Konserwatywnej - liberałowie, socjaldemokraci i zieloni - w wyniku systemu większościowego mogą zdobywać więcej głosów niż partia premiera Harpera, ale i tak lądują w opozycji. Kanadyjski działacz społeczny Adam Shedletzky proponuje im zatem jednorazowy (a nie trwały) polityczny sojusz: wyłonienie w okręgach, w których jest szansa na pokonanie konserwatystów, wspólnego kandydata/kandydatki w prawyborach. Partie zachowałyby odrębność programową, startowałyby samodzielnie w reszcie okręgów, a osobne listy tym bardziej zostałyby zachowane w wypadku przeprowadzenia reformy wyborczej i wprowadzenia systemu proporcjonalnego.
Jak na dłoni widać tu różnicę podejść między kanadyjskimi a polskimi podejściami do współpracy międzypartyjnej.
Dla porównania - wariant kanadyjski. Trzy partie okupujące przestrzeń na lewo od Partii Konserwatywnej - liberałowie, socjaldemokraci i zieloni - w wyniku systemu większościowego mogą zdobywać więcej głosów niż partia premiera Harpera, ale i tak lądują w opozycji. Kanadyjski działacz społeczny Adam Shedletzky proponuje im zatem jednorazowy (a nie trwały) polityczny sojusz: wyłonienie w okręgach, w których jest szansa na pokonanie konserwatystów, wspólnego kandydata/kandydatki w prawyborach. Partie zachowałyby odrębność programową, startowałyby samodzielnie w reszcie okręgów, a osobne listy tym bardziej zostałyby zachowane w wypadku przeprowadzenia reformy wyborczej i wprowadzenia systemu proporcjonalnego.
Jak na dłoni widać tu różnicę podejść między kanadyjskimi a polskimi podejściami do współpracy międzypartyjnej.
Bartłomiej Kozek
Autor posta na Twitterze: @BartlomiejKozek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz