2 maja to dzień, w którym Kanadyjki i Kanadyjczycy poszli głosować w kolejnych, przedterminowych wyborach parlamentarnych - czwartym federalnym głosowaniu w ciągu ostatnich 7 lat. Aktualne wybory spowodowane zostały bezprecedensowym w historii kanadyjskiego parlamentu wydarzeniem - przyjęciem przez izbę niższą wotum nieufności wobec mniejszościowego rządu konserwatysty, Stephena Harpera. Ze względu na różnicę czasową oraz fakt, że sama w samej Kanadzie stref czasowych jest kilka, w momencie kiedy piszę te słowa trudno jeszcze myśleć o ich wynikach. Można za to - i to raczej bez pudła - rzucić nieco światła na sensację ostatnich przedwyborczych sondaży, socjaldemokratyczną partię NDP Jacka Laytona.
Jak do tej pory Nowa Partia Demokratyczna, której korzenie sięgają dawnego sojuszu organizacji rolniczych, spółdzielczych oraz związków zawodowych, była trzecią pod względem wielkości siłą polityczną w Kanadzie. W poprzednich wyborach w roku 2008 otrzymała ona 18,18% głosów, co nieco wzmocniło jej parlamentarną reprezentację, nadal jednak sporo dzieliło ją od drugiej w notowaniach Partii Liberalnej, która po latach rządzenia przestała radzić sobie z rolą głównej siły opozycyjnej. Przesunięcie kanadyjskiej sceny politycznej na prawo wyniosło do władzy polityka i partię, której retoryką i stylem działania było bardzo blisko do republikańskiej ekipy George'a Busha. Cięcia podatków dla korporacji czy też uparte torpedowanie globalnych wysiłków na rzecz zahamowania zmian klimatu sprawiły, że międzynarodowy wizerunek Kanady zaczął podupadać. Konfrontacyjna polityka wewnętrzna Harpera poważnie utrudniła mu rządzenie, daleko mu bowiem było do koncyliacyjnych umiejętności innych, mniejszościowych rządów. Gdy pojawiła się realna szansa koalicji dwóch partii opozycyjnych - Liberałów i NDP, wspieranych przez Blok Quebecu, Harper doprowadził do efektywnego zawieszenia sesji parlamentu, aż do czasu, gdy koalicja ta uległa rozkładowi.
Niemrawa centrowość Liberałów miała być przełamana przez nowego lidera, inteligentnego autora kilkunastu książek, Michaela Ignatieffa. Okazało się jednak podczas tej przyspieszonej kampanii, że brak mu charyzmy mogącej przekonać Kanadyjki i Kanadyjczyków do tego, że uda się mu wyrwać władzę z rąk konserwatystów. Nagle, w okolicach Wielkanocy, sondażowa fala zmian trafiła na nagłówki wszystkich czołowych mediów. Liberałowie, którzy już 3 lata temu zanotowali rekordowo niski wynik - 26,26% głosów - zostali wyprzedzeni przez Nową Partię Demokratyczną Jacka Laytona. Layton, wytrawny polityczny gracz, "swój chłop" z wąsem pod nosem i niewątpliwą charyzmą, zaczął przekonywać do siebie coraz większą ilość osób chcących oddać w wyborach swój głos. Jego chwila prawdy zaczęła się po telewizyjnych debatach, kiedy załamało się w Quebecu poparcie dla dotychczas dominującego w tej prowincji Bloku, po czym przeszło ono do NDP. W kolejnych prowincjach sytuacja się powtórzyła, przy czym w anglojęzycznej Kanadzie jej ofiarą padli Liberałowie.
Ostatnie, przedwyborcze sondaże pokazywały, że NDP może zdobyć od 30 do 33% głosów, podczas gdy Konserwatyści - od 34 do 37, zaś Liberałowie - jedynie 19-21%. Proporcje te mają kluczowe znaczenie w większościowym systemie politycznym Kanady, jeśli bowiem lewicowe i centrowe głosy ulegną dużemu podziałowi, co jest całkiem prawdopodobne w kluczowej pod względem ilości miejsc prowincji Ontario, Partia Konserwatywna może zdobyć na tyle dużo mandatów, by zapewnić sobie samodzielne, większościowe rządy. To, że istnieje taka możliwość nie oznacza jeszcze, że tak być musi - po pierwsze, coraz więcej prognoz wskazuje na szansę zdobycia przez formację Laytona nawet ponad 100 posłanek i posłów w liczącej 308 osób Izbie Gmin. Oznacza to możliwość zdobycia większości przez koalicję NDP i Liberałów - to scenariusz, którego Stephen Harper bardzo się boi i przed którym ostrzegał swój elektorat w okresie kampanii. Niewykluczone, że w wyniku przejęcia olbrzymiej większości mandatów kosztem Bloku Quebecu, poparcie tej ostatniej formacji nie będzie konieczne do objęcia władzy. Stanowisko oficjalnego lidera opozycji Layton ma już praktycznie w kieszeni, za kilkanaście godzin dowiemy się, czy będzie miał też szansę na zostanie premierem (ostatecznie okazało się, że jednak nie - aktualizacja po godz. 12.00).
Jakie są główne hasła NDP w tej kampanii? Obietnice na pierwsze 100 dni rządzenia obejmują zwiększenie ilości lekarzy oraz pielęgniarek, współpracę z prowincjami federacji na rzecz podwojenia wysokości emerytur, zmniejszenie o dwa punkty procentowe, do 9%, opodatkowania małych przedsiębiorstw, zerowy VAT na ocieplanie domów oraz odbudowę klimatu współpracy między kanadyjskimi partiami politycznymi. Mając w pamięci autorytarne zapędy premiera Harpera, formacja Laytona będzie działać na rzecz ograniczenia możliwości odraczania sesji parlamentu, zniesienia niewybieralnego Senatu i wprowadzenia zmian w ordynacji wyborczej, prowadzących do większej proporcjonalności Izby Gmin. Ambitne plany wydatkowe, związane między innymi z poprawą programów socjalnych czy ambitnymi działaniami na rzecz ekologicznej reformy gospodarki dla wielu poddawały w wątpliwość obiecaną przez Laytona możliwość zbilansowania w ciągu najbliższych 4 lat budżetu, ale NDP twierdzi, że dzięki przywróceniu stawki opodatkowania korporacji do poziomu 19,5%, zakończeniu subsydiowania paliw kopalnych i walce z lokowaniem pieniędzy w rajach podatkowych sztuka ta może się udać. Zobaczymy, czy takie plany znajdą wśród Kanadyjek i Kanadyjczyków na tyle duży posłuch, by zakończyć rządy Partii Konserwatywnej. Już wkrótce poznamy ich werdykt, interesujący nas tym bardziej, że Zieloni stoją tu przed szansą na kolejny przełom w ich działalności - ale o tym w kolejnym poście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz