Najtrudniej z tym bywa chyba wtedy, kiedy jakiś film widziało się na własne oczy, wyrobiło się o nim zdanie i nie za bardzo chce się je porzucać. To tym trudniejsze u mnie - mam bowiem zasadę, że raczej unikam powtórnego oglądania filmów czy ponownej lektury książek, które już przerobiłem. Bywają wyjątki, ale będące raczej efektem musu (jak np. napisanie pracy rocznej) niż potrzeby reinterpretacji. W takich sytuacjach na własnej skórze przekonać się mogę, jak dużą rolę w recepcji jakiegoś dzieła kultury ma narzędziownia poznawcza, jaką dysponuje się w danym momencie. Dla przykładu - film "Cześć Tereska" podobał mi się z powodów, które piszący o niej tekst Jarosław Pietrzak pokazuje jako dominujące odczytanie - chodzi zatem o sam fakt ukazania biedy i jej "prawdziwość", która okazuje się być złudna i podporządkowana ideologicznym założeniom. Główna bohaterka - jak zauważa Pietrzak - jest sama sobie winna, mogła bowiem zająć się modą po szkole krawieckiej, ale woli odrzucić pomocną dłoń, wyciąganą przez instytucje publiczne i kościół, by kontynuować staczanie się na dół społecznej hierarchii. Pokazuje to zdominowanie myślenia o społecznych bolączkach w kategoriach li tylko indywidualnego wyboru, nie zaś - systemowego problemu. Po lekturze całego zestawu tekstów widać wyraźnie, że całościowe portretowanie rzeczywistości, problemów, a nie jedynie pojedynczych historii, nie jest aktualnie najbardziej rozpowszechnionym sposobem na kręcenie filmów.
Różne perspektywy interpretacyjne poszczególnych produkcji są niewątpliwą zaletą "Kina polskiego 1989-2009", niemniej jednak należy czasem brać je w nawias. Blisko siebie sąsiadują na przykład wspomniany już przeze mnie tekst o filmie "Cześć Tereska" z impresją Igora Stokfiszewskiego na temat moim zdaniem dobrego "Długu". Autor chciałby, by w filmie więcej było uniwersalnej etyki, z punktu widzenia której jakiekolwiek morderstwo, nawet, jeśli dokonane w praktyce w obronie własnej, jest czynem złym. Zasadniczo zgoda, w takim razie jednak powinno w takim tekście pojawić się więcej wzmianek o potrzebie silnych instytucji, m.in. publicznych (policja, sądownictwo), umożliwiających wymierzanie sprawiedliwości przez nie, nie zaś za pomocą samosądu. Idąc zresztą takim tokiem myślenia, narazilibyśmy się na odczytanie losów Tereski, będące wodą na młyn neoliberałom - czy również i ona nie popełniła szeregu czynów będących na bakier z etyką? Skoro chcemy już stosować uniwersalną etykę, to albo należałoby okazać więcej zrozumienia znajdujących się w stanie zagrożenia przedsiębiorcom (wszak ich życie jest również wartością cenną, czyż nie?), albo oczekiwać więcej wobec młodej dziewczyny. Ponieważ ta druga myśl wydaje mi się bardziej zdehumanizowana, wolę zauważyć problem niesprawnego państwa i jego instytucji.
Tak naprawdę warto by było opisać większość tekstów tego zbioru, ale dużo lepiej po prostu zachęcić do lektury. Na mnie niezmiernie mocne wrażenie zrobił tekst Bożeny Umińskiej-Keff na temat "Rewersu". Dziś w polskim kinie nie potrzebujemy już figury Żyda - obcego, który z zewnątrz zatruwa życie "prawdziwym Polakom". Ponieważ nasza historia daje milion okazji do tego, by wytłumaczyć przyjście zła z zewnątrz, dziś może ono zatruwać nawet "etnicznie rdzenną ludność". Najlepiej jednak, by jakiś uzasadniający fakt podatności feler miała - na przykład przynależność do niskiej klasy społecznej. Toporek, chłop spod ciemnej gwiazdy, funkcjonariusz obcego systemu, w II RP mógł dzięki łaskawości szlachcica zostać mechanikiem samochodowym. W nowym, ludowym systemie do awansu społecznego nie potrzebował takowej łaski. Ponieważ, niczym traktorzystka, jest figurą niepokojącą, zatem trzy główne bohaterski - inteligentki o szlacheckim pochodzeniu - decydują się na jego uśmiercenie. Na przerwanie ciąży jednej z nich, a będącej efektem zalotów Toporka, już niekoniecznie. Na przykładzie tego filmu Umińska-Keff pokazuje, w jaki sposób działa wybielanie historii, zamiatanie pod dywan wszelkich odcieni szarości narodowych dziejów, skutkujące absurdalnym replikowaniem wśród osób o jak najbardziej ludowym pochodzeniu wizji powstania styczniowego jako samotnego starcia polskich "warstw oświeconych" nie tylko z aparatem caratu, ale także z "ciemnym ludem", zdzierającym buty z trupów narodowych bohaterów. W ten sposób dziś prawie każdy pragnie wyszukać szlachecki herb w swojej rodzinie...
Autorek i autorów dobrych tekstów, pisanych z różnych perspektyw - socjologicznych, feministycznych czy kulturoznawczych - nie brakuje. Kazimiera Szczuka przedstawia ciekawą analizę "Placu Zbawiciela", Michał Zygmunt zwraca uwagę na to, że fantastycznonaukowe wizje Piotra Szulkina są równie aktualne dziś, w neoliberalnym kapitalizmie, co były w czasie schyłkowego PRL-u, a Krzysztof Tomasik analizuje na przykładzie "Kochanków z Marony", jak temat tabu - w tym wypadku skomplikowany, nieheteronormatywny trójkąt miłosny - pomimo rzekomej "większej otwartości" - nadal prezentowany jest tak, by dominowała w jego obrębie relacja heteroseksualna. Jest co czytać, także o filmowym przedstawianiu wsi, jej mieszkanek i mieszkańców, konstruowaniu męskości w "Psach", konserwatywnych i liberalnych odczytaniach pułapki języka w "Wojnie polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną", pracy ideologii w filmach takich jak "Karol", "Prymas" czy "Katyń". Nie zawsze trzeba z prezentowanymi w zbiorze poglądami się zgadzać, dla wielu osób prezentowane w nim opinie mogą być bardzo kontrowersyjne - ale to właśnie ten fakt jest największą zaletą "Kina polskiego 1989-2009. Historii krytycznej". Temperatura sporu u osób po jego lekturze może być przez to równie wysoka, co temperatury za oknem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz