24 września 2010

Bezradność Radzi

Są takie dziedziny życia społecznego i politycznego, w które staram się nie zagłębiać. Nie dlatego, by miały one być nieinteresujące, wręcz przeciwnie - po prostu bardzo mocno szkodzą na zdrowie z powodu wyzwań związanych z politycznymi realiami nad Wisłą. Są znane i cenione przeze mnie osoby, które na danych tematach się znają i znajdują się na czele walki z pełzającą głupotą, coraz bardziej odstającą od europejskiej średniej. Ufam ich zdaniu, bardzo je sobie cenię, i zarazem podziwiam za cierpliwość w zajmowaniu się kwestiami, które już dawno powinny zostać zamknięte z pozytywnym rezultatem wyjścia przynajmniej z mentalnych, europejskich półperyferiów. Wygląda na to, że byłoby za prosto. Pech sprawił, że z setek, tysięcy kompetentnych osób - kobiet i mężczyzn - zajmujących się realizacją zasady równości w prawie i życiu społecznym Donald Tusk zdecydował się postawić na jedyną, niepowtarzalną i niezwykle irytującą polityczkę - Elżbietę Radziszewską.

Rzeczonej osobie udała się sztuka zrażenia do Platformy Obywatelskiej (postacią inną niż Jarosław Gowin) osób, dla których równy status kobiet i mężczyzn czy zmniejszanie zakresu dyskryminacji w życiu codziennym są ważnymi tematami. Na dobrą sprawę, gdyby popatrzeć na sprawę z bardzo minimalistycznego punktu widzenia, całkiem poprawnie byłoby, gdyby - w ramach apatycznej, ale jednak akceptowalnej normy - zajmowała się implementacją unijnych zaleceń i od czasu do czasu pojawiała się na imprezach innych niż msze w kościele. Prawa do uczestnictwa w życiu religijnym nikt jej nie odmawia, ale za zaniedbania i jawne działania na szkodę równych szans w Polsce trudno uzyskać jej rozgrzeszenie, chociażby środowisk feministycznych i gejowskich. Zobaczmy na kilka, pierwszych z brzegu kwestii: płciowa luka płacowa między kobietami a mężczyznami w Polsce wynosi ok. 18%, a wśród osób z wyższym wykształceniem potrafi sięgnąć nawet 30%. Z wielkim wysiłkiem udało się przeforsować ustawę, zakazującą bicia dzieci. Osoby homoseksualne nadal bywają ofiarami przemocy ze względu na swoją orientację. Osoby z niepełnosprawnościami często mają problemy z poruszaniem się w przestrzeni publicznej czy korzystaniem ze stron internetowych instytucji publicznych.

I co? I nic, pani minister bryluje w udowadnianiu w wywiadach prasowych, jak niewiele może, a mimo to - jak wiele robi. Wystarczy spytać działaczki Feminoteki czy osoby współpracujące z Kampanią Przeciw Homofobii, by otrzymać druzgocące recenzje przeszło dwóch lat jej działań. Z kim, jeśli nie z organizacjami pozarządowymi, od lat działającymi na rzecz urzeczywistnienia bardziej egalitarnego społeczeństwa, Elżbieta Radziszewska chciałaby realizować swoje cele? Jak na razie jej największym osiągnięciem zdaje się doprowadzenie do sytuacji, kiedy w jeden dzień grupa jej przeciwniczek i przeciwników na Facebooku wzrosła z dwóch do pięciu tysięcy osób. Wszystko dzięki wrodzonemu wdziękowi słonia w składzie porcelany, z którym zdecydowała się odpowiedzieć na merytoryczne uwagi Krzysztofa Śmiszka z Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego. Gdy ten rzeczowo wskazywał, jak brzmią unijne definicje dyskryminacji i obalał twierdzenia pani minister, jakoby niezatrudnienie przez szkołę katolicką lesbijki jako nauczycielki nie stanowiło niczego zdrożnego, niezawodna zwolenniczka koronacji Matki Boskiej Trybunalskiej na patronkę Sejmu (czym niewątpliwie przyczyniała się do realizacji idei neutralności światopoglądowej instytucji publicznych) zdecydowała się wykazać, że Śmiszek jest gejem, wszak "tajemnicą poliszynela jest to, kim jest pański partner". Tyle próby rzeczowej dyskusji.

W rzeczową dyskusję z Radziszewską mało kto zdaje się wierzyć. Jeśli sama uznaje, że argumentem z homoseksualizmu może zamknąć usta osobie, od wielu lat zajmującej się tematyką antydyskryminacyjną, to rozmawiać z nią nie ma zasadniczo o czym. Jedynym wyjściem z sytuacji byłaby jej dymisja. Jeśli trudno komuś uwierzyć, że nauczycielka-lesbijka może uczyć w szkole matematyki czy geografii, bo z całą pewnością "skazi dzieci swą rozpustą", to problem mają takie właśnie osoby, a nie te, które z takimi nierzadko zabobonnymi przekonaniami walczą. Szwecja dziwnym trafem nie zawala się, mimo iż w podręcznikach do wychowania seksualnego dla dzieciaków w 3 klasie podstawówki są nagie kobiety i mężczyźni (w tym z nadwagą czy na wózku inwalidzkim), czy że urlop rodzicielski dużo bardziej równo dzielą między sobą kobiety i mężczyźni. Niestety, w polskiej debacie publicznej łatwo uznać to za "socjalistyczne ekscesy", dążenie do regulacji prawnych dla par tej samej płci nazwać "przywilejem", a rezolucje Parlamentu Europejskiego, piętnujące homofobię, kwitować stwierdzeniami w stylu "co złego, to nie my. Źle to może być w Iranie - jak z ZChN-owską trzeźwością stwierdza Stefan Niesiołowski, zapominając, że wiele organizacji nie ma problemu jednocześnie zajmować się łamaniem praw człowieka w Iranie, jak i w Polsce.

Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak zaprosić wszystkich, mających nieco czasu (albo przerwę w pracy) na demonstrację pod kancelarią Prezesa Rady Ministrów w Alejach Ujazdowskich w najbliższy poniedziałek o 13.00. Może być głośno - tym bardziej, że w ruch iść mają garnki i łyżki, którymi być może nie wystukamy od razu Elżbiety Radziszewskiej z urzędu, ale przynajmniej nieco poprzeszkadzamy w wymyślaniu przez nią kolejnych bon motów, za pomocą których jeszcze bardziej oddalać będzie mentalną i kulturową modernizację tego kraju.

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...